Wiadomości

Skończmy z tą ułudą. Rozdział Kościoła od państwa musi stać się faktem

Polski Kościół katolicki od 1989 roku konsekwentnie buduje swoją uprzywilejowaną pozycję względem Państwa, jednak to, co dzieje się od czterech lat, pod rządami Prawa i Sprawiedliwości, przekracza nie tylko granice dobrego smaku, ale przede wszystkim – zwykłej przyzwoitości.

Skończmy z tą ułudą. Rozdział Kościoła od państwa musi stać się faktem

Jacek Liberski pisze o tym, że konieczny jest rozdział Kościoła od państwa • Fot. Łukasz Cynalewski / AG

To zaś powoduje, że Kościół polski prostą drogą zmierza ku całkowitej marginalizacji społecznej i choć w takim kraju jak Polska wydaje się to niemożliwe, to przywołać trzeba w tym miejscu przykład innego narodu i państwa, równie katolickiego co naród polski, jakim jest Irlandia. Tam głęboki kryzys Kościoła zapoczątkowały podobne, co w Polsce, zachowania księży i kompletny brak reakcji na nie ze strony hierarchów.

Jak manipuluje się polską tradycją i wartościami

Od pewnego czasu zaobserwować można rosnącą bezkarność księży i przyzwolenie pewnej części społeczeństwa (tak się składa, że w przeważającej większości są to wyborcy PiS) na ich zachowania, co jest właśnie owym najlepszym potwierdzeniem tezy o zbliżaniu się do punktu kulminacyjnego, po osiągnięciu którego zacznie się już tylko ostra jazda w dół. Największym zaś paradoksem tej sytuacji jest przekonanie tej grupy wyborców o tym, iż owo przyzwolenie, to obrona polskich wartości i polskich tradycji. Większego pomieszania pojęć nie można sobie wyobrazić.

Czy w polskiej tradycji tolerancji wobec innych mieszczą się haniebnie ataki na osoby o odmiennej orientacji seksualnej? Albo czy w polskiej tradycji szczególnej pozycji dzieci w społeczeństwie mieści się tolerancja wiernych dla najbardziej zwyrodniałych aktów przemocy wobec nieletnich, jakimi są akty pedofilii w Kościele? Czy w polskiej kulturze i tradycji mieszczą się poniżające księży i podwładnych zachowania arcybiskupa Głódzia? Czy wreszcie w polskiej tradycji postrzegania posługi kapłańskiej mieszczą się wszystkie te zachowania księży, zwłaszcza kościelnych hierarchów, związane z życiem ponad stan, urągającym chrześcijańskim zasadom życia w skromności? Co to wszystko ma wspólnego z obroną polskości i polskich wartości?

W Bełchatowie księża wzywają policję, bo trzynastoletnie dziecko rezygnuje z konsumpcji hostii. We Wrocławiu ksiądz wzywa policję, bo dwoje zdegustowanych postępowaniem Kościoła wiernych składa oświadczenia o apostazji, a w Świdniku księża wzywają Straż Miejską, bo do kościoła miała czelność wejść bezdomna. O wspieraniu narodowców w świętym dla każdego wierzącego Polaka miejscu, jakim jest częstochowski Klasztor – nie wspomnę. Co będzie następne?

Symbioza Państwa z Kościołem

Genezą tych wszystkich zachowań jest postępująca od lat symbioza Państwa z Kościołem, która w ostatnich latach przybrała nowy, niespotykany od dziesięcioleci poziom. Jakoś nie kojarzę, aby policja interweniowała w jakimkolwiek kościele w sprawie pedofilii.

Przyzwolenie władzy na bezkarność księży jest niezaprzeczalnym faktem. I nie ma to żadnego związku ani z prawem, ani tym bardziej ze sprawiedliwością. W ogóle sposób, w jaki do skandali pedofilskich w Kościele podeszły (a w zasadzie nie podeszły) władze polskiego Kościoła (i Państwa także) najbardziej jest mierżące, bo zbrodnia ta dotyka najsłabszych i niewinnych – czyli naszych dzieci. Niepojęta jest dla mnie tolerancja wiernych dla tych zachowań. I tolerancja Państwa.

W ogóle obraz państwa PiS jest nieszczególny. Ten sam sędzia wybierany „przez los” ministra Ziobro w sprawach dotyczących Krystyny Pawłowicz i niego samego. Banaś, do którego dzwoni kumpel z miasta i który ma poważne problemy z wyjaśnieniem pochodzenia swego majątku i który pełni jednocześnie najwyższe i kluczowe funkcje w państwowej administracji. Minister Dworczyk nietykalny mimo dwunastu pomyłek w oświadczeniach majątkowych (te problemy dotyczą zresztą wielu polityków PiS). Arcybiskup Głódź zachowujący się jak najgorszy menel, czy politycy PiS przyjmujący komunię świętą podczas relacji na żywo w TV Trwam. Wszystko to są symptomy moralnego upadku. A miała być przecież moralna odnowa i to nie tylko w polityce. Zdjęcie, na którym: Kamiński, Wąsik, Sasin, Gliński i Morawiecki biją brawo Banasiowi, gdy uzyskał właśnie od większości parlamentarnej PiS nominację na prezesa NIK, stanie się wkrótce symbolem tej władzy, jak to słynne zdjęcie skota na tle kina Moskwa, w którym wyświetlano „Czas Apokalipsy” stało się symbolem upadającego PRL-u. Autorem tej fotografii jest Chris Niedenthal.

Rozdział Kościoła od Państwa jest niezbędny

Faktyczny, a nie tylko pozorny, rozdział Kościoła od Państwa musi stać się faktem i to jak najszybciej dla dobra samego Państwa i Kościoła także. Z tą ułudą należy skończyć stanowczo i jednoznacznie. Urealnienie Konkordatu (nie jestem zwolennikiem zrywania tej umowy) w kierunku usankcjonowania wyzwań współczesnego Państwa jest niezbędne. I nie jest to żaden zamach na Kościół czy tym bardziej na religię. Współczesne Państwo musi być świeckie, wspólne dla wszystkich obywateli, wierzących w Boga i niewierzących. Kościół ma być wyłącznie od wyjaśniania duchowych rozterek człowieka, samemu jednak będąc czystym i nieskazitelnym.

Dzisiaj w Polsce mamy do czynienia z przekroczeniem wszelkich granic z tym związanych. Ale winę za to ponoszą także sami politycy, którzy traktują uzewnętrznianie swojej wiary jako element politycznego PR-u, mający im przysporzyć głosów. Właśnie dlatego mam wielkie opory, aby poprzeć kandydaturę Kosiniaka-Kamysza na funkcję Prezydenta RP ze strony całej Opozycji. Jego ostatnie publiczne deklaracje oraz tweet o Św. Ricie jest tych moich rozterek najlepszym przykładem. Czym w istocie różniłby się Kosiniak-Kamysz od Andrzeja Dudy, poza (mam nadzieję) poszanowaniem Konstytucji? Swoją wiarę polityk powinien zachować dla siebie, nie obnosić się z nią i nie pisać publicznie pochwalnych hymnów, bo wiara to prywatna sprawa każdego człowieka, tym bardziej, że najczęściej ta publiczna demonstracja wiary u polityków (i nie tylko u nich) trąci po prostu zwykłym fałszem. Tymczasem podstawowy problem w relacjach Państwo – Kościoły i związki wyznaniowe można rozwiązać bardzo prosto.

Wystarczy wprowadzić narzędzia związane z ich finansowaniem na wzór tych funkcjonujących w innych państw europejskich, czyli łożyć na nie powinni tylko obywatele utożsamiający się z daną religią (dobrowolny podatek), zaś Fundusz Kościelny powinien istnieć tylko po to, aby ratować ważne dla historii i kultury Polaków zabytki należące od wieków do różnych Kościołów i wyznań. I bezwzględnie religia musi wyprowadzić się z państwowych, świeckich szkół. Takie narzędzia próbowano wprowadzić kilkanaście lat temu i wtedy wycofano się z nich pod naciskiem hierarchów i fałszywie pojętego prawa do prywatności (przecież czym innym jest publiczne uzewnętrznianie wiary w celach politycznych, a czym innym zobowiązanie podatkowe obywatela, poza tym takie zobowiązanie może być całkowicie niejawne).

Dzisiaj czas najwyższy wrócić do społecznej dyskusji na ten temat. Rzecz w tym, że wprowadzenie dobrowolnego podatku na rzecz Kościoła katolickiego dramatycznie zachwiałoby statystykami na temat liczby katolików w Polsce, co bezpośrednio przełożyłoby się na jego bogactwo i bogactwo księży. A nikt przecież nie lubi spadać z konia. Zwłaszcza gdy jest on ponadprzeciętnie wysoki.

Źródło: natemat.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close