Nie dość, że trwa pat w rozmowach nauczycieli z Ministerstwem Edukacji Narodowej w sprawie wysokości podwyżek, to do konsultacji trafił projekt rozporządzenia mówiący o tym, że lekcje w szkołach mogą być prowadzone nawet przez sześć dni w tygodniu. „Solidarność” protestuje, choć ministerstwo twierdzi, że jedynie porządkuje obecne przepisy.
Do tej pory sytuacje, kiedy uczniowie i nauczyciele musieli iść do szkoły w sobotę, zdarzały się sporadycznie. Związkowcy zauważają jednak, że w najbliższym czasie dyrektorzy szkół będą mogli częściej korzystać z „martwego” do tej pory przepisu. Argumentują, że niebawem w jednym roku szkolnym spotkają się dwa roczniki: absolwentów podstawówek i gimnazjów – w sumie około 730 tys. uczniów.
Obawy nauczycieli wzbudził projekt rozporządzenia w sprawie szczegółowej organizacji publicznych szkół i przedszkoli. „Przepis ten przewiduje, że zajęcia w szkołach mogą być realizowane przez pięć lub sześć dni w tygodniu” – informują związkowcy.
Wątpliwości wokół lekcji w sobotę
MEN przypomina, że przepis ten istnieje od 16 lat, a zmiany dotyczą jedynie „porządkowania prawa”. Jak czytamy w komunikacie, już teraz lekcje mogą odbywać się w sobotę, jednak pod pewnymi warunkami.
Może o tym decydować np. tzw. współczynnik zmianowości oznaczający stosunek liczby oddziałów do liczby pomieszczeń, w których odbywają się zajęcia dydaktyczno-wychowawcze. W przypadku, gdy współczynnik zmianowości wynosi co najmniej 2, zajęcia mogą być prowadzone przez pięć lub sześć dni w tygodniu przez cały rok szkolny.
„Solidarność” obawia się jednak, że dyrektorzy w przyszłości będą chętniej korzystać z tego przepisu. Dlatego domaga się usunięcia go z projektu rozporządzenia. Ministerstwo nie odniosło się jeszcze do żądań związkowców.
Nauczyciele chcą podwyżek. Propozycja MEN
O wiele więcej emocji budzi jednak sprawa podwyżek dla nauczycieli. Trwają negocjacje z minister edukacji narodowej Anną Zalewską, dotyczące wysokości minimalnych stawek wynagrodzenia zasadniczego pedagogów. Zgodnie z propozycją resortu ma ono wzrosnąć w 2019 r. – zależnie od stopnia awansu – od 121 do 166 zł brutto.
Te propozycje wiceprezes ZNP Krzysztof Baszczyński uznał jednak za primaaprilisowy żart. ZNP domaga się zwiększenia tzw. kwoty bazowej dla nauczycieli – służącej do obliczenia średniego wynagrodzenia – o 1000 zł, czyli do kwoty 3900 zł. Według związkowców zwiększenie kwoty bazowej o tyle oznacza wzrost wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli od 691 do 1139 zł brutto.
Minister Zalewska przypomina jednak, że tegoroczna podwyżka jest drugą z trzech zapowiedzianych – ma wynieść pięć procent. Pierwsza z podwyżek była w kwietniu 2018 r. (o 5,38 proc.), a trzecia ma być w styczniu 2020 r. (o 5 proc.).
Z kolei Forum Związków Zawodowych domaga się wzrostu wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli na wszystkich stopniach awansu o 1000 zł brutto. Chce też określenia w rozporządzeniu, że dodatek za wychowawstwo wynosić ma 500 zł.
Będzie strajk w oświacie?
Według Anny Zalewskiej związkowcy przedstawili kilkanaście propozycji, w tym wszystkie „z dużym skutkiem finansowym” dla budżetu. Według niej chodzi o kwotę rzędu 20-30 mld zł. – Rozmawiamy. Myślę, że będziemy rozmawiali jeszcze trochę – zaznaczyła. Kolejne spotkanie kierownictwa resortu edukacji z przedstawicielami związków zawodowych zaplanowano na czwartek.
ZNP i FZZ zapowiedziały w ubiegłym tygodniu, że pod koniec tego tygodnia (ZNP w czwartek, a FZZ w piątek) podejmą decyzję czy wejdą w spór zbiorowy, czyli rozpoczną procedurę, na której końcu jest strajk generalny w oświacie.
businessinsider.com.pl