Wiadomości

„Z wetem jak z bombą atomową. Można ją mieć, nie można stosować”

– Nie można twierdzić, że Niemcy robią w UE co chcą i równocześnie mówić o polskim wecie wobec budżetu UE – mówi Małgorzata Bonikowska, prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych, europeistka oraz członkini grupy ekspertów specjalizującej się w tematyce europejskiej Team Europe.

"Z wetem jak z bombą atomową. Można ją mieć, nie można stosować"

  • Rozporządzenie wiążące wypłaty środków unijnych z przestrzeganiem zasad praworządności musi zostać jeszcze zaakceptowane przez Radę UE, ale prawdopodobieństwo, że Polska zdoła zebrać dostatecznie dużo państw, by je zablokować jest skrajnie niskie
  • Rozporządzenie będzie obowiązywać również wówczas, gdy Polska i Węgry zawetują budżet
  • PiS prawdopodobnie będzie dążyło do przyjęcia deklaracji politycznej towarzyszącej budżetowi, a doprecyzowującej zapisy rozporządzenia
  • To nie Niemcy, a inne państwa najbardziej „cisnęły” na twarde zapisy rozporządzenia. Państwa te zgodziły się na budżet w obecnej, korzystnej dla Polski formie, gdyż zakładały wejście w życie rozporządzenia, którego teraz nie chce przyjąć rząd RP

Witold Jurasz: Czy ewentualne weto do budżetu Unii Europejskiej może spowodować, że rozporządzenie przewidujące powiązanie wypłat środków unijnych z przestrzeganiem zasad praworządności może nie wejść w życie?

Małgorzata Bonikowska: Dyskutujemy o trzech oddzielnych rzeczach, choć są powiązane: siedmioletni budżet UE, nadzwyczajny „fundusz odbudowy”, czyli dodatkowe środki, które mają trafić do państw członkowskich Unii Europejskiej w związku z kryzysem wywołanym pandemią koronawirusa oraz rozporządzenie wiążące wypłaty środków z przestrzeganiem zasad praworządności. Z formalnego punktu widzenia jesteśmy na ostatnim etapie procedury uchwalania tych dokumentów: miało miejsce spotkanie Rady Ambasadorów (tzw. COREPER), podczas którego 25 państw zgłosiło poparcie dla rozporządzenia, a dwa czyli Polska i Węgry były przeciw. Rozporządzenie musi być formalnie przyjęte przez Radę Unii Europejskiej (ministrów), bo to ona, a nie Ambasadorzy, podejmuje decyzje. Jednak w odróżnieniu od uchwalania budżetu i funduszu odbudowy, gdzie jest wymagana jednomyślność państw członkowskich, to rozporządzenie jest przyjmowane większością kwalifikowaną. Innymi słowy Polska i Węgry mogą zablokować uchwalenie budżetu i funduszu, ale nie mają wystarczającego poparcia dla zablokowania rozporządzenia.

Czy możliwe jest, że ministrowie zagłosują inaczej niż ambasadorowie i w efekcie rozporządzenie nie wejdzie w życie?

Prawnie jest to możliwe, ale mało prawdopodobne. Mówimy o przypadku, gdzie wymagana jest większość kwalifikowana, czyli 55 proc. państw reprezentujących co najmniej 65 proc ludności UE. W praktyce oznacza to 15 krajów. Teoretycznie, niczego oczywiście nie można wykluczyć, ale prawdopodobieństwo tego, że Polska i Węgry zdołają w kilka tygodni namówić kilkanaście państw do zmiany zdania jest znikome. Drugim problemem byłoby zanegowanie kompromisu już osiągniętego po długich negocjacjach między Komisją, Parlamentem a Radą (czyli państwami członkowskimi, w tym z Polską i Węgrami). Trzeba by zaczynać od nowa i mielibyśmy samych wrogów, bo uniemożliwiamy uruchomienie środków, które są obecnie wszystkim bardzo potrzebne.

Rząd RP wydaje się sugerować, że klucz do sukcesu leży w Berlinie, bo to Niemcy miałyby stać za owym rozporządzeniem, a skoro tak, to jeśli Niemcy zmienią zdanie, to i inne państwa Unii Europejskiej zagłosują inaczej niż na Radzie Ambasadorów.

To duże uproszczenie. Kilka państw, zwanych „oszczędnymi” optowało za nawet ostrzejszymi i dalej idącymi zapisami niż te, które w efekcie przyjęto, a których obawia się rząd Zjednoczonej Prawicy w Polsce. Niemcy są obecnie głównym rozgrywającym, bo akurat mają tzw. prezydencję, czyli przewodniczą Radzie UE. To się zmieni w przyszłym roku, w pierwszej połowie przewodzić będą Portugalczycy, w drugiej Słoweńcy.

Rolą Prezydencji jest prowadzenie debaty między państwami członkowskimi tak, aby się udawało dojść do porozumienia. Bez takiego podejścia, nastawienia na kompromisy, nic nie moglibyśmy razem zrobić. Szukanie wspólnego mianownika to żmudna praca, za którą odpowiadają urzędnicy i dyplomaci, a ostatecznie ambasadorowie. Dlatego Rada UE (ministrowie) podejmuje tematy dopiero, gdy decyzje są przygotowane. Wtedy je formalnie…

…mówiąc nie do końca elegancko, przyklepuje?

Głosuje i decyduje. I Niemcy teraz istotnie szukają rozwiązania. Ale jakie by ono nie było, nie zmieni się treść rozporządzenia.

Skoro tak to, czy weto wobec budżetu ma sens? A może sens ma grożenie wetem, a nie samo użycie go?

Zawetowanie budżetu byłoby odpowiednikiem użycia bomby atomowej. Broń taką można posiadać, ale się jej nie stosuje, bo uderzyłoby to także w posiadacza tej broni.

PiS twierdzi, że weto bywało w Unii nieraz używane.

Jako groźba – wielokrotnie, natomiast w praktyce wetuje się rzadko, to ostateczność. A w sprawie budżetu byłby to pierwszy raz. Poza tym, zablokowanie wieloletniego budżetu i funduszu odbudowy przy równoczesnym wejściu w życie rozporządzenia jest nieracjonalne, bo niczego nie daje, a wiele odbiera. Rozporządzenie będzie miało moc prawną nawet przy prowizorium budżetowym.

Po drugie oznaczać będzie poważne kłopoty finansowe dla wszystkich, przy czym w największym stopniu dla tych, którzy mają najmniejsze rezerwy finansowe, czyli m.in. dla Polski. Prowizorium oznacza też bardzo poważne ograniczenia, bo w jego ramach nie można na przykład rozpoczynać nowych projektów, a jedynie kończyć te, które już są realizowane. Brakuje bowiem wtedy podstawy prawnej, czyli ustawy budżetowej.

Czy jest jakieś pole do negocjacji?

Zawsze jest jakieś pole pod warunkiem, że strony dążą do znalezienia kompromisowego rozwiązania. W tym przypadku nie zmienią się zapisy rozporządzenia, bo to oznaczałoby rozpoczęcie procedury od nowa, ponieważ Parlament Europejski się na budżet bez klauzuli nie zgadza. Ale można sobie wyobrazić na przykład przyjęcie jakieś dodatkowej deklaracji interpretacyjnej.

Jak mogłaby wyglądać taka deklaracja?

Doprecyzowywałaby kontekst stosowania zapisów rozporządzenia. Choć obecne jest dość precyzyjne. Chodziłoby o znalezienie odpowiednich sformułowań, mogących uspokoić tych polityków, którzy widzą w powiązaniu wypłacania środków ze stosowaniem praworządności brukselską „pałkę” w wielu sprawach nie mających związku z budżetem.

Jakieś inne opcje?

Przewodnicząca Komisji Europejskiej podpowiedziała właśnie, że taką opcją byłoby zaskarżenie rozporządzenia do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Można na przykład zakwestionować zastosowaną w nim podstawę prawną. Ale się robi dopiero po przyjęciu rozporządzenia, a na razie Polska i Węgry przyjąć rozporządzenia nie chcą, zdecyduje głosowanie.

Źródło: onet.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close