Od dwóch lat rząd PiS zapowiadał likwidację otwartych funduszy emerytalnych (OFE) i przygotował projekt ustawy w tej sprawie. Jednak wiceminister funduszy i polityki regionalnej Waldemar Buda przekazał, że nie ma decyzji, aby powrócić do prac na tym dokumentem. Jego zdaniem nie wiadomo, kiedy będzie na to „odpowiedni moment”.
Plan zapowiadany przez rząd był krytykowany przez ekspertów. Z ich wyliczeń wynika, że proponowane rozwiązania mogłyby uszczuplić budżety niektórych Polaków nawet o 15 tys. zł.
Miał być przełom, jest porażka. Reforma OFE odłożona
Od 2019 r. rząd PiS zapowiadał likwidację OFE. – Są nieefektywne – te słowa nieustannie powtarzali politycy partii rządzącej, z premierem Mateuszem Morawieckim na czele.
Po deklaracjach zdecydowali się na działanie. Z inicjatywy szefa rządu powstał plan likwidacji OFE. Miał wejść w życie 1 czerwca 2021 r., ale utknął w martwym punkcie.
Szczegóły najnowszych ustaleń zdradził wiceminister funduszy i polityki regionalnej Waldemar Buda. W trakcie konferencji na Giełdzie Papierów Wartościowych oznajmił, że „z przyczyn skomplikowanych ustawa przekształcająca OFE nie została dowieziona do końca”.
Polityk tłumaczył, że prace nad dokumentem przerwała pandemia. Powrót do dyskusji uniemożliwiła także „niepewność na giełdach”. – Nie wiadomo, kiedy będzie na to dobry moment, gdyż dynamika w kwestii zgromadzonych tam aktywów jest poważna i decyzji politycznych, żeby wrócić do projektu nie ma – przyznał.
Jego zdaniem okres pandemii i wysokiej inflacji to „niedobry moment, żeby robić te zmiany”. Jednak zamrożenie likwidacji OFE może być długotrwałe. – Raczej na ten moment, przynajmniej w perspektywie rocznej, nie wracalibyśmy do tego – wskazał.
Likwidacja OFE. Dwie ścieżki postępowania
Rządowy projekt ustawy o likwidacji OFE trafił do Sejmu. 20 kwietnia 2021 r. miało odbyć się trzecie czytanie, ale pozycja została usunięta z porządku obrad. Wówczas wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski (PSL) zdradził, że nieoficjalnie sprzeciw wobec projektu zgłosił koalicjant PiS – Solidarna Polska.
Co zakładał projekt? Z OFE korzysta ok. 15,5 mln obywateli. Każdy z nich miał stanąć przed wyborem, gdzie ulokować swoje środki. Pierwsza opcja to zamiana OFE na IKE, obarczona opłatą przekształceniową w wysokości 15 proc.
Zatem im większy kapitał zgromadzony na OFE, tym większa strata. Dr Sławomir Dudek, główny ekonomista FOR, tłumaczył w rozmowie z money.pl, że zmiany dotkną przede wszystkim obywateli w wieku 40-50 lat, którzy zaczęli oszczędzać na OFE w 1999 r. i uzbierali od 50 do 100 tys. Z wyliczeń eksperta wynika, że musieliby zapłacić od 7 do 15 tys. zł w ramach opłaty.
Drugi wariant to przeniesienie środków z OFE na konto w ZUS. Korzyści z tego tytułu mogłyby odnieść wyłącznie te osoby, które zbliżają się do wieku emerytalnego. Choć transakcja nie wiąże się z żadną dodatkową opłatą, to państwo i tak pobierze należność w momencie wypłaty emerytury. Co więcej, środki przeniesione na konto w ZUS nie podlegałaby dziedziczeniu.
Źródło: goniec.pl