Kanclerz Niemiec Angela Merkel rozmawiała telefonicznie z prezydentem Rosji Władimirem Putinem na temat kryzysu migracyjnego na polsko-białoruskiej granicy. Inicjatywa kanclerz Niemiec została wręcz wrogo przyjęta w Warszawie.
- Polski rząd nie tylko nie chce prosić o pomoc, ale daje do zrozumienia, że nie życzy sobie wsparcia dyplomatycznego
- Problem polega na tym, że ani w Moskwie, ani w Mińsku nikt nie chce z polskimi władzami rozmawiać
- – Jeśli nie chcemy, by Angela Merkel dzwoniła do Władimira Putina, to może byłoby dobrze, żeby do Władimira Putina spróbował się dodzwonić Jarosław Kaczyński – mówi w rozmowie z Onetem były ambasador w Afganistanie Piotr Łukasiewicz
Merkel zwróciła się do Putina z prośbą o to, by Rosja wpłynęła na Aleksandra Łukaszenkę. Podkreśliła, że „instrumentalizacja migrantów przeciwko Unii Europejskiej przez władze w Mińsku jest nieludzka i nie może zostać zaakceptowana”.
Próba udzielenia Polsce wsparcia dyplomatycznego została, jak się okazuje, wrogo przyjęta przez część środowisk wspierających PiS. Dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Sławomir Dębski na Twitterze napisał: „Darmowa rada dla nowego niemieckiego rządu: Jeśli chcecie rozmawiać o polskich granicach z Rosjanami, zadzwońcie wcześniej do Warszawy i uzyskajcie zgodę Polaków. W przeciwnym razie nie bądźcie zdziwieni, że nie jesteście szanowani. Potwierdzona informacja”.
My free advice for a new German government: if you want to talk about Polish borders with the Russians, call to Warsaw beforehand, and ask the Poles for their consent. Otherwise don’t be surprised you are not respected. Confirmed info. https://t.co/p86Ryhf33f
— Sławomir Dębski (@SlawomirDebski) November 10, 2021
Komentarz szefa rządowego ośrodka analitycznego poza granicami Polski odbierany jest niejako z natury jako nieoficjalny głos RP. Z wpisu dyrektora Dębskiego wynika, że Polska nie tylko – jak wiedzieliśmy do tej pory – nie zamierza prosić o pomoc na przykład unijnej agencji zajmującej się ochroną granic (Frontexu), ale wręcz nie życzy sobie żadnego wsparcia dyplomatycznego. Zdanie „nie bądźcie zdziwieni, że nie jesteście szanowani” jest z kolei wprost już obraźliwe.
Jest o tyle zaskakujące, że Sławomir Dębski ma, jak mogłoby się wydawać, spore doświadczenie. Za czasów rządów PO w latach 2007–2010 był dyrektorem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, następnie w latach 2011–2016 kierował Centrum Polsko–Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, a po zwycięstwie wyborczym PiS został ponownie szefem PISM. Co istotne, za mentora Sławomira Dębskiego przez lata uchodził były szef dyplomacji Adam Daniel Rotfeld.
Słowa Dębskiego, jakkolwiek niedyplomatyczne i wprost szkodliwe, współgrają jednak niemal w 100 proc. z tonem wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego, który podczas przemówienia wygłoszonego na placu Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie stwierdził: „Dziś stoimy przed ogromnymi wyzwaniami i tymi, które można na co dzień oglądać w polskiej telewizji czy internecie. Chodzi o to, jak wszyscy państwo się domyślili, co dzieje się na części naszej granicy wschodniej i z tymi, których już tak łatwo nie można ujrzeć, które przychodzą do nas również z Zachodu”.
„Telefonów z Warszawy ani w Moskwie, ani w Mińsku nikt już nie odbiera”
Zapytany o komentarz do tych słów były ambasador RP w Stanach Zjednoczonych Ryszard Schnepf stwierdził, że „rządowi Prawa i Sprawiedliwości i wpisującemu się w jego politykę Sławomirowi Dębskiemu najwyraźniej nie chodzi o szybkie rozwiązanie konfliktu na granicy”. Zdaniem dyplomaty, być może rząd i Sławomir Dębski zakładają, że politycznie konflikt opłaci się PiS.
Schnepf w rozmowie z Onetem podkreśla, że w chwili zagrożenia ludzie mają tendencję do skupiania się wokół władz i przypomina przykład prezydenta Georga W. Busha, który najwyższe poparcie miał zaraz po atakach z 11 września 2001 r. na World Trade Center w Nowym Jorku.
Były ambasador RP w Afganistanie Piotr Łukasiewicz zwraca z kolei uwagę na fakt, że polska granica jest także wschodnią granicą Unii Europejskiej oraz NATO i rzeczą zupełnie naturalną jest to, że przywódcy tych sojuszy starają się wspierać Polskę, gdy granica jest zagrożona.
Łukasiewicz dodaje, że jeśli nie chcemy, by Angela Merkel dzwoniła do Władimira Putina, to „może byłoby dobrze, żeby do Władimira Putina spróbował się dodzwonić Jarosław Kaczyński”.
– Albo chcemy pomocy Unii Europejskiej i rozumiemy, że nasza dyplomacja jest dyplomacją również unijną i próbujemy rozwiązać istniejący kryzys środkami dyplomatycznymi z poparciem Unii, albo próbujemy go rozwiązać sami. Jest to jednak o tyle skomplikowane, że nie za bardzo mamy narzędzia, bo telefonów z Warszawy ani w Moskwie, ani w Mińsku nikt już nie odbiera – kwituje były ambasador.
Źródło: onet.pl