– Już nie mówię o nim: „jest”, tylko „był”. Nawet nie wiem, jak to mam opisać. Nie funkcjonuję za dobrze, tylko wypełniam obowiązki. Brakuje mi tych jego łapek, które zawsze do wszystkiego pchał, zawsze był obok – mówi pogrążony w żałobie Karol Bącler, ojciec 4-letniego Piotrusia, który zginął tragicznie 10 października na jednej z ulic w Gorzowie Wielkopolskim.
Program „Uwaga” TVN porozmawiał z ojcem 4-latka potrąconego śmiertelnie przy skrzyżowaniu ul. 30 Stycznia i Dąbrowskiego w Gorzowie. Mężczyzna obwinia siebie za to, że nie potrafił pomóc swojemu dziecku w momencie wypadku. – Mam naprawdę szybką reakcję, a własnego dziecka nie umiałem uratować. (…) Nie wiem co miałem teraz w głowie – mówi załamany pan Karol.
Śmierć 4-letniego Piotrusia. Ojciec dziecka o tragicznym wypadku
– Synek był obok. Nagle usłyszałem huk i syna nie ma – opisuje ojciec chłopca moment, w którym chevrolet uderzył z dużą prędkością w jego synka.
Pan Karol opowiedział dziennikarzom TVN-u o zachowaniu Krystiana P., który ma zarzut doprowadzenia do wypadku. Przypomnijmy, że mężczyzna po tragicznym zdarzeniu, uciekł z miejsca wypadku. – Pięć razy odchodził i wracał z miejsca wypadku. Dwa razy, żeby zobaczyć mnie, nie udzielając mi pomocy. Trzykrotnie wracał do samochodu, pewnie coś zostawił. Nie powiedział do mnie nic, krzyczał do kierowcy innego pojazdu, że to jego wina – relacjonuje Bącler. Policja wszczęła poszukiwania sprawcy. 38-letni Krystian P. przez dobę ukrywał się w gorzowskim hotelu. Recepcjonistka rozpoznała mężczyznę i wezwała policję.
Tragiczna śmierć 4-letniego Piotrusia z Gorzowa. Świadkowie wypadku o śmierci chłopca
W reportażu „Uwagi” wypowiedzieli się także świadkowie potwornego zdarzenia z 10 października. – Ojciec jechał na rowerze. Jego syn miał taki rowerek, na którym jechał, odpychając się od chodnika. Ojciec dojechał pierwszy, patrzył na niego i czekał, aż synek dojedzie. Usłyszałem pisk opon. Jak uderzył go, to dziecko było pół metra od ojca. (…) Wszyscy krzyczeli, żeby wezwać pomoc, karetkę, ale ten ojciec mówił, że już nie ma po co, że synek nie żyje. Był cały zapłakany, zakrwawiony, bo trzymał syna na rękach. Synek odszedł na jego oczach, na jego rękach – opowiada pan Maciej, świadek zdarzenia.
Z kolei pan Mariusz chwilę po wypadku stanął na drodze kierowcy chevroleta. – Podszedł do mnie i spytał, czy mam telefon, bo chce zadzwonić. Mówił, że doszło do wypadku i dziecko nie żyje. Nie mówił, że to on zrobił. Sprawiał wrażenie, jakby był świadkiem. Zadzwonił do swojego kolegi. Z tego co mówią sąsiedzi, niedługo potem ktoś po niego podjechał – relacjonował mężczyzna.
4-letni Piotruś nie żyje. Sprawca usłyszał zarzuty
– 38-latek podejrzany o śmiertelne potrącenie czteroletniego chłopca i ucieczkę z miejsca wypadku, usłyszał zarzuty. Zgodnie z nimi, grozi mu od 2 do 12 lat więzienia – przekazał rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Łukasz Gospodarek.
Śledczy ustalili, że auta marki bmw i chevrolet jechały w stronę ul. Łokietka. Kierujący chevroletem chciał wyprzedzić bmw, które skręcało w lewo, w ul. 30 Stycznia. Doszło do zderzenia, w wyniku którego chevrolet zjechał na chodnik i śmiertelnie potrącił czterolatka na rowerze. Kierowca bmw był trzeźwy. Śledztwo w tej sprawie nadzoruje Prokuratura Rejonowa w Gorzowie Wlkp.
Źródło: fakt.pl