XXI wiek… niby możemy wszystko, a nie potrafiły zachować się jak ludzie. Znamy najbardziej skomplikowane technologie, potrafimy wyleczyć wiele chorób, rozwijamy się, a nie umiemy zachować się jak dorośli i odpowiedzialni ludzi. Brakuje nam coraz częściej empatii i liczy się wyścig na sam szczyt kariery. Do takich przemyśleń dochodzimy kilka razy dziennie, gdy piszemy dla Was artykuły. Tak było i tym razem…
Do takich samych wniosków doszedł pan Karol, który na swoim koncie na Facebooku opublikował poruszający i zarazem wstrząsający post
Nigdy nie pisałem o swojej pracy w taki sposób, ale też nigdy nie spotkałem się z taką znieczulicą
„Wezwanie do nieprzytomnego mężczyzny, zasłabł w miejscu publicznym (urząd, nieważne jaki i gdzie), jeszcze oddycha”
My na miejscu zdarzenia po 4-5 minutach od przyjęcia zgłoszenia. Mężczyzna leży przy wejściu do lokalu, na boku. Z okna ambulansu widać, że siny, z daleka widać, że nie oddycha. Wokół pacjenta kilku gapiów. Petenci przy okienku, w kolejce załatwiają swoje sprawy… Pytam:
„Od kiedy nie oddycha?”
Cisza.
Szybka ocena ABC, kolega rozpoczyna uciski… we dwóch to nie robota. Rzucam pytanie w tłum, licząc na pracowników (przecież to urząd, mieli szkolenie BHP).
„Ktoś pomoże uciskać? (patrząc na dwie osoby w zasięgu wzroku – w myślach „pomogą, przecież mieli szkolenie”)”
Cisza! Do cholery! Przecież Was tu jest z dziesięć osób.
„Naprawdę nikt nie pomoże?!?!”
Mija kilkadziesiąt sekund, może minuta. Spośród gapiów (klientów) odzywa się głos. Facet około 30-tki, taka typowa „szara mysz”; brunet, t-shirt, łańcuch na szyi…
„Może ja pomogę?”
„Tu są rękawiczki, pan założy…”
„Działamy. Gość uciska, dostając instrukcję co do miejsca, tempa, głębokości. Super! Jest jeszcze tyle do zrobienia”
Ale wiecie co jest najbardziej wkurzające (żeby nie użyć innego wulgaryzmu)? Pracownicy obsługują petentów, jakby gdyby nigdy nic pod ich nogami kompletnie się nie działo. Słychać dźwięk drukarki, głos odbijanych pieczątek. Słychać śmiech zza lady. No nie wytrzymam! Wyrzucam gapiów z sali. Dojeżdża pomoc, drugi ZRM.
Walczymy dalej… leki, kolejne defibrylacje, ocena rytmu, znowu VT, PEA, VT… Międzyczasie w urzędzie pojawiają się kolejni petenci. Wręcz weszliby w nas, byle swoje załatwić. Po ok. 50-ciu minutach pada decyzja o „odstąpieniu”. Kończymy, przegraliśmy, trudno, bywa.
Kolejne osoby otwierają drzwi wejściowe. Zdziwieni, że ich wypraszamy. Nie przeszkadzał im nawet czarny worek pod nogami…Quo Vadis Polsko?
P.S. Zawsze staram się dziękować tym „cichym bohaterom”, którzy mieli odrobinę ludzkiej empatii i robili cokolwiek. Podziękowałem i panu w czarnym t-shirtcie. Jeszcze raz dzięki!
W którą stronę to wszystko zmierza? Czy ciężko było sobie wyobrazić, że tym leżącym człowiekiem na podłodze mógł być ktoś z naszych bliskich?
_________________________
*Zdjęcia mają charakter poglądowy
Źródło: popularne.pl