Wiadomości

Po śmierci pana pies zniknął. Po kilku dniach rodzina odwiedziła grób i odkryła druzgocącą prawdę

Pies potrafi bardzo głęboko przeżyć rozstanie z właścicielem. Czy to porzucenie, czy to śmierć – zwierzę nie jest w stanie zrozumieć, że ukochany człowiek nigdy więcej go nie pogłaszcze. Niektóre zwierzęta czekają na swoich panów przed wejściem do domu wiele czasu po tym, jak tamci odejdą. Ta historia to kolejny dowód na to, jak głębokie jest przywiązanie czworonożnych przyjaciół.

Pies Miguela Guzmána nie był gotowy na odejście swojego pana. Był to rok 2006, a jego właściciel odszedł po długiej, męczącej chorobie, ale zwierzak nie wiedział, że to już koniec. Odprowadził swojego ukochanego pana na miejsce wiecznego spoczynku wraz z resztą rodziny. Wieczorem, kiedy wszyscy już poszli spać, a przynajmniej zamknęli się w swoich pokojach, aby żałobę przeżywać w samotności, pies nagle zniknął bez śladu. Rano członkowie zrozpaczonej rodziny ruszyli na poszukiwania. Nie byliby w stanie przeżyć kolejnej tak strasznej straty.

Pies poszedł na grób właściciela

Jak się okazało po dość długich poszukiwaniach, pies poszedł tam, gdzie po raz ostatni „zobaczył” swojego pana – na cmentarzu. Wierny pupil leżał na nagrobku pogrążony we śnie. Przez chwilę jego nowi opiekunowi myśleli, że też nie żyje, ale po kilku sekundach pies podniósł łeb i spojrzał na nich smutnymi oczami. Wtedy zrozumieli, jak głęboka była jego tęsknota za właścicielem.

Pogłaskali zwierzę po głowie i zabrali je z powrotem do domu. Problem jednak pojawiał się każdej nocy. Pies znikał wieczorem, a rano odnajdywał się na cmentarzu. Po jakimś czasie jego opiekunowi uświadomili sobie smutną prawdę – zwierzak tak bardzo chciał zasnąć obok swojego pana, że nie przeszkadzało mu, że oddziela go od niego nagrobek i kilka metrów ziemi.

Pupil przychodził na cmentarz dziewięć lat

Można pomyśleć, że taka głęboka żałoba u zwierzęcia nie może trwać długo – że w końcu zapomni o ukochanym człowieku i zajmie się tym, czym zajmował się zawsze, to jest zabawą i kopaniem dołków w ogrodzie. Nic bardziej mylnego.

Capitan – bo tak nazywał się ten niezwykle lojalny czworonożny przyjaciel – odwiedzał grób swojego zmarłego właściciela przez kolejne dziewięć lat. Ani na chwilę nie zapomniał o tym, co łączyło go z pierwszym człowiekiem, który okazał mu czułość.

Źródło: pikio.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close