Planując zemstę na kobiecie, która go odrzuciła Mirosław Sz. (54 l.) z Tczewa (woj. pomorskie) zapewne nie spodziewał się, jak straszliwe będą konsekwencje jego czynu. 23 maja zeszłego roku mężczyzna pod osłoną nocy zakradł się pod kamienicę, w której mieszkała, oblał drzwi łatwopalną cieczą i wzniecił pożar. Płomienie szybko zaczęły trawić kolejne piętra. Dziś odpowiadał za to przed sądem.
– Już spałam, gdy jeden z moich synów wbiegł do pokoju i powiedział, że coś jest nie tak – mówi Sylwia Kotowska (39 l.), która cudem uszła z życiem z pożaru. – Otworzyłam drzwi na korytarz i uderzyła we mnie fala dymu i gorąca. Syn zdążył w tym czasie wezwać straż pożarną. Strażacy uratowali nam życie. Uciekliśmy z mieszkania przez okno po podstawionej drabinie.
Niestety, nie wszyscy lokatorzy mieli tyle szczęścia. W wyniku zatrucia czadem zginął 79-letni mieszkaniec. Do szpitala trafiła z kolei 2-letnia Blanka. Choć lekarze walczyli do końca, jej malutkie drogi oddechowe były zbyt mocno poparzone. Dziewczynka zmarła.
W piątek ruszył proces podpalacza, któremu grozi dożywocie. Swoje zeznania złożyła m. in. matka Blanki, która chce jednak zachować anonimowość.
– Byliśmy uwięzieni w mieszkaniu – mówiła przez łzy kobieta. – Nie było drogi ucieczki. Obudziłam się 6 dni później w szpitalu. O śmierci córki dowiedziałam się w dniu pogrzebu…
Kobieta powiedziała też, że słyszała głos Mirosława Sz., który krzyczał: zaj… cię sku…
Mirosław Sz. nie przyznał się do winy. W toku śledztwa zeznał, że miał romans z mieszkającą w kamienicy Wiolettą, ale budynku nie podpalił.
Gdy rok temu rozmawialiśmy z tą kobietą, powiedziała, że żadnego romansu nie było, ale Mirosław Sz. na zmianę wysyłał jej sms-y z wyznaniem miłości i groźbami.
1
Mirosław Sz. twierdzi, że miał romans z tą kobietą. Rok temu podczas rozmowy z Faktem kobieta temu zaprzeczyła
2
To pod ten budynek podłożył ogień Mirosław Sz.
3
Malutka dziewczynka zginęła przez podpalacza
4
Podpalaczowi grozi dożywotnie więzienie
5
– Już spałam, gdy jeden z moich synów wbiegł do pokoju i powiedział, że coś jest nie tak – mówi Sylwia Kotowska (39 l.), która cudem uszła z życiem z pożaru. – Otworzyłam drzwi na korytarz i uderzyła we mnie fala dymu i gorąca. Syn zdążył w tym czasie wezwać straż pożarną. Strażacy uratowali nam życie. Uciekliśmy z mieszkania przez okno po podstawionej drabinie
6
Źródło: fakt.pl