Wiadomości

Podkomisja smoleńska ma istnieć jeszcze przez trzy miesiące. Znamy powody

Podkomisja smoleńska ma istnieć jeszcze przez trzy miesiące, czyli do końca listopada – ustaliła Gazeta.pl. Z naszych informacji ze źródeł zbliżonych do Antoniego Macierewicza wynika, że jest to czas, by podkomisja rozliczyła się z pięciu lat działalności. On sam będzie mógł ponadto przez ten czas prezentować raport. Wcześniej podkomisja w tajemnicy przyjęła swój raport końcowy.

Podkomisja smoleńska ma istnieć jeszcze przez trzy miesiące. Znamy powody

Podobieństwo nazw redakcji – Gazeta.pl i „Gazeta Polska” – pomogło nam w uzyskaniu informacji o podkomisji smoleńskiej. Również dzięki temu (niezawinionej przez nas czyjejś pomyłki) ustaliliśmy, że gremium to formalnie ma zakończyć prace do listopada.

Jak do tego doszło, że podkomisja za niedługo odejdzie do historii? Po publikacjach Gazeta.pl z marca i kwietnia tego roku atmosfera wokół podkomisji nabrzmiała do tego stopnia, że centrala PiS już musiała ją przeciąć.

Opisaliśmy bowiem wściekłość i ogromne rozgoryczenie rodzin smoleńskich – tych bliskich PiS-owi i do niedawna pokładających jeszcze nadzieje w Antonim Macierewiczu. W tekście „Czara goryczy się przelała” rodziny te wylały swój żal i wściekłość. W wywiadzie na nas Magdalena Merta (wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie) wprost zażądała audytu działań podkomisji, a w ślad za nią poszły kolejne rodziny i domagały się dymisji byłego ministra.

Następnie ujawniliśmy „taśmy Macierewicza”, które dowodzą, że oszukiwał on rodziny, a także wręcz je beształ za to, że – jego zdaniem – działają w interesie Moskwy. Z kolei wczoraj ujawniliśmy w Gazeta.pl, że w maju tego roku na Nowogrodzką do gabinetu prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego pielgrzymowało kilka osób z rodzin smoleńskich – wciąż zdruzgotanych po stracie najbliższych i wściekłych na Macierewicza – by prosić prezesa o stworzenie międzynarodowej komisji, która miałaby badać katastrofę. Towarzyszyli tym rodzinom także Glenn Jorgensen (były członek podkomisji) i jego żona Ewa Stankiewicz-Jorgensen, czyli najwięksi w Polsce propagatorzy teorii zamachowych, którzy zarzucają Macierewiczowi sabotowanie badań i cenzurę.

W otoczeniu Jarosława Kaczyńskiego słyszymy, że prezes PiS od wielu już miesięcy ma dość Antoniego Macierewicza i tego, że działania jego podkomisji zakończyły się wściekłością rodzin i stały się też problemem politycznym dla PiS.

Tak zagęszczona atmosfera pchnęła PiS do wygaszenia już działalności podkomisji.

Jak? Otóż podkomisja od 2016 r. jest przez szefa MON – najpierw Macierewicza, a potem Mariusza Błaszczaka – co rok powoływana na nowo. Każda decyzja obowiązywała do końca sierpnia kolejnego roku. I z ostatnim dniem sierpnia tego roku podkomisja przestałaby istnieć, gdyby szef MON nie wydał kolejnej decyzji o powołaniu jej na nowo. Presja na Macierewicza, by zakończył już działalność ze strony Mariusza Błaszczaka, była zatem bardzo duża.

Macierewicz najpierw dokonał czystek w składzie podkomisji. Potem doprowadził do przyjęcia raportu końcowego 10 sierpnia, choć sposób, w jaki to zrobił – w tajemnicy – budzi wątpliwości nawet wśród obecnych członków 19-osobowej podkomisji.

Jak ustaliliśmy, Macierewicz nie poinformował rodzin smoleńskich o przyjęciu raportu ani o jego treści. Teza główna oczywiście jest taka, że katastrofę spowodowały wybuchy na pokładzie samolotu – to ma być rozwinięcie „raportu technicznego” z 2018 r. Ponadto wedle naszych informacji proces przyjmowania raportu jest obarczony wieloma wątpliwościami (od zawiadamiania członków Podkomisji o posiedzeniu, przez zbieranie podpisów, po zdania odrębne do raportu).

Jednak Macierewicz nie podał tej informacji publicznie. Wiadomość wypłynęła dopiero po trzech tygodniach, a źródłem była jedna z ważnych postaci podkomisji, choć z nim skonfliktowana.

Tezy raportu końcowego i proces jego powstawania ma opisać za tydzień tygodnik „Gazeta Polska” Tomasza Sakiewicza, który z byłym szefem MON jest bardzo blisko związany tak politycznie, jak i rodzinnie (Macierewicz jest ojcem chrzestnym syna Sakiewicza).

Członkowie podkomisji mają zakaz wypowiadania się o raporcie – wynika to z rozporządzenia o powołaniu podkomisji, ale także z żądania Macierewicza wobec nich. Sposób informowania o raporcie końcowym Macierewicz zarezerwował tylko dla siebie, o czym informowało wPolityce.

Gdy Gazeta.pl skontaktowała się z samym Macierewiczem, nie chciał on odpowiadać na żadne pytania. Udało nam się jednak ustalić w otoczeniu Macierewicza, że na mocy decyzji szefa MON Mariusza Błaszczaka podkomisja ma istnieć jeszcze do końca listopada. Przez ten czas ma się rozliczyć ze swojej działalności (ta trwała ponad pięć lat). Dzięki formalnemu powołaniu podkomisji na trzy miesiące Macierewicz będzie mógł wciąż występować jako szef tego ciała. Gdyby podkomisja przestała istnieć, to straciłby on prawo do prezentowania raportu.

Szef podkomisji miał obowiązek dostarczyć raport na biurko szefa MON. Ministerstwo jednak nie udzieliło nam żadnej informacji, czy tak się stało.

Źródło: gazeta.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close