Polska

Skażenie Odry. Wstrząsająca relacja właścicielki przystani nad skażoną rzeką. „Woda zmieniła kolor na limonkowy, parzyła w ręce”

Polska i niemiecka strony opublikowały odrębne raporty dotyczące skażenia Odry, z której tylko od lipca do 12 września wyłowiono niemalże 250 ton śniętych ryb. Kierowany przez Annę Moskwę resort klimatu i środowiska orzekł, że przyczyną dramatu były złote algi, a eksperci twierdzą, że źródłem kłopotów miały być Kanał Gliwicki i Śląsk. W wywiadzie dla „Faktu” właścicielka jednej z nadodrzańskich przystani opowiedziała o wstrząsającym widoku, jaki ukazał się jej oczom już kilka miesięcy temu. Wówczas wszelkie martwiące doniesienia były jednak ignorowane.

Katastrofa ekologiczna na Odrze była jedną z większych afer ostatnich miesięcy. Masowy pomór ryb i innych zwierząt stał się przyczyną gorącej debaty o stanie polskiego środowiska naturalnego i podejściu, jakie ma do troski o nie obóz władzy.

Mimo iż pierwsze doniesienia o martwych rybach pojawiały się już pod koniec lipca, do połowy sierpnia służby państwowe nie podejmowały żadnych zorganizowanych działań, a także nie informowały o zagrożeniu mieszkańców nadodrzańskich terenów. Śnięte zwierzęta z rzeki wyławiali zaś wędkarze i wolontariusze.

Spóźniona reakcja rządzących, zarządu Wód Polskich i podmiotów odpowiedzialnych za ochronę środowiska nie bez przyczyny stała się przedmiotem krytyki i oburzenia. O zaniechaniu głośno mówiła również strona niemiecka, która miała żal, że o skażeniu granicznej rzeki przez długi czas milczano.

Polskie władze, oczywiście, utrzymują, że interwencja nastąpiła od razu, gdy tylko dowiedziano się o problemie, jednak na co innego wskazują relacje osób, które żyją w pobliżu rzeki. Te twierdzą, że niepokojące symptomy tego, iż coś dzieje się z Odrą, widoczne były już nawet wiosną.

Przerażające relacje nadodrzańskich mieszkańców

– Widziałam przy pomoście setki śniętych ryb. Widoczne były zmiany w fizycznej naturze wody, zmieniła ona kolor na limonkowy, parzyła w ręce. Takiego koloru nigdy nie widziałam. Glony, które porastały nasze elementy w wodzie, odbarwiały się. Były bez chlorofilu, białe jak włosy starca – opowiedziała w rozmowie z „Faktem” Ewa Sternal, właścicielka przystani żeglarskiej Marina w Gliwicach.

W tym samym czasie o pianie głośno było także wśród wędkarzy, mieszkańców Gliwic i jednej z radnych z Łabęd. Pierwszy pomór miał mieć miejsce tak naprawdę już na początku kwietnia w Kanale Gliwickim, co potwierdza Grzegorz Marcinkiewicz, mistrz wędkarski i youtuber.

– Smród był niesamowity. Wody Polskie tłumaczyły, że to przyducha wiosenna, dlatego ryby umierają – wspominał.

Jedyną reakcją ze strony Wód Polskich miało być wówczas upuszczanie wody z Kanału i to podczas tarła ryb. – Kanał Gliwicki był martwy. Woda w kanale była od koloru seledynowego, zmieniała się kolor w brunatny, przypominała gnojówkę. To wszystko szło do naszej Odry – mówił Marcinkiewicz.

Wędkarze dokumentowali wszystko na nagraniach, a także wystosowali do Wód Polskich odezwę z prośbą o poważne traktowanie ich doniesień. Urzędnicy utrzymywali jednak stanowczo, że piana to efekt spiętrzenia wody lub przyduchy.

Państwowe organy zignorowały problem

Nienaturalna ilość piany płynęła swobodnie całym Kanałem przez część wiosny i lato, ale nikt oprócz zwykłych ludzi nie interesował się tym tematem. Działania zaradcze podjęto dopiero wtedy, gdy wybuchła afera, a na interwencję było juz za późno, bo skażona woda przedostała się otwartymi śluzami w dół Odry.

Jeszcze kilka dni przed dramatem nad rzeką był naukowiec z Uniwersytetu Śląskiego dr hab. Andrzej Woźnica, którego zdaniem, to właśnie w Kanale Gliwckim rozwinął się najprawdopodobniej glon wywołujący złociste algi. Ich toksyny działają na podobnej zasadzie jak detergenty, dlatego ich obecności towarzyszy widok przypominający wlanie do wody płynu do mycia naczyń.

Jeśli zaś chodzi o samo pojawienie się alg, te występują w wodach o wysokim zasoleniu. W Odrze mamy do czynienia właśnie z takowym, ze względu na liczne ścieki do niej odprowadzane.

To zanieczyszczenia komunalne pochodzące z całego terenu aglomeracji oraz przemysłowe z kopalń, zarówno tych czynnych, jak i nie. Odra jest w tej niekomfortowej sytuacji, że wzdłuż jej biegu znajdują się ośrodki najcięższego przemysłu: huta, zbrojeniówka, zakłady azotowe, kopalnia miedzi i fabryka celulozy, a z pól spływają szkodliwe nawozy.

Historia może się powtórzyć

Ewa Sternal nie ukrywa, że po tym, co widziała tej wiosny, obawia się, że sytuacja może się powtórzyć. To problem nie tylko kwestii ekologicznej, ale też biznesowej, bo przez skażenie Odry jej firma odnotowała poważne straty.

Niestety, lęk ten nie jest nieuzasadniony, bo, jak wyjawia dr hab. Andrzej Woźnica, algi znów z dużą dozą prawdopodobieństwa mogą zakwitnąć.

– Nikt nie zamknie zakładów, ale trzeba reagować szybciej. Przygotować się nawet na to, by chemicznymi środkami utrzymywać odpowiednie pH Odry, by nie dopuścić do rozwoju alg – oznajmia.

Czytając raport, zaprezentowany przez ministerstwo środowiska, można mieć niemałe wątpliwości co do tego, czy którykolwiek z tych postulatów zostanie spełniony, bowiem naukowcy i urzędnicy, zdiagnozowali jedynie przyczynę śmierci rzeki, ale zupełnie pominęli ustalenia dotyczące tego, co stało za rozkwitem alg i całkowicie przemilczeli kwestię odpowiedzialności ludzkiej.

Źródło: goniec.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close