Zakończyła się debata kandydatów na prezydenta Warszawy. Tak jak można było się spodziewać – z ust pretendentów nie padły przełomowe deklaracje. Nie obyło się jednak bez kilku zabawnych momentów.
Debata kandydatów na prezydenta Warszawy nie była ani burzliwa, ani szczególnie merytoryczna. Nie byliśmy świadkami zaskakujących wystąpień czy odpowiedzi, które wniosłyby do kampanii samorządowej coś nowego.
Spotkanie prowadzone było przez troje dziennikarzy: Edytę Lewandowską z TVP Info, Igora Sokołowskiego z TVN24 oraz Piotra Witwickiego z Polsat News. Każdy z prowadzących zadał dwa pytania, na które kolejno odpowiadali kandydaci podczas każdej z sześciu rund. Na początku kandydaci mieli za zadanie podsumować ostatnie 12 lat rządów w Warszawie.
Debata kandydatów na prezydenta Warszawy. Pytania o smog i Marsz Równości
Odpowiedzi nie były zaskakujące, Rafał Trzaskowski i Jacek Wojciechowicz chwalili, a Marek Jakubiak z Kukiz’15 krytykował i mówił o nonszalancji Hanny Gronkiewicz-Waltz. Krytyczny był też oczywiście Patryk Jaki, który przy okazji tego pytania zapewnił, że jako prezydent zrezygnuje z członkostwa w Solidarnej Polsce. Przyniósł nawet stosowny dokument, problem w tym, że jak zauważono, po debacie odjechał partyjnym autokarem PiS.
Ta chwila, w której bezpartyjny Patryk Jaki odjeżdża spod @tvp_info partyjnym autobusem PiS ? szach mat ?#DebataWarszawska #JakiWstyd pic.twitter.com/GHWtvJERno
— Krzysztof Strzałkowski ❤️ ???? (@KStrzalkowski) October 12, 2018
W drugiej rundzie zapytano kandydatów, czy zgodziliby się na zorganizowanie w Warszawie Marszu Równości i kontrmanifestacji środowisk narodowych. Większość odpowiedziała, że tak. Kolejne pytanie dotyczyło tego, jak miasto powinno poradzić sobie ze smogiem. Tutaj też nie usłyszeliśmy rewolucyjnych recept: zwiększenie roli transportu zbiorowego, wymiana pieców i odkorkowanie centrum miasta. Jedynie Janusz Korwin-Mikke stwierdził kategorycznie, że „smogu nie ma”.
W czwartej rundzie padło pytanie o to, do kogo kandydaci kierują swój program – czy do „rdzennych warszawiaków” czy „przyjezdnych”. Wszyscy zgodnie odpowiedzieli, że zarówno do jednych, jak i drugich. „Czego w Warszawie jest za mało?” – tak brzmiało piąte pytanie. Odpowiedzi były różne, Patryk Jaki miał bardzo długą listę rzeczy, których jest za mało. Mówił o parkach, liniach metra i obiektach sportowych. Ostatnie pytanie było odwróceniem poprzedniego – kandydaci odpowiadali, czego, ich zdaniem, jest za dużo.
Ludzie dowiedzieli się, kim sąTanajno i Krzekotowska
Na pewno była to dynamiczna debata i trzeba przyznać, że momentami iskrzyło na linii uczestnicy-prowadzący. Janusz Korwin-Mikke został kilka razy upomniany przez prowadzących. Najpierw, gdy zestawił homoseksualistów z zoofilami i onanistami, a później, gdy zrecenzował jedno z omawianych zagadnień słowami: „Kolejne idiotyczne pytanie reżimowej telewizji”. Ciekawe też były odpowiedzi Krystyny Krzekotowskiej, która często podnosiła ręce lub klaskała, a na pytanie o to, czego w Warszawie jest za mało, odpowiedziała: „Za mało jest miłości”.
Zaciekawienie wzbudzały też odpowiedzi Pawła Tanajny, który raz stwierdził, że kandydaci mają za mało „RIGCZ-u, czyli rozumu i godności człowieka”. Innym razem Tanajnie zadzwonił w kieszeni telefon.
W pewnym sensie to właśnie Tanajno i Krzekotowska są zwycięzcami tej debaty, bo wiele osób dopiero dowiedziało się o ich istnieniu. Tuż po debacie to właśnie ich nazwiska pojawiły się w najczęściej wyszukiwanych frazach na Twitterze.