Wiadomości

Rząd szykuje zmiany w podatkach. Sprawdziliśmy, kto może zapłacić więcej

Z jednej strony np. obniżka jednej ze stawek CIT, z drugiej choćby danina solidarnościowa czy komplikacje przy zaliczaniu wydatków na samochód do kosztów uzyskania przychodu firmy. Nie wszystkie nadchodzące zmiany podatkowe ucieszą Polaków.

We wtorek rząd przyjął pakiet zmian m.in. w ustawach o podatkach PIT i CIT oraz w Ordynacji podatkowej. Projekt trafił do Sejmu. Wiele z proponowanych rozwiązań może się podobać, ale jednak nie wszystkie ucieszą podatników.

Kiepska rewolucja dla przedsiębiorców
Rewolucja w podatkach dochodowych czeka już od początku 2019 r. na przykład przedsiębiorców, którzy korzystają z samochodu w prowadzonej działalności gospodarczej. Dziś sprawa jest prosta – jeśli ktoś korzysta z własnego samochodu „wrzuconego” do składników majątku firmy, może za koszty uzyskania przychodów (obniżających podstawę do opodatkowania, a zatem i kwotę płaconego podatku) uznawać całość wydatków z tytułu używania tego samochodu.

Ale od 2019 r., jeśli ktoś będzie chciał „wrzucać w koszty” całość wydatków związanych z używaniem samochodu na firmę (np. paliwo, wymiana oleju, naprawy), będzie musiał prowadzić ewidencję przebiegu pojazdu. A z niej będzie musiało wynikać, że samochód jest wykorzystywany WYŁĄCZNIE do celów służbowych. Jeśli ktoś ewidencji nie będzie prowadził, to będzie oznaczało, że wykorzystuje samochód także do celów niezwiązanych z działalnością gospodarczą. W takiej sytuacji będzie mógł do kosztów uzyskania przychodów kwalifikować 75 proc. wydatków „samochodowych”.

Co ciekawe, w pierwotnej wersji ustawy Ministerstwo Finansów zapisało, że w takiej sytuacji kosztem uzyskania przychodów będzie tylko 50 proc. wydatków. Ten pomysł, co oczywiste, nie spodobał się w środowisku przedsiębiorców. Związek Przedsiębiorców i Pracodawców zwracał uwagę, że „niemal niemożliwe jest precyzyjne wyodrębnienie przejazdów prywatnych od przejazdów służbowych, zwłaszcza że pewna część z tych pierwszych odbywa się „przy okazji” realizowania obowiązków służbowych”.

Taki sam argument podniosła także Andżelika Możdżanowska, pełnomocnik rządu ds. Małych i Średnich Przedsiębiorstw.

Nielogiczne wydawać się może, że przedsiębiorca, który skończył spotkanie z klientem w drodze do domu np. odbiera dziecko z przedszkola bądź robi zakupy, będzie musiał rozgraniczyć „tę podróż” na zawiązana z działalnością jak i nie

– pisała Możdżanowska w opinii do projektu.

Rząd szykuje zmiany w podatkach. Sprawdziliśmy, kto może zapłacić więcej

Ostatecznie Ministerstwo Finansów przyjęło te argumenty i podniosło kwotę wydatków „samochodowych”, które będzie można wrzucać w koszty, do poziomu 75 proc. Zaznaczyło, że „z pewnością będzie funkcjonować zarówno grupa przedsiębiorców, dla których będzie on zbyt niski, jak i grupa dla której limit ten będzie zbyt wysoki”, ale 75 proc. to „rozsądny kompromis”.

To, ile przedsiębiorcy mogą stracić na tym przepisie, zależy choćby od wybranej formy opodatkowania. Każde 1000 zł wydatków na auto, „wrzuconych” w koszty uzyskania przychodu, oznacza podatek niższy o np. 180 zł (przy opodatkowaniu na zasadach ogólnych, pierwszy próg skali podatkowej). Teraz, gdy z tego 1000 zł kosztem będzie tylko 750 zł, będzie możliwe obniżenie podatku o ok. 135 zł. Fiskus otrzyma więc 45 zł więcej niż do tej pory. To i tak „dobre” dla przedsiębiorcy wyliczenia, bo np. w drugim progu podatkowym (32 proc.) możliwość odliczenia 750 zł, a nie 1000 zł, oznacza „stratę” na podatku rzędu 80 zł. W skali roku różnice mogą więc iść w setki czy nawet tysiące złotych.

Rząd szykuje zmiany w podatkach. Sprawdziliśmy, kto może zapłacić więcej

Nie popieram tej zmiany. Ona podwyższy ciężary podatkowe. Przedsiębiorca, który będzie jechał do swojej firmy, będę musiał ograniczyć koszty uzyskania przychodu – tłumaczy dr Irena Ożóg, była wiceminister finansów, doradca podatkowy w Kancelarii Ożóg Tomczykowski.

– Nie bez złośliwości powiem, że politycy, którzy wymyślają te przepisy i korzystają ze służbowych samochodów jeżdżąc z domu do ministerstwa czy do Sejmu albo Senatu, też powinni od tego płacić podatek. Przecież mają nieodpłatne świadczenie na rzecz ich osobistych potrzeb – dodaje.

Zmiany zajdą także w sytuacji, gdy samochód przedsiębiorcy nie jest składnikiem majątku jego firmy. Obecnie taka osoba prowadzi tzw. kilometrówkę, i na jej podstawie wylicza kwotę kosztów uzyskania przychodu. Od 2019 r. kilometrówki nie będzie, a kosztami uzyskania przychodu będzie 20 proc. wydatków na auto.

Rząd bije w „bogaczy”
Około tydzień temu do Sejmu trafił także już projekt ustawy „o Solidarnościowym Funduszu Wsparcia Osób Niepełnosprawnych”. To on ma wprowadzić już od 2020 r. daninę solidarnościową, czyli de facto kolejny próg podatkowy w wysokości 4 proc. od nadwyżki dochodów osób fizycznych powyżej 1 mln zł. Jako, że danina będzie odprowadzana do 30 kwietnia każdego roku (czyli tak, jak rozlicza się co roku podatek PIT), liczyć się będą już dochody uzyskane w 2019 r.

Według szacunków rządu, w 2019 r. z daniny do budżetu ma trafić około 1,15 mld zł, a obciążonych nią byłoby ok. 25 tys. milionerów. Wychodzi więc średnio po ok. 46 tys. zł na osobę przez rok.

Już od przyszłego roku ma działać też tzw. exit tax, czyli podatek od niezrealizowanych zysków. Miałyby nim być obciążone nie tylko firmy, ale także osoby fizyczne. W momencie przeprowadzki do innego kraju (zmiany rezydencji podatkowej) osoby dysponujące udziałami w jakichś spółkach musiałyby od nich zapłacić 19-procentowy podatek. Tylko od tego, że te udziały mają (nie zbywają ich itd.). Podatek ma obowiązywać od majątku w kwocie 4 mln zł (Ministerstwo Finansów w ostatniej chwili podniosło ten próg z 2 mln zł), więc nie dotknie „zwykłego Kowalskiego”. Natomiast wątpliwości budzi w ogóle obciążenie osób fizycznych tym podatkiem – gdyż dyrektywa unijna, która nakłada na Polskę obowiązek wprowadzenia exit tax, mówi wyłącznie o przedsiębiorstwach. Co więcej, wręcz podkreśla się, że rozszerzanie „podatku od wyprowadzki” na osoby fizyczne jest niezgodne z intencjami Unii.

Jeśli chodzi o osoby fizyczne, dla mnie exit tax budzi poważne wątpliwości co do zgodności z dyrektywą, na którą powołuje się projektodawca. Dyrektywa odnosi się tylko do podmiotów gospodarczych – mówi dr Irena Ożóg.

To nie koniec niższych dochodów?
Cały czas ważą się także losy nowelizacji ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych, znoszącej ograniczenie, które wyłącza pobór składek na ZUS od części wysokich pensji. Dziś jest tak, że jeżeli ktoś rocznie brutto zarabia więcej niż 30-krotność prognozowanego przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia, to od nadwyżki ponad tę kwotę nie odprowadza się dla takiej osoby już składek ZUS. W 2018 r. ten limit rocznych dochodów brutto wynosi 133 290 zł, a w przyszłym (zgodnie z projektem ustawy budżetowej, w której wpisuje się prognozowane przeciętnie wynagrodzenie) ma wzrosnąć do 142 950 zł.

Rząd chce jednak, aby osoby najlepiej zarabiające płaciły składki na ZUS niezależnie od wysokości dochodów. Powód jest prosty – wyższe wpływy do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (szacowano je na ponad 5 mld zł rocznie), choć także wyższe koszty po stronie firm niższe pensje netto najlepiej zarabiających pracowników, a za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat – konieczność wypłaty dla nich wyższych emerytur. Ustawa znosząca zasadę 30-krotności została przegłosowana jeszcze pod koniec 2017 r. przez Sejm i Senat, ale prezydent Andrzej Duda skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego. Powodem były wątpliwości, czy głosowanie w Senacie było zgodne z prawem – brało w nim udział 48 senatorów, czyli mniej niż wynosi kworum. Do tej pory sprawa nie znalazła się jednak na wokandzie Trybunału Konstytucyjnego.

Jak wynika z wyliczeń Sage Kadry i Płace One Payroll, przykładowy specjalista IT, którego 75 proc. wynagrodzenia objęte jest kosztami praw autorskich, zarabiający brutto 15 tys. zł, przez rok może zarobić na rękę mniej o blisko 4,5 tys. zł.

Warto też pamiętać, że już od połowy 2019 r. ruszyć mają Pracownicze Plany Kapitałowe. Jeśli ktoś zdecyduje się na odkładanie w nich – składka minimum 2 proc. będzie odtrącana od comiesięcznego wynagrodzenia. Nagrodą za to mają być wyższe świadczenia z tego filaru na starość. Odkładanie w PPK będzie dobrowolne.

Zmiany w zawieszeniu
Cały czas w zawieszeniu pozostaje kwestia nowego sposobu finansowania mediów publicznych. PiS chciałby zastąpić aktualny abonament (którego ściągalność kuleje) finansowaniem z budżetu państwa. Pytanie, skąd w budżecie znajdą się pieniądze? Wśród pomysłów pojawiających się w przestrzeni publicznej bywa mowa m.in. o doliczaniu stosownej opłaty do rocznych rozliczeń podatkowych.

Podobnie w zawieszeniu pozostaje kwestia „podatku handlowego”, czyli podatku od sprzedaży detalicznej, nakładanej na sklepy. Komisja Europejska w 2017 r. uznała, że konstrukcja podatku łamie unijny zakaz pomocy publicznej. Egzekwowanie daniny jest zawieszony na razie do końca 2018 r.

Są i pozytywne zmiany
We wspomnianym pakiecie zmian podatkowych, które ostatnio przyjął rząd i skierował do Sejmu, jest także sporo dobrych pomysłów. Mowa choćby o obniżce jednej ze stawek podatku od osób prawnych (CIT) z 15 do 9 proc. (taką stawkę od 2019 r. będą płacić spółki osiągające przychody na poziomie maksymalnie 1,2 mln euro) – choć tu pojawiają się też głosy o „efekcie propagandowym”, bo z tej zmiany nie skorzysta wiele firm. Warto podkreślić także decyzję o preferencyjnej stawce podatkowej PIT i CIT w wysokości 5 proc. dla firm osiągających dochody z komercjalizacji efektów swoich prac badawczo-rozwojowych.

W pakiecie ustaw znalazły się także m.in. zapisy o wydłużeniu czasu na skorzystanie z ulgi mieszkaniowej, z dwóch do trzech lat. Oznacza to, że jeżeli ktoś sprzeda mieszkanie, będzie miał już nie dwa, ale trzy lata na to, aby przeznaczyć te środki na zakup innej nieruchomości bez zapłaty 19-procentowego podatku.

Inną naprawdę „dobrą zmianą” (oczywiście jeśli projekt „przejdzie” w niezmienionej formie przez Parlament i podpisze go prezydent) jest to, że osoby, które nabędą nieruchomość (np. mieszkanie) w drodze spadku, nie będą już musiały czekać pięciu lat, aby sprzedać ją bez płacenia podatku dochodowego. Po zmianach – już od początku 2019 r. – ten okres pięciu lat byłby liczony „od końca roku kalendarzowego, w którym to SPADKODAWCA nabył (czy wybudował) tę nieruchomość. Zatem w wielu sytuacjach problem z czekaniem na sprzedaż przez pięć lat po otrzymaniu spadku zniknie – chyba, że spadkodawca kupił mieszkanie niedługo przed śmiercią.

Problemem nie tylko podatki, ale i tempo
Kłopot tylko w tym, że rząd bardzo się śpieszy z implementacją zmian podatkowych. Wspomniany pakiet zmian w podatku PIT, CIT, Ordynacji podatkowej i innych ustawach jest olbrzymi. To ponad 90 zmian w podatku od osób fizycznych, ponad 90 zmian w podatku od osób prawnych, prawie 90 zmian w Ordynacji Podatkowej. Do tego modyfikuje się sześć innych ustaw. Wiele ze zmian jest bardzo poważnych.

– To wszystko ma być uchwalone i ogłoszone do końca listopada. Podatnik większość z tych zmian ma wdrożyć od 1 stycznia 2019 r. – ostrzega dr Irena Ożóg. I pyta: – Gdzie są te 3P – przyjazny, prosty, przejrzysty system podatkowy [to filozofia podatkowa rządu zapisana w Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju – red.]. Gdzie czas na przystosowanie się do tych zmian?

Źródło

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button
Close