Wiadomości

Szokująca relacja zakażonego ze Śląska. Ludzie byli BEZLITOŚNI: „Spier***, zarazo!”

Relacja jednego z zakażonych mieszkańców województwa śląskiego, do którego dotarliśmy, jest wstrząsająca. W rozmowie z „SE” mężczyzna opowiada, że jego groźne objawy zostały zbagatelizowane przez lekarzy. Musiał oszukać medyków, by wykonano mu test w szpitalu, który… potwierdził koronawirusa. W kolejce do lekarza, do którego go wysłano, usłyszał wyzwiska od innych mieszkańców. – Słyszeli, że mój wynik jest pozytywny, więc zaczęli krzyczeć „spier***, zarazo”. Czekałem na lekarza ponad trzy godziny, nie przyszedł. Bał się mi pomóc – mówi.

Szokująca relacja zakażonego ze Śląska. Ludzie byli BEZLITOŚNI: "Spier***, zarazo!"

Liczba zakażonych koronawirusem w Polsce z dnia na dzień rośnie. Nie inaczej jest w województwie śląskim, w którym sytuacja jest coraz trudniejsza. Nerwowa atmosfera udziela się nie tylko mieszkańcom, ale także pracownikom służby zdrowia. Przekonał się o tym jeden z mieszkańców Śląska, który woli pozostać anonimowy. W rozmowie z „SE” pan Przemysław zdecydował się opowiedzieć o swoich wstrząsających przeżyciach. – Nie chcieli mi pomóc – relacjonuje.

Historia zaczyna się niewinnie. Pan Przemysław miał kontakt z osobą, która wróciła z zagranicy i miała objawy koronawirusa. Postanowił, na wszelki wypadek, udać się do lekarza. W tym celu pojechał do szpitala zakaźnego w Chorzowie.

– Tam przebadał mnie lekarz i stwierdził, że jestem zdrowy, mogę chodzić do pracy, wszystko jest w porządku – relacjonuje mężczyzna. – Bałem się, więc nalegałem na wykonanie testu, ale wtedy usłyszałem lekceważące „niech wojewoda panu zrobi” – dodaje.

Była połowa marca. Pan Przemek nie chciał ryzykować, że zarazi ludzi w swojej pracy, więc zgłosił się do lekarza z prośbą o zwolnienie lekarskie. Nie czuł się bowiem najlepiej. Udało się, dostał L4. Minął tydzień, a objawy osoby, z którą pan Przemek miał kontakt, zaczęły się nasilać. Wysoka gorączka, kaszel. Strach o zdrowie zwiększał się, ale mężczyzna postanowił jeszcze poczekać.

– Siedziałem w domu, nigdzie nie wychodziłem. Wolałem być ostrożny. I dobrze zrobiłem, bo po kilku dniach przyszły silne objawy zakażenia: ból karku, głowy, ostre gorączki, nawet do 40 st., złe samopoczucie, kaszel, brak węchu i smaku. Potem doszły bóle mięśni, a niektóre objawy były tak silne, że ledwo mogłem wytrzymać – relacjonuje mężczyzna.

Pan Przemysław postanowił działać. – Wiedziałem, że nie ma sensu jechać do Chorzowa po tym, jak mnie tam potraktowano, więc udałem się do szpitala zakaźnego w Tychach – mówi.

Ale tam również zwlekali z wykonaniem testu. Dopiero, gdy mężczyzna wrócił do szpitala innego dnia i skłamał, że miał kontakt z konkretną osobą zakażoną, wykonano mu test. Wykorzystał chaos. – Wymyśliłem nazwisko, nawet tego nie sprawdzili. Zrobili test, a potem dowiedziałem się, że jego wynik jest pozytywny – relacjonuje.

I choć przeczucie nie myliło pana Przemka, jego koszmar na tym się nie skończył. Kazano mu zgłosić się do najbliższego szpitala, by obejrzał go lekarz i przepisał leki. Udał się więc do placówki w Chorzowie, gdzie znajduje się szpital zakaźny.

– Zgodnie ze znajdującym się tam wskazówkami, podjechałem autem do miejsca, w którym trzeba się zgłosić. Była tam taka budka z napisem „koronawirus”. W kolejce było trochę ludzi. Powiedziałem, że „jestem pozytywny”, po testach, i musi mnie zobaczyć lekarz, bo bardzo źle się czuję – mówi mężczyzna.

Panu Przemkowi przekazano, że zejdzie do niego lekarz dyżurujący, a on ma poczekać, zachowując odległość od innych. Ale ludzie w kolejce usłyszeli, że jest zakażony. – Zaczęli mnie wyzywać, kazali stąd odejść, odsunąć się jak najdalej. W końcu ktoś krzyknął „spier***, zarazo”. Byłem w szoku! – podkreśla mężczyzna.

Na lekarza czekał ponad trzy godziny. Wtedy coś w nim pękło. – Upominałem, prosiłem, by ktoś do mnie zszedł. A lekarz tego nie zrobił! Bał się mi pomóc! Postanowiłem wrócić do domu. Wsiadłem do auta i odjechałem – mówi.

Aktualnie przebywa w kwarantannie domowej. Ostatecznie, z dużym opóźnieniem, otrzymał potrzebne leki. Postanowił nagłośnić sprawę ku przestrodze i w obawie przed tym, że kogoś spotka coś podobnego.

– To jest skandal! Ktoś, kto słyszy od lekarza, że jest zdrowy, normalnie poszedłby do pracy czy na spacer z psem. Ja czułem, że nie mogę tego zrobić. Gdybym nie posłuchał przeczucia, być może zaraziłbym wielu innych ludzi – przestrzega. – To, jak mnie potraktowali lekarze, też jest wstrząsające. W tym wszystkim bardzo dobrze wypadają policjanci, którzy regularnie mnie odwiedzają, ciągle chcą w czymś pomagać, pytają, czy nie potrzebuję jakichś zakupów. Dziękuję im za to – mówi.

Źródło: se.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close