Lech Wałęsa (77 l.) ma za sobą trudne chwile. W miniony poniedziałek przeszedł operację w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku. Tylko Faktowi były prezydent mówi jak się czuje, zdradza, że wrócił już do pracy, ale obiecuje, że zgodnie z zaleceniami lekarzy „spróbuje się nie przesilać”. Przeprowadziliśmy tę rozmowę przez telefon. Słychać było, że legendarny przywódca Solidarności jest zmęczony i obolały, mówił wolno i często robił przerwy…
– Nie wiem, czy się jeszcze spotkamy – Lech Wałęsa w niedzielę opublikował wstrząsający film i wrzucił go do internetu. Pożegnał się z ludźmi. Był wyraźnie zaniepokojony swoim stanem zdrowia. Tego samego dnia trafił do szpitala na oddział kardiochirurgii Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. W poniedziałek o 8.30 rozpoczęła się, trwająca 3 godziny operacja. Jeszcze w grudniu Lech Wałęsa zdradził w rozmowie z Faktem, że idzie do szpitala, ale tylko na wymianę baterii w rozruszniku. Teraz okazało się, że trzeba było wymienić całe urządzenie, który były prezydent miał wszczepione od 2008 roku.
Fakt: Jak się pan czuje?
Lech Wałęsa: Pocięli mnie mocno, wcinali się w żyły. Wie pani, to będzie problem.
Jakie są zalecenia lekarzy? Trzeba leżeć, bardzo uważać?
Przecież ja i tak nie posłucham…
Musi się pan oszczędzać, Polska pana przecież chyba potrzebuje, prawda?
I tak, i nie… Jedni uważają, że tak, a drudzy mówią: „Po co on jeszcze łazi po tym świecie?”. Lekarze zawsze mi mówią, że muszę zwolnić, uważać na to serce, bo przecież przeżyłem dwie kosy, czyli 77 lat, więc trzeba zwolnić.
Piękny wiek.
W warunkach chińskich jestem wciąż przedszkolakiem.
Kto się panem opiekuje teraz?
Wszyscy i nikt. Bo mnie upilnować jest bardzo trudno, wie pani – ja jestem samouk w każdej dziedzinie.
Wiemy, że trzeba było panu wymienić rozrusznik. Coś jeszcze?
Okazało się, że to się tam podciągnęło i trochę poprawiło, wyrwali mi tylko ten rozrusznik, ten cały aparat. To obrosło tłuszczem, więc musieli wyrywać. Zainstalowano mi zupełnie nowe urządzenie.
Coś jeszcze?
A czy pani myśli pani, że oni mi powiedzą?
Był pan w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku. Miał pan najlepszych specjalistów. Jak pan ocenia opiekę w szpitalu?
Miałem fenomenalną opiekę. Tam już wszyscy mnie lubią, krótko mówiąc. Nie pierwszy raz w tym szpitalu, ale pierwszy raz w nowym budynku.
To Centrum Medycyny Nieinwazyjnej.
Tak. Niedawno je wybudowano. Byłem tam pierwszy raz.
Co teraz?
Teraz lekarze muszą mi szwy pozdejmować, a trochę tego jest w różnych miejscach. Muszą też posprawdzać, jak to się leczy, jak to się goi – oj nie wiem jak to się nazywa, zmęczony jestem (słychać, że z trudem mówi – przyp. red.). W poniedziałek muszę się teraz znów stawić do tego szpitala. Poza tym muszę spacerować, ruszać się. Jestem też na diecie pudełkowej.
W tych pudełkach dużo chyba nie dają?
Powiem pani, że ta dieta jest smaczna. Trafiłem akurat na wyjątkowo dobrą. Choć na wygląd, to nie bardzo. Takie mielone, nie wiadomo, co tam jest w środku. Ile tam papieru toaletowego wkręcono i innych rzeczy. Ja lubię widzieć co jem. Czyli: jest smacznie, ale nurtuje mnie, co tam jest.
Kiedy pan chce wrócić do pracy?
A jak pani myśli, gdzie jestem, jak z panią rozmawiam?
No niech mi pan nie mówi, że wrócił pan do biura?!
Oczywiście. Ja jestem pracoholik. Wiem, że to nieodpowiedzialne, ale ja już taki jestem. Co ma wisieć, nie utonie. Popracuję tyle, ile wytrzymam. To mogę obiecać, że będę uważał, żeby się nie przesilić. Wie pani, jakby to było źle, gdyby wszystko było dobrze? Życie byłoby nudne. Niektórzy chcieliby przez to życie tylko tak spokojnie płynąć. Póki trumny nie zamkną za mną to będę walczył.
Bardzo się pan bał tej operacji?
Nie aż tak nie, ja się boję tylko pana Boga i troszeczkę mojej żony. Nie lubię być unieruchomiony. Myślałem: ja jestem przecież młody duchem, a oni mnie przywiążą do tej aparatury i każą leżeć, podłączą pełno tych kabli.
Boli pana?
Tak. A ja trenuję ból. Bo przecież niedługo będę przechodził do wieczności. To trzeba wcześniej się zahartować.
Cała Polska drżała o pana.
Cała to może nie. Ale dziękuję wszystkim, także Czytelnikom Faktu. Padło mnóstwo dobrych słów, mnóstwo dobrych życzeń zdrowia, i trochę przekleństw też było.
Źródło: fakt.pl