Idea przeprowadzenia wyborów prezydenckich 10 maja napotyka na coraz to nowych przeciwników – czytamy w środowym wydaniu „Rzeczpospolitej”.
Jarosław Kaczyński i Jarosław Gowin w Sejmie; zdj. ilustracyjne /Jacek Domiński /Reporter
W Senacie, w którym większość ma opozycja, trwają prace nad ustawą o głosowaniu korespondencyjnym. Koalicja Obywatelska skłania się do tego, by w całości odrzucić projekt przegłosowany przez Sejm. Wtedy stanowisko Senatu wróci do Sejmu.
Z rozmów „Rzeczpospolitej” wynika, że Jarosław Gowin, mimo wysiłków PiS-u, dysponuje i będzie dysponować wystarczającą liczbą głosów, by cała ustawa upadła w Sejmie, przy pełnej mobilizacji opozycji.
Tymczasem PiS wciąż, jak pisze dziennik, intensywnie szuka poparcia dla głosowania korespondencyjnego w szeregach opozycyjnych. „Bez posłów opozycji lub 'złamania’ grupy Jarosława Gowina, PiS to głosowanie przegra, z poważnymi skutkami politycznymi i wizerunkowymi” – zauważa autor artykułu.
Wprowadzenie stanu klęski żywiołowej?
Z ustaleń „Rz” wynika, że możliwe jest wprowadzenie stanu klęski żywiołowej. A wtedy termin wyborów i tak ulegnie przesunięciu. Sam Jarosław Gowin podkreślał, że sierpniowe wybory to kompromis, który można by rozważyć.
We wtorek pojawiły się też kolejne możliwości, w tym nawet pomysł, by 23 maja odbyło się głosowanie, ale „w tradycyjny” sposób – czytamy.
Więcej w „Rzeczpospolitej”.
Źródło: interia.pl