Wiadomości

Zarzucił rządowi kłamstwo z powodu śmierci ojca. Poseł Obaz: Nie sortujcie pacjentów

– Najbardziej dotknęło mnie to, że pan kłamie – zwrócił się poseł Robert Obaz (Lewica) do ministra zdrowia Adama Niedzielskiego. Polityk z mównicy sejmowej powiedział o śmierci swojego ojca, który chorował na raka i nie doczekał ratującej życie operacji. Operacja miała zostać przełożona trzy razy z powodu epidemii covid–19.

  • W zeszłym tygodniu rząd PiS za pośrednictwem NFZ nakazał szpitalom maksymalne ograniczyć wykonywanie zabiegów i operacji.
  • Powodem jest postępująca epidemia covid–19 w Polsce.
  • Minister Zdrowia Adam Niedzielski przekonuje, że nie cierpią na tym pacjenci onkologiczni. We wtorek poseł Robert Obaz, którego ojciec zmarł na raka nie doczekawszy operacji, zarzucił mu kłamstwo.

Anna Dryjańska: Czego pan oczekuje od ministra Adama Niedzielskiego? Przeprosin?
Robert Obaz: Żadne przeprosiny nie przywrócą życia mojemu ojcu. Chcę, żeby ciężko chorzy dostali pomoc. Żeby nie było segregowania: tych z covidem leczymy, a tych z rakiem już nie.

Minister zdrowia odpowiedział panu, że to manipulacja, bo walka z koronawirusem nie odbywa się kosztem onkologii.
Tak? To skoro jest tak dobrze, dlaczego jest tak źle? Dlaczego tacie trzy razy przekładali operację, która mogła mu uratować życie? Dlaczego z rakiem nerek przez 1,5 miesiąca odbijał się od ściany? Dlaczego za każdym razem, gdy dzwoniłem do szpitala, słyszałem, że nie da się, bo covid?

Pana ojciec rejestrował, co się wokół niego dzieje?
Oczywiście. Gdy wyznaczono mu pierwszy termin operacji, na 3 listopada, widziałem w nim upór, wolę walki. Odwołanie zabiegu było dla niego ciosem. Gdy przekładano mu drugi i trzeci termin, coraz bardziej gasł w

oczach. Czwartego terminu już nie doczekał. I właśnie to odbieranie nadziei boli mnie w tym najbardziej.
Wiem, jakie są rokowania przy raku nerek: tylko 20-30 proc. pacjentów przeżywa. Bardziej prawdopodobne było, że tata tak czy inaczej umrze. Ale odbierając mu dostęp do leczenia, odebrano mu też nadzieję. Na początku grudnia już wiedział, że to koniec. Umarł na kilkadziesiąt godzin przed czwartym terminem operacji.

Jaki był pański ojciec?
Był człowiekiem jak każdy inny: raz lepszym, raz gorszym. Nie chcę opowiadać o swoim życiu prywatnym, bo nie taki był powód mojego wystąpienia w Sejmie. Podałem ten osobisty przykład, by pokazać, że za tymi wszystkimi opowieściami rządu, jak to wspaniale sobie radzimy, kryją się ludzkie tragedie, takie jak historia mojego ojca.

Przecież ten gwałtowny wzrost umieralności, w porównaniu do czasów sprzed epidemii, nie wziął się znikąd. Ludzie bez covidu umierają, bo nie mają dostępu do opieki medycznej – dostają pomoc za małą lub za późno.

I właśnie o te osoby – które trzeba leczyć teraz, a mimo to pokazuje im się drzwi – chciałem się upomnieć. Rzeczywistość pacjentów jest zupełnie inna niż to, co minister Niedzielski pokazuje na wykresach w Power Poincie.

Wicemarszałek Senatu Marek Pęk pytany o odbieranie lekarzy pacjentom onkologicznym, by przenieść ich do szpitali covidowych odpowiedział, że w sytuacji ekstremalnej “zawsze dochodzi do jakiegoś poświęcenia dóbr” i że to medycy powinni podejmować decyzję “których pacjentów ratować”.

Nie zgadzam się na sortowanie pacjentów! Rząd miał kilka miesięcy na to, by przygotować się do tej trudnej sytuacji. Niestety rządzący przespali ten czas. Krzyczeli na wiecach, że wirus jest w odwrocie, że jesteśmy świetnie przygotowani na epidemię, podczas gdy prawda wygląda zupełnie inaczej.

Wirus się nie cofnął, a władza się nie przygotowała. I teraz wszyscy płacimy za to cenę. Niektórzy – najwyższą.

A pana senatora Pęka chętnie zabiorę na oddział onkologiczny. Niech stanie przed ludźmi i im powie prosto w oczy o “poświęceniu dóbr”. Każdemu trzeba dać nadzieję na przeżycie.

W internecie można się natknąć na komentarze, jakoby posłowie i ich bliscy mieli do dyspozycji specjalne, ekskluzywne kliniki.
To mit. Chodzimy normalnie do przychodni jak wszyscy. Czekamy w kolejkach. Możemy zdecydować się na dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne, jak pracownicy wielu firm, ale nie mamy dostępu do żadnych luksusowych ośrodków. Chorujemy i leczymy się jak inni ludzie.

Nie miał pan pokusy, by w szpitalu zagrać legitymacją poselską? By powiedzieć “jestem posłem, a to mój ojciec, zróbcie mu tę operację”?
Jak mógłbym to zrobić, gdy obok stoją ludzie w dokładnie takiej samej sytuacji? Chyba bym się zapadł pod ziemię ze wstydu. Przyjaciele też pytali, czy jako poseł nie mogę czegoś załatwić. Odpowiadałem, że nie.

Chciałby pan coś powiedzieć osobom chorym na raka?
Ludzie, walczcie o siebie. Kieruję to chyba nawet bardziej do ich rodzin i przyjaciół, bo to oni mają więcej siły. Przekładają wam operację? Żądajcie odmowy na piśmie, żeby było co pokazać rządowi, który cały czas przekonuje w Sejmie i w mediach, że jest świetnie.

Gdy dzwoniłem do Wrocławia ws. przekładania terminu operacji taty, mówiono mi, że wszystkie zabiegi są wstrzymane przez covid. Dziś żałuję, że nie mam tego na papierze.

Czegoś jeszcze pan żałuje?
Tego, że nie zdążyłem tacie pokazać Sejmu. Niedługo po wyborach zaczął się lockdown, potem tata podupadł na zdrowiu… Był bardzo dumny z tego, że zostałem posłem. Chciał zobaczyć mój pokój w hotelu sejmowym, obejrzeć miejsca, gdzie pracuję.

Druga rzecz: żałuję tego, że nie mogłem wejść do taty i się pożegnać. Nie mogłem go uścisnąć, potrzymać za rękę. Telefon nie przekazuje wszystkich emocji. To okrutne, że ciężko chorzy ludzie odchodzą w samotności. Trzeba wymyślić jakiś sposób, by mimo epidemii można ich było po ludzku pożegnać.

Źródło: natemat.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close