Wiadomości

„Taśmy Macierewicza”. Jak szef podkomisji okłamywał rodziny smoleńskie

Gazeta.pl publikuje fragmenty nagrań z dwóch spotkań Antoniego Macierewicza z rodzinami smoleńskimi. Atmosfera bywała gorąca, bo krewni ofiar zaczęli atakować Macierewicza, kwestionując efekty pracy jego podkomisji. – To jest po prostu skandal. Jesteście państwo po prostu zwykłymi nieudacznikami – mówił krewny jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej. Szef podkomisji składał rodzinom obietnice, których potem nie dotrzymywał.

"Taśmy Macierewicza". Jak szef podkomisji okłamywał rodziny smoleńskie

  • Chodzi o spotkania z wiosny 2018 r., gdy rodziny naciskały na Macierewicza, by przestał publikować swe kolejne raporty w rytmie rocznic i przedstawił pełne sprawozdanie ze swych prac
  • – Panie ministrze, proszę i błagam – zwracał się do Macierewicza Dariusz Fedorowicz, brat prezydenckiego tłumacza, który zginął w Smoleńsku. Apelował, by Macierewicz nie stosował sformułowania „raport”, jeśli przygotowuje kolejne sprawozdania z prac podkomisji. – Nie mam z tym żadnych trudności – odpowiedział b. szef MON
  • Macierewicz złamał słowo. Miesiąc później opublikował „Raport techniczny. Fakty, które przesądziły o katastrofie”
  • Wdowa po wiceministrze kultury Magdalena Merta prosiła m.in., by nie wyrzucać z podkomisji smoleńskiej osób, które mają wątpliwości wobec teorii Macierewicza. – Nie ma takiej możliwości, póki ja jestem przewodniczącym tej komisji, żeby ktoś z niej był wyrzucony – zapewnił Macierewicz
  • Nie znamy dziś pełnego składu podkomisji, wiadomo natomiast, że w 2020 r. po konfliktach z Macierewiczem został z niej usunięty Duńczyk Glenn Joergensen, ostry krytyk Macierewicza
  • Macierewicz zarzucał też członkom rodzin smoleńskich, którzy nie chcieli publikacji szczątkowego raportu w rocznicę katastrofy, że działają w interesie Rosji

Redakcja Gazeta.pl dysponuje nagraniami ze spotkań podkomisji smoleńskiej z przedstawicielami rodzin ofiar katastrofy, do których doszło 16 lutego i 14 marca 2018 r. Portal tłumaczy, że dla ochrony źródeł nagrań nie publikuje w całości – udostępnia jedynie ich fragmenty, resztę opisuje w tekście.

Jak wynika z publikacji już w 2018 r. niektórzy przedstawiciele rodzin smoleńskich tracili cierpliwość do rewelacji przedstawianych przez podkomisję — co potwierdzają także informacje Onetu z tamtego czasu. Podczas drugiego spotkania — na którym Macierewicz referował, co znajdzie się w „raporcie”, który miał zostać opublikowany w okolicy rocznicy Smoleńska — wybuchła awantura.

„Jesteście zwykłymi nieudacznikami!”

Szef podkomisji smoleńskiej dowodził, że eksperymenty potwierdziły, iż skrzydło tupolewa zostało zniszczone za pomocą umieszczonego wewnątrz „paska wybuchowego” o szerokości 5 mm, i grubości 1 mm (podczas spotkania z rodzinami w lutym podawał wymiary 6 mm x 1 mm). Pasek wybuchowy miał być tam zamontowany podczas remontu Tu-154M w rosyjskiej Samarze w 2009 r., a za fikcyjnym według Macierewicza przetargiem na tę usługę stał polski generał. Szef podkomisji smoleńskiej nie podał jednak jego nazwiska. Stwierdził jednocześnie, że „nie wszystkie elementy związane z tym spiskiem (…) zostaną od strony kontrwywiadowczej przedstawione”.

Wówczas głos zabrał kuzyn Ewy Bąkowskiej Stanisław Zagrodzki. Zakwestionował teorię Macierewicza dotyczącą rzekomego gigantycznego wzrostu temperatury odnotowanego w ostatnich momentach lotu Tu-154M, co miało dowodzić wybuchu na pokładzie. Zagrodzki zwrócił uwagę Macierewiczowi na sprzeczność: z jednej strony podkomisja twierdziła, że „czarna skrzynka” samolotu została sfałszowana, a z drugiej – Macierewicz uznał jej zapis za koronny dowód na wybuch. Krzyczał na Macierewicza: „To kolejna niepotwierdzona rewelacja użyta na potrzeby medialne i polityczne przez pana, panie Antoni!”.

– Co rusz widzę niepotwierdzone informacje niemające żadnego poparcia w materiale dowodowym (…). I wy chcecie mi mówić, że macie wszystko potwierdzone? Pan chyba raczy żartować! – mówił Zagrodzki. – Nie ma zgody na taki raport i nie będzie zgody na żaden film operujący tak kłamliwymi tezami. To jest po prostu skandal. Jesteście państwo po prostu zwykłymi nieudacznikami próbującymi się prześlizgnąć nad dowodami, nie potraficie ich interpretować i nie potraficie czytać dokumentów – kontynuował.

„Nie ma takiej możliwości, żeby ktoś został usunięty z podkomisji”

Członkowie rodzin prosili też, żeby powstrzymać się przed publikacją dokumentu w okolicy rocznicy katastrofy smoleńskiej. – Mam uwagę dotyczącą czegoś, co nazywamy demonizowaniem daty 10 kwietnia. Od lat jest tak, że czekamy na ustalenia i ich ogłoszenie właśnie w ten dzień. Z naszego punktu widzenia najgorszy, bo my wtedy chcemy być przy grobach naszych bliskich, a nie komentować to, co się dzieje medialnie – mówiła Magdalena Merta, wdowa po Tomaszu Mercie, wiceministrze kultury.

Zwróciła się też do Macierewicza, by zagwarantował, że „jeśli pojawią się jakiekolwiek rozbieżności, głosy adwokatów diabła, to każdy z członków podkomisji będzie mógł te wątpliwości wyrazić, nikt za to nie będzie poddany ostracyzmowi, nikt nie zostanie z tej komisji wyrzucony”. – Chcielibyśmy, żeby podkomisja w tym kształcie, choć już parę osób zrezygnowało z prac w niej, dotrwała do końca badań, nawet jeśli podnosi jakieś wątpliwości. (…) Dopuśćmy wątpiących – prosiła Merta.

– Nie ma takiej możliwości, póki ja jestem przewodniczącym tej komisji, żeby ktoś z niej był wyrzucony – zapewniał Macierewicz.

Mówił nieprawdę. W 2020 r. z podkomisji, po konfliktach z przewodniczącym, został usunięty duński inżynier Glenn Jørgensen, mąż zajmującej się Smoleńskiem dziennikarki Ewy Stankiewicz. Jørgensen krytykował Macierewicza, opisał m.in. opóźnianie przez niego przekazywanie danych do amerykańskiego Narodowego Instytutu Badań Lotniczych, przy jednoczesnym żądaniu przedstawiania przez ten organ wyników badań w oparciu na niepełnych danych.

Nie używać słowa „raport”? Macierewicz: nie mam z tym problemu

Członkowie rodzin ofiar podawali w wątpliwość, czy publikacja szczątkowego raportu nie zaszkodzi sprawie wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. Pojawił się też apel, by nie w każdym dokumencie, który musi powstać, używać sformułowania „raport”. Jak zaznaczał Dariusz Fedorowicz, brat prezydenckiego tłumacza Aleksandra, jest ono „sugerujące, że jest to jakieś zakończenie. – Panie ministrze, proszę i błagam. (…) Proponowałbym wycofać się ze sformułowania „raport” i zastąpić je słowem np. „sprawozdanie” – mówił. – Świetnie. Proszę bardzo. Nie mam z tym żadnych trudności – odpowiedział Macierewicz.

Znów kłamał. 11 kwietnia 2018 r. opublikował dokument zatytułowany: „RAPORT TECHNICZNY. Fakty, które przesądziły o katastrofie samolotu Tu-154M nr 101 zaistniałego dnia 10 kwietnia 2010 r. w rejonie lotniska Smoleńsk Północny”.

„Strona rosyjska o niczym innym nie marzy”

Podczas spotkania Macierewicz nie mógł się pogodzić z tym, że rodziny smoleńskie nie chcą jego szczątkowego raportu. Zasugerował, że rodziny działają w interesie… Rosji. – O niczym więcej nie marzą ludzie ze strony rosyjskiej, jak o tym, żeby o tym badaniu i wynikach tego badania nic nie było słychać przez najbliższe 100 lat – stwierdził. – Rozumiem państwa traumę. Oczywiście moja jest tysiąc razy mniejsza, ale też pewne jest, żeby było jasne – wynikająca z ośmieszania, wykpiwania etc. Naprawdę tutaj mogę powiedzieć spokojnie, że chociaż nikt z moich krewnych tam nie zginął, to rozumiem tę traumę, bo jest ona kierowana ad personam nie do kogo innego tylko do mnie przez te osiem lat – podkreślał. Jak wyjaśniał, publikacja jakiegoś dokumentu miała być także presją na Donalda Trumpa, który w kampanii 2016 r. mówił, że pomoże Polakom odzyskać wrak tupolewa. Przez całą kadencję nie pomógł.

– Na pewno nikt nie będzie wyrzucany [z podkomisji]. Na pewno materiał dostaniecie państwo wcześniej. Na pewno nie będzie się on nazywał „raport” – podsumował Macierewicz. Na koniec Magdalena Merta poprosiła jeszcze, by wrócić do regularnych spotkań członków podkomisji z rodzinami smoleńskimi. – Bardzo chętnie – odparł Macierewicz.

Opisywane spotkanie było ostatnim, do którego doszło.

Źródło: onet.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close