Wiadomości

Skandal, na którym robią biznes”. Organizatorzy marszu pod lupą skarbówki

Nawet 500 tys. zł mogli zarobić organizatorzy antysemickiego marszu w Kaliszu, o którym był głośno nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Takie szacunki przedstawili działacze Porozumienia Jarosława Gowina. – Sprzedaż koszulek, flag, wszystko bez paragonów. To nie pierwsza akcja tych panów. Nie wierzymy, że poniosą dotkliwe konsekwencje karne. Wiemy za to, że jedyne co może ich zaboleć to cios prosto w portfel – mówią przedstawiciele kaliskiego Porozumienia Jarosława Gowina i składają do Urzędu Skarbowego wniosek o karnoskarbowe ściganie organizatorów marszu.

Skandal, na którym robią biznes". Organizatorzy marszu pod lupą skarbówki

Antysemicki marsz w Kaliszu /Pawel F. Matysiak /Agencja FORUM

– Nie ma zgody Porozumienia na głoszenie haseł faszystowskich i antysemickich oraz zarabianie na tym pieniędzy. Jako ugrupowanie rozsądne, dbające o dobro publiczne składamy wniosek do Urzędu Skarbowego o przeprowadzenie kontroli skarbowej wobec Wojciecha O. oraz Marcina O. Nie ma naszego przyzwolenia na tego typu działalność – podkreślili na konferencji prasowej Mariusz Niżniowski, Szymon Furman i Filip Herman z Porozumienia Jarosława Gowina w Kaliszu.

Według kaliskich działaczy Porozumienia podczas marszu była prowadzona działalność handlowa. W masowej liczbie sprzedawano koszulki, flagi, książki, płyty. Zdaniem działaczy – wszystko to bez paragonów.

Porozumienie: Prawie 100 tys. zł z samych koszulek

Tego, że organizatorzy marszu prowadzili sprzedaż bez paragonów i nabijania czegokolwiek na kasę fiskalną przedstawiciele kaliskiego Porozumienia są pewni, bo sami to sprawdzili.

– Poszedłem na ten marsz i poświęciłem 50 zł, żeby kupić ich koszulkę. I jestem dowodem na to, że paragonu nie dawali. A z naszych informacji wynika, że takich koszulek sprzedali około 1700, co daje 85 tys. zł z samych koszulek – mówi Szymon Furman, prezes Porozumienia w Kaliszu.

Do tego, jak dodaje, należy doliczyć dochód ze sprzedanych flag po 120 zł za sztukę czy dowodów tożsamości obywatela II RP po 200, 300 zł za sztukę. W ofercie były także płyty i książki, które, jak wynika z informacji obecnych na marszu członków Porozumienia, reklamowane były jako egzemplarze z podpisem ambasadora Rosji.

– Z informacji, które posiadamy, wynika, że dzięki owemu wydarzeniu organizatorzy zarobili od 350 000 zł do nawet 500 000 zł. I naszym zdaniem nie był to pierwszy raz, kiedy panowie wykorzystywali demonstracje do wzbogacenia się. Już w Warszawie sprzedawali masowo rzeczy, też prawdopodobnie nieopodatkowane, bo bez żadnych kas fiskalnych czy paragonów, co w świetle obowiązujących przepisów stanowi ukrywanie dochodów – mówi Szymon Furman.

Haniebny marsz

W czwartek 11 listopada w Kaliszu zorganizowano marsz, którego uczestnicy, wznosząc antysemickie hasła, przemaszerowali na Główny Rynek, gdzie spalili tekst Statutu Kaliskiego – przywileju tolerancyjnego dla Żydów wydanego przez księcia kaliskiego Bolesława Pobożnego w 1264 r.

Dzień później zawiadomienie do prokuratury w sprawie możliwości popełnienia przestępstwa przez organizatorów marszu złożył prezydent Kalisza Krystian Kinastowski. W poniedziałek zatrzymano organizatorów wydarzenia. Cała trójka: Wojciech O., znany jako Aleksander J., Piotr R. i Marcin O. to mężczyźni znani z antysemickich poglądów. Marcin R. był już w przeszłości karany m.in. za spalenie kukły Żyda we Wrocławiu w 2015 r.

Mężczyznom postawiono zarzuty m.in. publicznego nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych. Decyzją Sądu Rejonowego w Kaliszu cała trójka trafiła do aresztu.

„Krytyka marszu to zbijanie politycznego kapitału. Tu trzeba działać inaczej”

Obrazy płonącego Statutu Kaliskiego wywołały falę krytyki i oburzenia z każdej strony politycznej sceny. Mariusz Kamiński oceniał decyzję o areszcie jako „dobrą i oczekiwaną”, posłowie Koalicji Obywatelskiej przygotowali projekt uchwały potępiającej wydarzenia w Kaliszu.

– Sejm musi zatrzymać pochód nienawiści, ksenofobii, faszyzmu i nietolerancji, który rozpędza się w Polsce. Nie wyobrażam sobie, by stać obojętnie – podkreślał poseł Dariusz Joński.

– Zirytowało mnie to, że politycy, którzy są zobowiązani do reagowania na tego typu wydarzenia, podeszli do tematu typowo populistycznie. Pogadali, pogrozili palcem, a tak naprawdę zaczęli zbijać na tym obrzydliwym marszu kapitał polityczny. Mówienie, że to jest złe, robienie dziesięciu konferencji krytykujących marsz – jaki to ma sens? Wszyscy to wiedzą, że takie historie nie powinny mieć miejsca – komentuje dla Interii Szymon Furman, prezes kaliskiego Porozumienia Jarosława Gowina.

I dlatego kaliskie Porozumienie zdecydowało się pójść o krok dalej i wymierzyć organizatorom konkretny cios. Finansowy.

– Ci ludzie już wielokrotnie bywali przez prokuraturę aresztowani, ale nigdy nie odpowiedzieli w sposób adekwatny i co widać było 11 listopada, nie wyciągnęli z wcześniejszych sytuacji żadnych wniosków. Takich ludzi najbardziej zaboleć może kiedy dostaną po portfelu. Śledzę działalność tych panów od jakiegoś czasu i jestem pewien, że i tym razem chodziło im tylko i wyłącznie o biznes. Jeśli odczują z niego mniejsze korzyści to może to ukróci ich działalność – dodaje Furman.

„Teatr i biznes”

Przedstawiciel Porozumienia w rozmowie z Interią podkreśla, że jego zdaniem całe to przedsięwzięcie nie ma wiele wspólnego z ideologią.

– Wojciech O. znany jako Aleksander J. jest patostreamerem, zarabia na tego typu działalności, wie, jak się robi show, żeby, mówiąc kolokwialnie, kasa się zgadzała. Z zawodu jest aktorem i reżyserem, więc umie zbudować wokół siebie zainteresowanie. To jest kluczowe, by zrozumieć, że to całe wydarzenie to zwykły „teatr” i biznes – mówi Szymon Furman.

Furman dodaje, że chociaż organizatorzy trafili do aresztu ich zwolennicy są jeszcze bardziej zmotywowani do tego, by kontynuować haniebną działalność.

– Dlatego jedyne co można zrobić to sprawić, żeby mieli na to jak najmniej pieniędzy. Czekamy na ruch urzędu skarbowego, jak do tego podejdą. Mam nadzieję, że poważnie i zajmą się konkretnie sprawą, bo co powtarzam cały czas, tego wymaga dobro publiczne. Działalność tych panów jest szkodliwa dla całego miasta, ale i Polski. W interesie nas, normalnych ludzi jest to, żeby takich obrzydliwości zakazać, bo kompromitujemy się jako kraj na arenie międzynarodowej – dodaje Furman.

Źródło: interia.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close