W 2009 r. na poznańskiej porodówce, po zastosowaniu chwytu Kristellera, zmarły Lucyna K. i jej nowo narodzona córeczka. Po 12 latach sąd wydał wyrok w sprawie o odszkodowanie dla jej męża i starszej córki. Ginekolog i położnik dr Maciej W. Socha w rozmowie z Faktem wyjaśnia, na czym naprawdę polega ten chwyt i dlaczego wywołuje takie kontrowersje.
Do tragedii doszło 30 października 2009 roku. Lucyna K. trafiła do szpitala przy Polnej, gdzie miała urodzić swoje drugie dziecko. Początkowo poród przebiegał bez komplikacji, ale gdy zaczął się przeciągać, lekarz chciał wydobyć dziecko przy użyciu próżnociągu. Sprzęt jednak nie zadziałał. Wówczas lekarz zdecydował się na zastosowanie kontrowersyjnego położniczego chwytu, nazywanego fachowo „rękoczynem Kristellera”.
Poznań. Lucyna i Jagódka zmarły przy porodzie po zastosowaniu przez lekarza chwytu Kristellera
To zakończyło się podwójną śmiercią. U Lucyny doszło do pęknięcia macicy, czego nie zauważono na czas i kobieta się wykrwawiła. Natomiast Jagódka zmarła kilkanaście godzin później na skutek zachłyśnięcia krwią podczas porodu.
W grudniu 2016 r. zapadł prawomocny wyrok sądu w sprawie karnej. W sprawie oskarżeni zostali położna asystująca przy porodzie i lekarz go odbierający. Ostatecznie położna została uniewinniona, a lekarz został skazany na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Nie mógł też przez rok wykonywać zawodu lekarza położnika. Pięć lat później sąd w pozwie cywilnym przyznał córce zmarłej Lucyny milion złotych odszkodowania i 82 tys. zł renty wraz z odsetkami za śmierć matki i siostry, a jej tacie – także milion złotych z odsetkami.
Rękoczyn Kristellera – dlaczego budzi takie kontrowersje?
Rękoczyn Kristellera, nazywany także chwytem, to profesjonalny zabieg położniczy, stosowany najczęściej przez lekarza asystującego przy porodzie i polegający na ucisku na dno macicy w czasie rodzenia się główki i barków płodu. Jego celem jest wsparcie akcji porodowej. Dlaczego więc budzi tak duże kontrowersje?
– W przeszłości mieliśmy do czynienia z niekorzystnym zakończeniem porodów z powikłaniami matczynymi lub płodowymi, które wiązano z działaniami lekarzy, określanymi jako, niesłusznie według mnie, rękoczyny Kristellera. Stąd ta negatywna sława i w praktyce zakazy administracyjne, pomimo braku zakazu medycznego do stosowania tego rękoczynu. Z całą stanowczością trzeba podkreślić, że w wielu z tych przypadków, gdzie dochodziło do powikłań okołoporodowych, ten rękoczyn stosowany był bez prawidłowego określenia wskazań, w złym czasie lub w zły sposób – tłumaczy w rozmowie z Faktem dr n. med. Maciej W. Socha, lekarz specjalista położnictwa i ginekologii, ginekologii onkologicznej i perinatologii, ordynator Oddziału Położniczo-Ginekologicznego Szpitala Św. Wojciecha w Gdańsku.
Powszechnie utarło się, że rękoczyn Kristellera jest zabroniony na porodówkach. Jak jednak wyjaśnia specjalista, nie jest to prawda.
„Pole niczyje”
– Jego celem jest wsparcie siły skurczowej macicy w sytuacji, gdy siła parcia tłoczni brzusznej nie jest wystarczająca, a zależy nam na skróceniu drugiej fazy porodu. I właśnie wsparcie, a nie zastąpienie siły skurczowej macicy, powoduje, że prawidłowo wykonany rękoczyn Kristellera, jako taki, nie jest zabroniony. I tak naprawdę nie ma jednoznacznych danych ani literalnych zakazów jego stosowania. Natomiast dostępne są publikacje, w których opisywane są niekorzystne następstwa z podaniem powikłań, jakie mogą wystąpić w następstwie jego wykonania. W praktyce niekorzystne zdarzenia położnicze, przy których stosowany był ucisk na brzuch rodzącej, wiązane były wprost z rękoczynem Kristellera. Biegli sądowi, nieszczęśliwie, określali każdy niedozwolony ucisk na brzuch jako rękoczyn Kristellera i właśnie przez to doszło w praktyce do administracyjnego zakazu jego stosowania – mówi ginekolog.
– Każdy z zabiegów położniczych, czyli różnorakie rękoczyny i manewry, mają ściśle określone wskazania i warunki ich wykonania. Wiążą się z potencjalnym ryzykiem, ale uznajemy, że korzyści z ich zastosowania przewyższają to ryzyko. Podobnie jest też z rękoczynem Kristellera. Jeśli tylko zastosowany jest przez profesjonalistę, zgodnie ze sztuką położniczą, to w praktyce nie powinno być kłopotu. Stanowisko Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników w tej sprawie jest bliskie mojemu „sercu położniczemu” i wskazuje, że rękoczyn Kristellera nie jest zalecany, ale też nie jest zabroniony. Zdarzają się sytuacje położnicze, będące takim trochę polem niczyim, kiedy nie do końca wiemy, co zrobić, i musimy opierać się na naszej intuicji lekarskiej. Medycyna jest sztuką i w uzasadnionych warunkach manewr Kristellera pozwala uniknąć zbędnych operacji położniczych i efektywnie pomóc rodzącej. Nie ulega wątpliwości, że jeżeli wykona się zabieg położniczy źle, nieumiejętnie, bez należytego wyczucia, można doprowadzić do powikłań. Osobiście nie jestem jego fanem i nie uważam, że może on przynieść zbyt wiele korzyści, ale proszę pamiętać, że czasem jest on jednym z elementów procedur ratujących życie i zdrowie pacjentki i rodzącego się dziecka – mówi nam dr Maciej W. Socha.
„Z opisu pacjentek wyłaniają się straszliwe historie”
Zwraca jednak uwagę, że zdarza się, że osoby asystujące przy porodzie chcą za wszelką cenę urodzić dziecko i stosują ucisk na brzuch kobiety i macicę, chcąc na przykład zastąpić siłę skurczową przy jej całkowitym osłabieniu lub przy płodzie znajdującym się zbyt wysoko w kanale rodnym.
– Wówczas manewr ten nie ma zbyt dużej siły powodzenia i jest po prostu szkodliwy. Dodatkowo też z opisów pacjentek, w przypadku których stosowano ucisk na brzuch, wyłaniają się jakieś straszliwe historie. Kobiety, zamiast o kontrolowanym oburęcznym ucisku na dno macicy, mówią o brutalnym zachowaniu personelu, podczas którego łokciem lub całymi przedramionami naciskano na brzuch. Czytając takie opisy, mam przekonanie, że takie działanie nie polega to na umiejętnościach i sztuce położniczej i z pewnością nie stosowano rękoczynu Kristellera. To wypaczenie położnictwa i zabiegów położniczych. W takich sytuacjach mówimy po prostu o zabronionym, zbyt silnym, źle zastosowanym, forsownym, brutalnym ucisku. I tyle – przekonuje specjalista.
„Autorski, brutalny zabieg narażający pacjentkę i płód na ryzyko”
Jak mówi dr Socha, jego zdaniem możemy przypuszczać, że właśnie to stało się podczas porodu Lucyny K. w 2009 r. Z zeznań świadka w sądzie – lekarza asystującego przy jej porodzie – lekarz odbierający poród użył do wykonania manewru nie dłoni, a przedramienia.
– Prawdziwy rękoczyn Kristellera, pomimo jego złej sławy, ma bardzo dobrze określone technicznie warunki i czas jego wykonania, przy których dopuszczalne jest jego zastosowanie. Dlatego też nie każdy ucisk nadłonowy czy ucisk na dno macicy jest tym rękoczynem. Jeżeli ktoś mówi, że stosuje rękoczyn Kristellera, ale nie zachowuje prawidłowych wskazań, wykonuje go nieprawidłowo technicznie, z zastosowaniem nieodpowiedniej siły i jego czasu trwania, to nie ma to nic wspólnego z dopuszczalnym rękoczynem Kristellera. W takiej sytuacji to po prostu jakiś autorski, brutalny zabieg, narażający pacjentkę i płód na ryzyko. Jeśli sąd uznał, że lekarz jest winny, to należy wnioskować, że działania lekarskie z uciskiem na macicę były niepotrzebnymi, zbyt brutalnymi lub zwyczajnie źle zastosowanymi. Tym samym w mojej ocenie nie należy tego ucisku uznać za rękoczyn Kristellera – kwituje lekarz.
Źródło: fakt.pl