Jak na kraj, który twierdzi, że nie chce wojny, ostatnie zachowania Rosji wobec Ukrainy wyglądają nadzwyczaj wojowniczo. Rosyjskie wojska zostały skoncentrowane i budują obóz wojskowy w obwodzie woroneskim, w pobliżu granicy z Ukrainą, zaś rosyjska telewizja państwowa każe Rosjanom spodziewać się ukraińskiej ofensywy, pisze dla POLITICO ekspertka Sarah Lain.
- Potrząsanie szabelką przez Moskwę nie musi oznaczać nadciągającej inwazji, ale fakt, że rosyjskie intencje są niejasne, jest właśnie tym, co niepokoi, pisze autorka
- I dodaje, że ten brak jasności, w połączeniu z retoryką przypominającą rok 2014, oznacza, że napięcie jest wysokie, a to właśnie wtedy może dojść do błędnych kalkulacji
- Niejasność intencji, to element taktyki Putina, który w ten sposób zachowuje możliwość korzystania z rozmaitych opcji
- Sarah Lain pisze, że nawet jeśli całkowicie „przypadkowa” wojna jest mało prawdopodobna, to zawsze istnieje
- ryzyko błędnej kalkulacji lub nadmiernej reakcji
Choć nie jest jasne, co Moskwa zyskałaby na prawdziwej eskalacji działań w Donbasie, należy pamiętać, że Kreml ma swoje interesy i własną percepcję zagrożeń, konkluduje autorka
Artykuł w oryginale na stronie POLITICO.eu
Minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow ostrzegł niedawno, że wznowienie wojny na Ukrainie oznaczałoby samozniszczenie Ukrainy. W zeszłym tygodniu Dmitrij Kozak, zastępca szefa administracji prezydenckiej Rosji i kluczowy negocjator w sprawie Ukrainy, powtórzył komunikat z 2014 r., że jeśli będzie to konieczne, Moskwa będzie interweniować, by chronić mieszkańców Donbasu.
Większość obserwatorów twierdzi, że nie musi to oznaczać nadciągającej inwazji, ale fakt, że rosyjskie intencje są niejasne, jest właśnie tym, co tak niepokoi. Gromadzenie sił na granicy, jak również na zaanektowanym Krymie, daje Rosji opcje, gdyby chciała eskalować, a rosyjski prezydent Władimir Putin bez wątpienia chce zachować pewną nieprzewidywalność, bo posiadanie takich opcji jest do tego niezbędne, teraz kiedy świat patrzy.
Jednak nawet jeśli całkowicie „przypadkowa” wojna jest mało prawdopodobna, to zawsze istnieje ryzyko błędnej kalkulacji lub nadmiernej reakcji.
W miarę wzrostu napięcia zawodzą środki budowy zaufania, których celem jest opanowanie sytuacji. Prowadzone przez OBWE (Organizację Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie) negocjacje mińskie ponownie utknęły w martwym punkcie, a dodatkowe środki zawieszenia broni uzgodnione w lipcu 2020 r., które ustabilizowały sytuację na kilka miesięcy, załamują się.
Rosja w dużej mierze zignorowała prośbę o wyjaśnienie swoich działań wojskowych na granicy, o które Ukraina prosiła na mocy Dokumentu Wiedeńskiego, umowy z 2011 r. między państwami członkowskimi OBWE, która miała na celu budowę środków budowy zaufania i bezpieczeństwa.
Moskwa pokazuje palcem na Kijów
Niektórzy w Moskwie twierdzą, że Ukraina przyczyniła się do wzrostu napięcia, zmieniając w ciągu ostatnich kilku miesięcy swoje nastawienie do Rosji na bardziej „wrogie”. To jak dotąd jednak przesada. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski jest w rzeczywistości raczej ostatnio powściągliwy w swojej retoryce w sprawie Donbasu i obecnych działań Rosji.
Z pewnością niedawne objęcie sankcjami prorosyjskiego oligarchy i sojusznika Putina, Wiktora Miedwiedczuka oraz jego współpracownika Tarasa Kozaka zirytowało Kreml, ale publicznie Moskwa zareagowała stosunkowo spokojnie.
Ukraina prowadziła też grę uników z własnym ogłoszeniem środków zawieszenia broni, odbiegając od uzgodnionego w ramach procesu mińskiego języka dotyczącego zasad prowadzenia ognia i nie zwiększyło to zaufania. Należy zauważyć, że Rosji również nie są obce obstrukcyjne zachowania.
Niektórzy wskazują na dwie niedawno zatwierdzone ukraińskie strategie jako prowokacyjne: strategię „de-okupacji” i reintegracji Krymu oraz ostatnio zatwierdzoną strategię wojskową. Obie jasno wymieniają Rosję jako zagrożenie.
Cele Ukrainy
Pomimo prowadzenia pokojowej kampanii wyborczej, Zełenski nigdy nie zamilkł na temat konieczności zwrotu Krymu Ukrainie przez Rosję ani na temat zagrożenia, jakie stanowi Rosja dla integralności terytorialnej Ukrainy.
Jego strategia krymska koncentruje się bardziej na prawach człowieka i kwestiach sprawiedliwości, a strategia wojskowa na wskazywaniu reform związanych z aspiracjami do członkostwa w NATO.
Choć członkostwo Ukrainy w NATO stanowi dla Rosji absolutną czerwoną linię, to takie ukraińskie aspiracje nie są niczym nowym i nie są zaskoczeniem – dokumenty te raczej trudno nazwać wezwaniem do wojny. Nie można jednak przewidzieć, jak Moskwa może je interpretować.
Moskwa jest też rozczarowana, że Zełenski nie wdrożył po prostu porozumień mińskich. Wzywają one Ukrainę do przyznania wspieranym przez Rosję tzw. republikom specjalnych praw administracyjnych, przy jednoczesnej reintegracji z Ukrainą. Pozwoliłoby to Rosji teoretycznie wywierać stały i znaczący wpływ na kraj poprzez te republiki, ale przy założeniu, że to Ukraina będzie je finansować, a nie Rosja.
Brak jasności co do intencji i planu działania Rosji, w połączeniu z retoryką przypominającą rok 2014, oznacza, że napięcie jest wysokie. To właśnie wtedy może dojść do błędnych kalkulacji.
Istnieje cienka granica między odstraszaniem a tym, co jest interpretowane jako działania ofensywne.
Wszyscy obserwują, co może zrobić Rosja, ale nie przygotowują jakiegoś planu reagowania, na wypadek, gdyby doszło do znaczącej eskalacji. To również zwiększa nieprzewidywalność.
Choć nie jest jasne, co Moskwa zyskałaby na prawdziwej eskalacji działań w Donbasie, należy pamiętać, że Kreml ma swoje interesy i własną percepcję zagrożeń – i należy brać pod uwagę każdy scenariusz, nawet ten, który może wydawać się mało prawdopodobny.
Źródło: onet.pl