Pani Joanna kilka tygodni przed planowanym porodem trafia do szpitala z powodu wysokiego ciśnienia krwi. Dziecko urodziło się zdrowe, ale kobieta zdaniem rodziny została niesłusznie wypisana do domu. Jest teraz niepełnosprawna. – Ktoś musiał zawinić, że doszło do takiej sytuacji. Człowiek, który tętnił życiem jest teraz wygaszony jak świeczka – mówi znajoma pani Joanny.
Państwo Kotwiccy są małżeństwem od 11 lat. Ich drugi syn Filip miał przyjść na świat w maju 2018 roku. – Byliśmy bardzo szczęśliwi, że urodzi się nasze drugie dziecko. Żona miała iść na urlop wychowawczy, a ja wrócić do pracy – opowiada Marcin Kotwicki.
W 35. tygodniu ciąży, pani Joanna z niebezpiecznie wysokim ciśnieniem trafiła do szpitala w Żaganiu. Jej stan był tak zły, że lekarze natychmiast wykonali cesarskie cięcie. Syn pani Joanny urodził się zdrowy, jednak ona nadal miała podwyższone ciśnienie. Mimo to po trzeciej dobie, w niedzielę, lekarze wypisali pacjentkę do domu.
– Minęło 12 godzin. O 2 w nocy nastąpiły komplikacje. Pojawiły się duszności, więc pojechaliśmy do lekarza rodzinnego, ale nie widział powodów, by wzywać pogotowie – relacjonuje mąż pani Joanny.
Pani Joanna opuszczając szpital nie otrzymała karty informacyjnej, dlatego lekarka rodzinna nie mogła zalecić żadnych leków. Skierowała, więc pacjentkę z powrotem do szpitala, w którym rodziła. Tuż po wyjściu z gabinetu kobieta bardzo źle się poczuła. – Wjechałem na podjazd na karetek. Żona się już dusiła, była sina. Po chwili reanimowali ją, bo serce przestało bić – dodaje Kotwicki.
Stan pani Joanny był krytyczny. Lekarze nie mieli wyjścia i byli zmuszeni wprowadzić kobietę w śpiączkę farmakologiczną. Pani Joanna pozostawała w śpiączce przez miesiąc. Kiedy ją wybudzono, okazało się, że ma uszkodzony mózg i jest całkowicie sparaliżowana. Takie zmiany powstały na skutek nagłego zatrzymania krążenia. Kobieta stała się osobą niepełnosprawną.
– Ktoś musiał nieco zawinić, że doszło do takiej sytuacji. Człowiek, który tętnił życiem jest teraz wygaszony jak świeczka – mówi Irena Kopeć, sołtys wsi Raszyn. – Poszła do szpitala zdrowa, a wróciła kaleka. To nie jest życie, dzień w dzień jest walka i męka – dodaje Agnieszka Stępnik, siostra pana Marcina.
Sprawą państwa Kotwickich od września 2018 roku zajmuje się prokuratura. Śledczy przesłuchali lekarzy i zabezpieczyli dokumentację medyczną szpitala w Żaganiu.
– Prokurator stwierdził, że na skutek działania służb medycznych, doszło do narażenia utraty życia tej kobiety. Prokurator będzie posiłkował się w tej sprawie opinią biegłych – mówi Zbigniew Fąfera z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Opinia biegłych jest niezbędna do ustalenia, czy doszło do błędu w sztuce lekarskiej. Państwo Kotwiccy złożyli do sądu także pozew cywilny i będą ubiegać się o odszkodowanie od szpitala.
– Nasz personel dochował i zabezpieczył wszelkich procedur medycznych, postępował natychmiastowo i bez zbędnej zwłoki. Nie mogę zdradzać szczegółów dotyczących wypisu tej pacjentki – mówi Deniz Katrin Mrozik ze 105. Kresowego Szpitala Wojskowego w Żaganiu.
Postanowiliśmy skonsultować przypadek pani Joanny z trzema niezależnymi ginekologami, którzy są biegłymi sądowymi. Wszyscy potwierdzili, że w tej sprawie doszło do rażących zaniedbań.
– Należy szpitalowi w Żaganiu przypisać, że przyczynił się do stanu rzeczy. Po cięciu cesarskim do trzech dób mogą wyniknąć powikłania. Tak wczesne wypisanie tej kobiety było nielogiczne – podkreśla Ryszard Frankowicz z Zakładu Usług Medycznych i Opinii Cywilnych.
Pani Joanna jest ubezwłasnowolniona. Wymaga całodobowej opieki. Jej mąż musiał zrezygnować z pracy, żeby zająć się domem i rehabilitacją żony. W wychowaniu dwóch synów pomagają mu siostra oraz sąsiedzi.
– Niektórzy się dziwią, jak to można wytrzymywać. Nie mogę się załamać, przede wszystkim ze względu na dzieci – mówi Marcin Kotwicki i dodaje: Chciałbym się dowiedzieć, kto zawinił. Chciałbym, żeby ten ktoś spojrzał nam w oczy i poczuł to, co my.
Źródło: wprost.pl