Wiadomości

Tajna współpraca prezydenta i premiera. Nocne spotkania dały zwycięstwo?

Na ostatniej prostej przed wyborami prezydenckimi doszło do kilku tajnych spotkań Mateusza Morawieckiego i Andrzeja Dudy. To w tajemnicy, najczęściej po północy i w zaciszu Pałacu Prezydenckiego zapadały najważniejsze decyzje, a prezydent osobiście poprosił premiera, żeby ten włączył się w kampanię wyborczą.

Tajna współpraca prezydenta i premiera. Nocne spotkania dały zwycięstwo?

Prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki /Zbyszek Kaczmarek/REPORTER /Reporter

„Manipulacja, obłuda, fałsz i kłamstwo to jest to, co jest na ustach pana Trzaskowskiego” – tuż przed wyborczą niedzielą oświadczył premier na antenie Polsat News. To nie była pierwsza taka wypowiedź, ale w atakach na kandydata Koalicji Obywatelskiej nie było grama przypadku, a Morawiecki wziął je na siebie z pełną premedytacją.

Źródła Interii z Pałacu Prezydenckiego potwierdzają, że początkowo to Nowogrodzka chciała, żeby w bombardowanie Rafała Trzaskowskiego osobiście włączył się prezydent. Reprezentanci Pałacu Prezydenckiego i Kancelarii Prezesa Rady Ministrów są jednak zgodni: – Po co prezydent miał zdzierać sobie głos na Rafała Trzaskowskiego? – dopytują. Strategicznych rozbieżności było więcej.

Do zacieśnienia współpracy doszło kilka tygodni przed pierwszą turą wyborów prezydenckich. Niedługo później pojawiło się słynne zdjęcie, na którym Mateusz Morawiecki i Andrzej Duda jedzą obiad oraz piją wspólnie piwo. Celem tamtego etapu kampanii było pokazanie oferty na przyszłość oraz porozumienia pomiędzy przywódcami.

– W badaniach fokusowych (metoda badań jakościowych, polegająca na analizie wypowiedzi uczestników uzyskanych podczas prowadzonej dyskusji – red.) wyszło nam, że wyborcy obawiają się konfliktu między prezydentem a rządem. Stąd całe przedsięwzięcie – tłumaczy nam jeden ze sztabowców Andrzeja Dudy.

Zarówno ludzie premiera, jak i najbliżsi współpracownicy głowy państwa przekonują, że to oni wzięli na siebie ciężar prac koncepcyjnych w kampanii wyborczej. Wiele decyzji zapadało poza oficjalnym sztabem. Zresztą o tym, jak wyglądała walka o drugą kadencję w Pałacu Prezydenckim świadczą podziękowania Andrzeja Dudy z Pułtuska.

Tuż po ogłoszeniu pierwszych, sondażowych wyników prezydent wymienił osoby, którym zawdzięcza zwycięstwo. Zaczął od podziękowań dla najbliższych, a potem przeszedł do współpracowników politycznych. Duda skierował swoje słowa m.in. do Jarosława Kaczyńskiego i innych liderów Zjednoczonej Prawicy.

„W szczególny sposób chcę podziękować dwóm osobom: pani premier Beacie Szydło, która była przy mnie, jeździła ze mną w Dudabusie. Mogę śmiało powiedzieć, opiekowała się mną” – mówił prezydent. „Chcę podziękować także mojemu przyjacielowi, Marcinowi Mastalerkowi. Marcin nie jest już w czynnej polityce, odszedł z niej, ale dla ojczyzny ratowania przyszedł i pomógł nam w naszej codziennej pracy sztabowej” – dorzucił.

W następnej kolejności przyszedł czas na podziękowania dla premiera, który „sam udał się w trasę”. Zresztą, podczas wieczoru wyborczego w Pułtusku szef rządu stał pod sceną, z której przemawiał prezydent Duda. Tuż obok innych ważnych w partii rządzącej osób, m.in. szefa Komitetu Wykonawczego PiS Krzysztofa Sobolowskiego czy europosła Joachima Brudzińskiego, który dowodził sztabem organizacyjnym. Niemniej ścisła współpraca między ośrodkiem prezydenckim a rządowym była utrzymywana w tajemnicy. Przynajmniej przez jakiś czas.

– Bez urazy, ale nie wszyscy muszą się informować o wszystkich spotkaniach. To jasne, że prezesowi Kaczyńskiemu zależało, żeby prezydent pozostał prezydentem. Nie należy tu dopatrywać się niczego poza tym, że pomagaliśmy Andrzejowi Dudzie – mówi Interii bliski współpracownik Mateusza Morawieckiego. – Premier odegrał wielką rolę, bo odarł konkurenta z wiarygodności. Udało się wykazać niekompetencję i na arenie międzynarodowej, i przy zarządzaniu Warszawą. Prezydent nie musiał tego brać na siebie – podkreśla.

O tym, że centrala PiS nie wiedziała o wszystkim, co dzieje się w sztabie Andrzeja Dudy, może świadczyć obecność Marcina Mastalerka. Źródła Interii z Pałacu Prezydenckiego potwierdzają, że chociaż formalnie nie było go w sztabie, to on wymyślił chociażby „koalicję polskich spraw”, o której prezydent mówił w Jastrzębiu-Zdroju. Co ciekawe: większość sztabowców związanych z PiS o tym nie wiedziała.

„Nie miałem kontaktu ze sztabem, nawet z moim sąsiadem sztabowcem Adamem Bielanem jedyne, co wymienialiśmy, to 'dzień dobry’. (…) To była z mojej strony aktywność zarówno, żeby pomóc prezydentowi jako przyjacielowi, ale też byłem przekonany, że dobrze działam dla Polski” – w ten sposób Mastalerek wyjaśniał swoją rolę na antenie Polsat News.

Marcin Mastalerek jest obecnie wiceprezesem Ekstraklasy SA. W przeszłości był m.in. rzecznikiem PiS i mocno angażował się w wybory parlamentarne i prezydenckie przed pierwszą wygraną Dudy. Musiał odejść, bo poczuł się na tyle pewnie, że miał lekceważyć prezesa PiS. W partii wciąż mówi się, że jego kariera się skończyła, bo nie odbierał telefonów od Jarosława Kaczyńskiego. Nieoficjalnie mówi się, że prezydent chce, żeby Mastalerek został szefem jego kancelarii.

Na pewno już po kampanii zaczęła się dyskusja o tym, komu prezydent zawdzięcza zwycięstwo. „Po wynikach przedstawionych przez PKW rozpocznie się teraz festiwal podziękowań i analiz, kto najbardziej przyczynił się do zwycięstwa prezydenta Andrzeja Dudy. Prawda jest taka, że zwycięstwo to Prezydent zawdzięcza (tak samo jak pięć lat temu) Jarosławowi Kaczyńskiemu. Koniec kropka” – skwitował na Twitterze Brudziński.

Źródło: interia.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close