Fundacja Ocalenie alarmuje, że koczujący na granicy z Białorusią są chorzy, a jedna z kobiet nie wstaje i lada moment może tam dojść do tragedii. – Najchętniej pojechałabym do ministra Mariusza Błaszczaka i błagała go o pomoc na kolanach – mówi Faktowi Janina Ochojska, założycielka i prezes Polskiej Akcji Humanitarnej.
W Usnarzu Górnym, na granicy polsko-białoruskiej, od kilkunastu dni koczuje grupa migrantów, którzy nie są wpuszczani do Polski przez naszą Straż Graniczną i żołnierzy. Pogranicznicy podają, że w obozowisku są 24 osoby, w tym cztery kobiety.
Według Fundacji Ocalenie, grupa liczy 32 osoby, a 12 z nich jest ciężko chorych. W najcięższym stanie jest 52-letnia kobieta, która przebywa w koczowisku z dziećmi. Z pomocą uchodźcom do Usnarza Górnego przyjechali politycy opozycji. Na miejscu pojawiła się wicemarszałek Senatu Gabriela Morawska-Stanecka, a we wtorek poseł KO Franek Sterczewski usiłował dostarczyć migrantom leki i jedzenie. Politycy nie zostali jednak dopuszczeni do obozowiska przez pograniczników.
Usnarz Górny. Janina Ochojska ws. osób na granicy polsko-białoruskiej
– Po raz pierwszy czuję się bezradna. Pisanie listów i apeli nie daje żadnego efektu. Gdyby wpuszczono tych migrantów do Polski, można by ich leczyć, ubrać, dać im schronienie. Ta decyzja zależy od ministra obrony Mariusza Błaszczaka. Straż Graniczna i minister Błaszczak łamią prawo, nie mogą przetrzymywać tych ludzi na granicy – mówi Faktowi Janina Ochojska. – Rozmawiałam z siostrą Małgorzatą Chmielewską. Powiedziała: „Zawsze musi ktoś umrzeć, żeby coś się ruszyło”.
Na łamanie prawa przez polski rząd zwraca też uwagę rzecznik praw obywatelskich prof. Marcin Wiącek. Napisał list do Mateusza Morawieckiego, w którym podkreślił, że Straż Graniczna ma obowiązek przyjąć od uchodźców wnioski o ochronę międzynarodową w Polsce. Zdaniem Wiącka, działania pograniczników naruszają konwencję genewską i ustawę o cudzoziemcach.
– Najchętniej pojechałabym do ministra Błaszczaka i błagała go na kolanach, chociaż nie dam rady, bo jeżdżę na wózku., Ale nie wiem, czy to by poskutkowało – mówi nam Janina Ochojska.
Europosłanka zwraca uwagę, że dostępu do uchodźców nie ma też Polski Czerwony Krzyż, który stara się uzyskać zgodę Białorusi na wejście z pomocą humanitarną dla migrantów. Bez skutku. – Międzynarodowy Czerwony Krzyż ma prawo wchodzić do więzień i osób przetrzymywanych, ale nawet oni nie mają dostępu do tych ludzi. Czekają na decyzję Białorusinów. Kiedyś pomagaliśmy na Białorusi i pamiętam, że otrzymanie zgody na wjazd z pomocą humanitarną bardzo długo trwało – mówi nam prezes PAH.
„Przygotujmy się, bo uchodźcy już idą”
Rząd Morawieckiego nie zgadza się na wpuszczenie migrantów z koczowiska do naszego kraju, bo uważa, że ich obecność na granicy jest elementem wojny hybrydowej, jaką Łukaszenka prowadzi przeciwko Polsce. – Trzeba pokazać światu, że przez Polskę nie będzie korytarza dla nielegalnej emigracji. W 2015 roku na granicy turecko-greckiej też najpierw dwie osoby przeszły, a potem tysiące – powiedział „Gazecie Wyborczej” poseł Kazimierz Smoliński z PiS.
Janina Ochojska uważa, że jest to celowe straszenie Polaków. – Wpuszczenie garstki ludzi do Polski nie oznacza, że za chwilę pojawią się tam nowi. Trzeba jednak mieć świadomość tego, że na naszej granicy może pojawić się nawet 10 tys. uchodźców z Afganistanu czy Syrii. Zresztą tysiąc czy 10 tys. uchodźców, to jest nic dla 38-milionowego państwa. Ludzie są gotowi pomagać, wsparcie deklarują też samorządy. To naprawdę dałoby się zrobić, tylko musiałaby być wola pomoc tym ludziom – podkreśla europosłanka. – Mamy obowiązek pomocy humanitarnej i przygotowujmy się do tego, że uchodźcy już idą. Główny napływ będzie z Afganistanu, bo talibowie już przeprowadzają tam egzekucje, a kobiety nie mogą wychodzić z domu – dodaje Janina Ochojska.
Źródło: fakt.pl