Wiadomości

To oni zostali odnalezieni w podlaskim lesie. Jilan była we krwi. Dawed obwiązał pępowinę sznurowadłem. Ta historia po prostu łamie serce…

„Migrant” to według słownikowej definicji osoba migrująca z jednego państwa do drugiego. Polskie władze lubią dodawać do tego przydawkę „nielegalny”. Przyjrzeliśmy się konkretnemu przypadkowi owej szorstko brzmiącej nielegalnej migracji. Chcieliśmy się dowiedzieć, co przeżyła kurdyjska rodzina, której przyszło powołać do życia małego Danielka w zimnej podlaskiej puszczy. Dlaczego Jilan rodziła kryjąc się przed obcymi? Dlaczego rodzina tak się narażała? Przed kim uciekała? No cóż… gdy człowiek na własne oczy widzi, jak hordy barbarzyńców próbują w pień wymordować wielotysięczną, bliską mu społeczność, gdy przez 6 lat tuła się z namiotem na grzbiecie, by wreszcie zostać wzgardzonym i oszukanym na europejskiej ziemi, która nie okazała się – jak obiecywał jakiś Białorusin – wybawieniem, można stać się nieufnym wobec obcych.

To oni zostali odnalezieni w podlaskim lesie. Jilan była we krwi. Dawed obwiązał pępowinę sznurowadłem. Ta historia po prostu łamie serce...

Dawed i Jilan to Kurdowie wyznający jezydyzm. Ta grupa etniczna nie ma łatwo. Rozsiani na Bliskim Wschodzie Kurdowie mają wielu wrogów. W czasie wojny w Syrii i w okresie największej ekspansji tzw. Państwa Islamskiego (w latach 2013-2014) jezydzi przeszli gehennę. Zwłaszcza ci, którzy – tak jak Dawed i Jilan – pochodzą z Sindżaru w północno-zachodnim Iraku. Siedem lat temu do miasta wkroczyli fanatyczni wyznawcy idei Kalifatu. Dżihadyści marzący o kraju rządzonym prawem szariatu nie mieli litości dla jezydów, którzy wprawdzie szanują islam, ale w swej wierze łączą elementy muzułmańskie z zaratusztrianizmem, judaizmem i chrześcijaństwem. Bojownicy ISIS krwawo rozprawili się z innowiercami. Zginęło wiele tysięcy jezydów. Setki dziewcząt wzięto w jasyr. Zostały niewolnicami seksualnymi (na marginesie – jedną z nich była Nadia Murad, która uciekła z niewoli, a za jej późniejszą walkę o ukaranie winnych, uhonorowano ją Pokojową Nagrodą Nobla).

Dawed i Jilan uciekli z Sindżaru i rozpoczęła się dla nich wieloletnia tułaczka. Sześć lat mieszkali w namiocie. W tym czasie urodziła się im córka Daliana. Małżeństwo słyszało o tym, jak żyje się w Europie. W najbliższej rodzinie mają osoby, którym udało się zdobyć azyl w europejskim kraju. Kilka miesięcy temu dowiedzieli się, że i do nich może uśmiechnąć się szczęście. Wystarczy, że przedostaną się do Bagdadu, potem do Armenii, a stamtąd, już samolotem, a nie pieszo, do jakiegoś egzotycznego kraju gdzieś na wschodzie Europy. Z Białorusi do Unii Europejskiej to już tylko krok, formalność. Tak myśleli. Zaryzykowali, choć Jilan znów była w ciąży.

Europa nie okazała się taka przyjazna…

Po przedostaniu się do Mińska wszystko okazało się jasne. Szmuglujący ich ludzie żądali zapłaty, która przewyższała wartość całego dobytku pary. Potem już nikt się do nich nie uśmiechał, tylko zachęcał (czy wręcz zmuszał) do marszu w kierunku Polski. Marszu przez bagna, rzeki i puszcze. Z oczywistych względów oboje nie mogli wiedzieć, że są pionkami w politycznej grze reżimu w Mińsku. Ten ściągając podobnych im nieszczęśników na pogranicze z Polską, chce zdestabilizować sytuację w regionie. Chodzi o rozszczelnienie granicy i wywołanie kryzysu humanitarnego, który Aleksandr Łukaszenko wykorzysta politycznie, a może i militarnie.

Podczas wycieńczającego marszu urodził się Daniel. Przyszedł na świat w rejonie miejscowości Czepiele. Poród miał dramatyczny przebieg. Całe szczęście, mimo chłodu, wilgoci, wyczerpania, braku lekarstw i opieki medycznej, ani matce, ani dziecku nie stała się krzywda. Dziś, dwa tygodnie po tych wydarzeniach, wiemy o tych ludziach już nieco więcej. Dzięki tłumaczowi, który odwiedził nowo narodzonego chłopca z wolontariuszami Fundacji Dialog, poznaliśmy ich dramatyczną historię.

Mały Daniel, kurdyjski Irakijczyk, został już zarejestrowany w Urzędzie Stanu Cywilnego, a jego rodzice w swoim i jego imieniu złożyli wniosek o ochronę w Polsce. Na świat przyszedł na granicy polsko-białoruskiej w warunkach zagrażających zdrowiu i życiu. Jego mama została odnaleziona cała we krwi wśród grupy uchodźców przepchniętych z Białorusi.

Prześladowania w kraju

Wspomnienia z Iraku rodzą w nich trudne emocje. Zwłaszcze te wspomnienia z 2014 r., gdy Sindżar został zajęty przez ekstremistów z Państwa Islamskiego (ISIS). Według wiarygodnych szacunków zamordowano wówczas ponad 10 tys. jezydów. Od pozostałych pod groźbą śmierci zażądano przejścia na islam.

– Kto mógł, uciekał w góry. Dopiero z pomocą lotnictwa USA siły kurdyjskie przeprowadziły cześć społeczności m.in. na przygraniczne tereny Iraku. Powstały obozy Kurdów – opowiada małżeństwo uciekinierów.

Wielu mieszka w nich do dziś. Podobnie było z Dawedem i Jilan, którzy w namiotach podarowanych przez organizację humanitarną żyli aż 6 lat, w ciągłym strachu i biedzie. W tych nędznych warunkach, ale z wielkiej miłości, na świat przyszła Daliana.

– Czekaliśmy na moment otwarcia jakiegokolwiek przejścia, by móc dostać się do Europy, gdzie od kilku lat mieszka ojciec Daweda i jego rodzeństwo – wyjaśniają.

„Wycieczka” do Niemiec

Szansą okazało się nielegalne przekroczenie granicy polsko-białoruskiej. Postanowili zaryzykować. Z pogranicza do Bagdadu wyruszyli w połowie września. Później dotarli do Armenii, a stamtąd polecieli dalej samolotem do Mińska, jak tysiące innych uchodźców. Tam dostali swojego „przewodnika”. Przemytnik zażądał od ojca Daweda kilku tysięcy dolarów w zamian za „wycieczkę” do Niemiec. Wszystko miało być pewne i łatwe. Okazało się jednak zupełnie inaczej i ucieczkę jezydzi mogli przypłacić życiem. Nie wiedzieli bowiem zupełnie, że na terenie przygranicznym w Polsce obowiązuje stan wyjątkowy, ustawione są zasieki, a przekraczanie granicy jest wyjątkowo niebezpieczne. Cała sprawa z „wycieczkami do Niemiec” to element wojny hybrydowej wypowiedzianej przez Białoruś Europie. Większość uchodźców starających się o wjazd do Unii Europejskiej o tym nie wie. Podobnie jak Dawed i Jilan trafiają z jednego piekła do drugiego, tyle że w innym miejscu świata.

– Nie przewidzieliśmy, że wpadniemy w pułapkę. Przy pierwszej próbie przejścia przez granicę zostaliśmy zawróceni. Ale do Mińska wrócić nie mogliśmy. Przy drugiej próbie udało się przekroczyć zieloną granicę. Przez osiem dni walczyliśmy o przetrwanie – opowiadają uchodźcy.

Poród w lesie

Jilan była już w zaawansowanej ciąży. Nie sądziła, że podróż potrwa tak długo. Bała się porodu w zimnym lesie i komplikacji z nim związanych. Bała się, że może się stać coś dziecku. Była przerażona, kiedy odeszły jej wody płodowe w środku puszczy. Urodziła sama na śpiworze. Pomagał jej mąż. Po wydaniu dziecka na świat pępowinę podwiązali sznurowadłem. Daniel był zimny i siny, ledwo oddychał. Dlatego uchodźcy zaczęli szukać pomocy. Wtedy natrafili na straż graniczną i wezwano pogotowie. Mama z noworodkiem trafiła do szpitala, a ojciec z córką do placówki straży granicznej. Cała sytuacja skończyła się szczęśliwie. rodzina złożyła wnioski o azyl w Polsce i znajduje się obecnie pod opieką fundacji Dialog.

Fundacja Dialog ma pod opieką wiele rodzin uchodźców i potrzebuje pomocy. Darowizny można wpłacać na nr rachunku w SBR Bank: PL 58 8769 0002 0156 1339 2000 0120.

Źródło: fakt.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close