– Radykalna lewicowość przychodzi z zewnątrz, z masową kulturą, z filmami serwisów streamingowych, gdzie często tradycyjne małżeństwo, rodzina, macierzyństwo jest pokazywane jako coś przestarzałego, niefajnego – uważa europoseł Patryk Jaki. – Kultura hedonistyczna jest w dużym natarciu, co widać też na ulicach. Nawet w czasach PRL nikomu do głowy nie przyszło, by organizować strajki z tak wulgarnymi hasłami, niszczącymi wszystkie dotychczasowe uznawane przez większość zwyczaje – podkreśla w rozmowie z Interią, odnosząc się do badań CBOS, z których wynika, że w grupie młodych ludzi poglądy lewicowe pierwszy raz od 20 lat wygrywają z prawicowymi. – Trzeba się pogodzić z tym, że kandydat prawicowy w takich warunkach politycznych nie będzie w stanie nigdy wygrać w Warszawie – uważa Jaki.
Patryk Jaki /Łukasz Solski / East News /East News
Łukasz Szpyrka, Interia: Rafał Trzaskowski na antenie Radia Zet powiedział, że wszystko wskazuje na to, że znów będzie kandydował na urząd prezydenta Warszawy. Jest pan zaskoczony?
Patryk Jaki, europoseł, były kandydat na prezydenta Warszawy: – Zabrzmiało to jak groźba. Na jego prezydenturę trzeba spojrzeć przez pryzmat tego, jak zarządza miastem, a nie polaryzacji na linii Platforma Obywatelska – Prawo i Sprawiedliwość. Skonstruował jakiś program, który do dzisiaj jest nierealizowany. Można uznać, że został wyrzucony do śmieci. Trzaskowski obiecywał, że przedstawi wizję rozwoju Warszawy, pokaże, czym ma się wyróżniać – mijają lata i dalej tego nie widać. Tak naprawdę w tym mieście nic mu nie wychodzi. Warszawa to największe polskie miasto, ale w tym przypadku to nie wystarczy, trzeba wyjść poza polską skalę. Nie można jej porównywać do miast powiatowych, ale do metropolii w Europie, choćby do Wiednia czy Budapesztu. Tu jest gigantyczny problem.
Co tak bardzo się panu nie podoba?
– Trzaskowski po prostu nie dotrzymuje obietnic, jak choćby w sprawie powietrza. Miało być tak pięknie, a wymiana kopciuchów dopiero raczkuje. Obiecywał rewolucję związaną z ochroną środowiska, a wszystko przebiega za wolno. Kolejna sprawa to nieruchomości, bo miasto wciąż jest dotknięte dekretem Bieruta. W sprawie reprywatyzacji nie zrobił nic. Nie chodzi o samych lokatorów, ale też inwestycje. Wciąż niejasne są kwestie związane z gruntami, przez co Warszawę omijają wielkie inwestycje. Mógłbym wymieniać bez końca, ale kluczowe jest to, że w Warszawie ciągle coś nie działa. Raz wodociągi, raz prąd, raz studzienki kanalizacyjne.
Ostatnio nawet za intensywne opady śniegu winny był Trzaskowski.
– Za śnieg nikt go nie obwinia, ale za sposób zarządzania. Jest znany z tego, że podejmuje decyzje za późno, za wolno, bez pomysłu. Problemem nie jest sam śnieg, ale to, jak prezydent zarządza kryzysem. Przecież ludzie widzą, że Warszawa to wielkie i bogate miasto. Ale widzą też, że po tym mieście jeździ mało pługów i piaskarek. Warszawa ma wielki budżet, a te pieniądze gdzieś przemykają – na jakieś palety i kozy. To niezrozumiałe, bo zamiast tego można byłoby przeznaczyć milion złotych na sytuację kryzysową.
Platforma Obywatelska chce zjednoczyć opozycję i pod szyldem Koalicja276 odebrać władzę Zjednoczonej Prawicy. Czuje pan zagrożenie?
– Uważnie obejrzałem całą tę konwencję i jestem rozczarowany. Oczekiwałbym od głównej partii opozycyjnej, by przedstawiła poważną ofertę programową. A oni są już znani z tego, że albo pomysłu nie mają, albo go nie realizują. Teraz mówili o receptach, a nie o programie. To po prostu było śmieszne. Problem polega na tym, że ich propozycje wcale nie są nowe. Zmiany w KRS, TK, SN, prokuraturze, to najważniejsza część ich propozycji od lat. Tym razem główny przekaz płynący z tego wydarzenia to zdobycie tylu mandatów, by odebrać władzę PiS. To przecież nic nowego. Czyli władza jako cel sam w sobie.
Na konwencji wraz z Borysem Budką wystąpił Trzaskowski – może efektywnie łączyć zarządzanie Warszawą i angażować się w projekt PO?
– Nie da się tego połączyć. Trzaskowski nigdy nie był stworzony do ciężkiej pracy. Po prostu jej nie rozumiał i nie czuł. Miastem trzeba żyć na co dzień, czuć jego dynamikę i potrzeby. Prezydent Trzaskowski to człowiek, który od dawna przejawia aspiracje, by być ministrem spraw zagranicznych. Jego jedna z ważniejszych decyzji w Warszawie to stworzenie biura spraw zagranicznych. Być może polityka zagraniczna i polityka partyjna to dla niego ucieczka od codziennych problemów Warszawy, których po prostu nie czuje.
Trzaskowski nie wyklucza startu w wyborach. Co z panem?
– Ja taki start wykluczam. Trzeba twardo stąpać po ziemi. Przyniosłem PiS najlepszy wynik w Warszawie od 2006 roku. Warszawa jest centrowo-lewicowym miastem i żaden polityk prawicowy nie będzie w stanie tu wygrać, jeśli prawica nie zacznie myśleć o zmianie fundamentów, zmianie aksjologicznej. Nie zmieni tu też nic kandydat bardziej centrowy, bo takiego próbowano wystawić, a miał wynik gorszy ode mnie. Trzeba się pogodzić z tym, że kandydat prawicowy w takich warunkach politycznych nie będzie w stanie nigdy wygrać w Warszawie. Uważam, że zrobiłem wszystko, co mogłem, ale drugi raz do tej samej rzeki nie wejdę.
To może nie ma sensu w ogóle wystawiać kontrkandydata dla Trzaskowskiego?
– Sens oczywiście jest, bo trzeba pokazywać, na czym polegają błędy Trzaskowskiego. Nie można całkowicie odpuszczać, ale podejmować debatę i otworzyć oczy tym ludziom, którzy chcą je mieć otwarte. Nie mam natomiast złudzeń, że da się tu wygrać, choć chciałbym się mylić.
CBOS podał, że w 2020 roku odsetek młodych Polaków o poglądach lewicowych wzrósł w stosunku do poprzedniego roku prawie dwukrotnie. Po raz pierwszy od niemal 20 lat lewicowe sympatie przeważały w tej grupie nad prawicowymi. Jest pan zaskoczony?
– Mówiłem i pisałem o tym od dawna. W tym przypadku trzeba wyróżnić przyczyny wewnętrzne i zewnętrzne. Powodem wewnętrznym są przede wszystkim edukacja, media i kultura. W Polsce większość stanowią media liberalno-lewicowe, które zarażają swoim światopoglądem młodych ludzi. Głównie chodzi tutaj o internet, portale i tzw. świat 2.0 i 3.0. Jeszcze gorzej jest na uczelniach wyższych, gdzie można mówić o hegemonii lewicy narzucającej zniewolenie i swoje poglądy. Debaty prawicowe są wyrzucane z uniwersytetów, jak np. moja na Uniwersytecie Jagiellońskim, co stało się już normą nie tylko u nas, ale na całym świecie. Ogromne znaczenie ma też kultura, którą prawica odpuściła. Mamy bardzo dużo do zrobienia. Uważam, że kultura hedonistyczna jest w dużym natarciu, co widać też na ulicach. Nawet w czasach PRL nikomu do głowy nie przyszło, by organizować strajki z tak wulgarnymi hasłami, niszczącymi wszystkie dotychczasowe uznawane przez większość zwyczaje, standardy zachowania.
Dlaczego ta zmiana nastąpiła akurat w trakcie waszych rządów?
– Nie ma to większego znaczenia, bo nałożyły się też na to czynniki zewnętrzne. Radykalna lewicowość przychodzi z zewnątrz, z masową kulturą, z filmami serwisów streamingowych, gdzie często tradycyjne małżeństwo, rodzina, macierzyństwo jest pokazywane jako coś przestarzałego, niefajnego. Z zewnątrz trafiają też pieniądze na organizację wydarzeń promujących liberalno-lewicowe wartości. Najlepszym przykładem jest Open Society i instytucje unijne wydające na to ogromne pieniądze. To wszystko powoduje, że świat się zmienia. I to nie dlatego, że nasz obóz podejmuje jakieś działania, ale właśnie dlatego, że tych działań nie podejmuje. Są oczywiście problemy w naszym środowisku, które popełnia błędy, Kościół też popełnia, a wszystko razem daje takie rezultaty.
W waszym środowisku problem ma obecnie Porozumienie. Kto jest tam prezesem?
– Jarosław Gowin. Nie mam tutaj żadnych złudzeń. Nie chcę natomiast wchodzić w ich wewnętrzne sprawy, ale bez wątpienia założycielem i liderem tej partii jest Gowin, większość posłów jest za nim i to dla nas najważniejszy przekaz. Cieszę się, że nie mamy tego typu problemów w Solidarnej Polsce, bo naszym liderem bezsprzecznie jest Zbigniew Ziobro.
Źródło: interia.pl