Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro odwołał w poniedziałek z delegacji do Sądu Apelacyjnego w Katowicach sędziego Arkadiusza Cichockiego – potwierdził rzecznik tego sądu. Według mediów, ma to związek ze sprawą Emilii S.
Rzecznik Sądu Apelacyjnego w Katowicach sędzia Robert Kirejew potwierdził, że w poniedziałek do Sądu Apelacyjnego w Katowicach dotarło pismo, w którym minister sprawiedliwości odwołuje z delegacji do tego sądu sędziego Arkadiusza Cichockiego, nie podając powodów ani uzasadnienia tej decyzji.
Jak powiedział Kirejew, „odwołanie nastąpiło bez podania uzasadnienia, bo minister jest uprawniony, według przepisów obowiązujących od 2015 r., do podejmowania takich decyzji bez uzasadnienia”.
Skutek natychmiastowy
Rzecznik podkreślił też, że odwołanie delegacji ma skutek natychmiastowy. „Sędzia Cichocki z dniem dzisiejszym został odwołany z delegacji i nie pracuje w Sądzie Apelacyjnym. Pozostaje natomiast sędzią Sądu Okręgowego w Gliwicach. Tam powinien wrócić do pracy, o ile nie przebywa na zwolnieniu lekarskim. Pojawiały się takie informacje, że jest na zwolnieniu lekarskim” – dodał Kirejew.
Pytany o współpracę Cichockiego z Emilią, rzecznik powiedział, że nie może się wypowiadać na ten temat. „To są informacje prasowe. Ja nie mam źródeł, nie kontaktowałem się z tą panią, nie rozmawiałem z sędzią Cichockim na ten temat” – przekazał rzecznik.
24 sierpnia dziennik „Fakt” poinformował, że sędzia Cichocki miał płacić Emilii S., „która zajmowała się oczernianiem sędziów niechętnych PiS w internecie i za pomocą tradycyjnych anonimów”.
Doniesienia Onetu
Według wcześniejszych doniesień portalu Onet, w akcje „hejtowania” mieli być zaangażowani m.in. ówczesny wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak, członkowie KRS: Maciej Nawacki i Jarosław Dudzicz, sędzia SN Konrad Wytrykowski i sędzia delegowany do resortu sprawiedliwości Jakub Iwaniec. Po tych doniesieniach Piebiak podał się do dymisji, a Iwaniec zastał odwołany z delegacji do MS. Wytrykowski oświadczył, że wszelkie informacje zawarte w publikacji Onet.pl są nieprawdziwe i godzą w jego dobre imię i reputację.
Informację tę jako pierwszy podał portal Onet.
Źródło: fakty.interia.pl