Były wiceminister sprawiedliwości oraz wpływowy polityk Solidarnej Polski przyznaje, że Zjednoczona Prawica popełniła błąd, odkładając w czasie wybory prezydenckie. Podkreśla, że niezależnie od „niepotrzebnej” wolty Porozumienia, liderem koalicji wciąż pozostaje Jarosław Kaczyński. – Dla Solidarnej Polski to najlepsza formuła, która prowadzi do kolejnych zwycięstw wyborczych. Powinniśmy do niej wrócić – przekazał Interii Patryk Jaki. W rozmowie z nami europoseł m.in. ocenia obecność Rafała Trzaskowskiego w TVP, tłumaczy dlaczego wybory ogólnopolskie to coś zupełnie innego niż potyczka w stolicy, a także odpowiada na pytanie, czy liderzy koalicji powinni dyskutować o słynnym kawałku Kazika Staszewskiego.
Patryk Jaki /Beata Zawrzel /Reporter
Jakub Szczepański, Interia: Zarówno Zbigniew Ziobro jak i Jarosław Gowin są wyjątkowo zgodni. Trzeba spotkać się z prezesem PiS, żeby porozmawiać.
Patryk Jaki, europoseł Solidarnej Polski: – Widzę różnice. Jarosław Gowin mówi o konieczności renegocjowania umowy, wspomina o możliwości założenia oddzielnego klubu parlamentarnego Porozumienia. My mówimy, że oczekujemy rzetelnego wywiązywania się wszystkich stron z dotychczasowej umowy koalicyjnej. Jesteśmy otwarci na rozmowy. Do pomysłu stworzenia oddzielnego klubu podchodzimy sceptycznie.
Z punktu widzenia Jarosława Kaczyńskiego, Solidarna Polska okazała się wierniejszym koalicjantem. Będzie nagroda?
– Jedyne, czego oczekujemy to znaczących reform państwa, w tym dokończenia zmian w wymiarze sprawiedliwości, powstrzymania inwazji lewactwa na polskie dzieci, obronny chrześcijaństwa. Jeśli chodzi o inne sprawy, typowo polityczne, chcemy realizacji umowy koalicyjnej, którą podpisaliśmy. Podkreślając wartość jaką jest Zjednoczona Prawica i przywództwo w obozie prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
To chyba naturalne, że lojalność powinna być premiowana. Zwłaszcza w PiS.
– Najbardziej zależy nam na reformie wymiaru sprawiedliwości. Wierzę, że zostanie skończona po wyborach prezydenckich wygranych przez Andrzeja Dudę.
Po wywiadzie udzielonym przez Zbigniewa Ziobrę tygodnikowi „Sieci” rozumiem, że umowa koalicyjna jest już nieaktualna.
– Zbigniew Ziobro niczego takiego nie powiedział. Przyznał, że jeżeli pozostali koalicjanci będą o niej rozmawiać, to on również. Natomiast podkreślał wartość obecnej umowy, która musi być przestrzegana.
We wcześniejszej umowie zapisano, że Jarosław Gowin jest wicepremierem oraz ministrem nauki i szkolnictwa wyższego. Nie jest, więc ustalenia są nieaktualne. Takie głosy płyną z Porozumienia.
– Tam było napisane, że to Porozumienie wskazuje wicepremiera i ministra szkolnictwa i nauki. I oni to zrobili. Na tym stanowisku znalazła się Jadwiga Emilewicz. W tym obszarze umowa jest realizowana.
Zbigniew Ziobro nie zaprzeczył, że podczas głośnego spotkania na Nowogrodzkiej 9 maja, u prezesa PiS nie było Jacka Kurskiego.
– Minister Ziobro nie brał udział w tym spotkaniu, więc nie może panu powiedzieć, kto był obecny.
Były prezes TVP bywa u Jarosława Kaczyńskiego, jest kojarzony z Solidarną Polską. Komunikuje się z władzami waszej partii?
– Temat obecności Jacka Kurskiego w Solidarnej Polsce jest od dawna zakończony. Jeżeli odbywa się jakaś rozmowa, to tylko tak, jak w przypadku dyskusji pomiędzy różnymi instytucjami. Nie widzę tu niczego nadzwyczajnego. Wiele medialnych sensacji jest wyssanych z palca.
Jak się teraz układają stosunki Solidarnej Polski i Porozumienia?
– Były między nami różnice zdań, ale relacje są takie, jak powinny być. Myślimy o przyszłości. Oczywiście byliśmy zwolennikami tego, żeby wybory odbyły się zgodnie z planem, w maju. Tym, co się wydarzyło, daliśmy szansę Platformie na restart swojej kampanii.
Kiedy powinniśmy się spodziewać „odbudowy zaufania”, o którym mówią Jarosław Gowin oraz Zbigniew Ziobro?
– Myślę, że dobra wola jest. Rozmowy toczą się cały czas. W dobie pandemii jest mnóstwo problemów, które liderzy Zjednoczonej Prawicy muszą rozwiązywać. Ciągle podkreślamy, że liderem koalicji jest prezes Jarosław Kaczyński. Dla Solidarnej Polski to najlepsza formuła, która prowadzi do kolejnych zwycięstw wyborczych. Powinniśmy do niej wrócić.
Jarosław Gowin udowodnił, że zdanie prezesa PiS nie jest ostateczne.
– To, co się niedawno wydarzyło, było niepotrzebne. Chcemy przestrzegania dotychczasowej umowy oraz dokończenia reform. Jesteśmy oczywiście otwarci na rozmowę, jeśli nasi koledzy z Porozumienia mają coś do zaproponowania.
Wolta Porozumienia wszystko zmienia?
– Z naszej perspektywy nic się nie zmieniło. PiS jest największą częścią koalicji, głównym liderem jest Jarosław Kaczyński. Jego zdanie jest najważniejsze. Oczywiście są elementy, na których nam zależy: obrona wartości chrześcijańskich, sprzeciw wobec europejskiego „The European Green Deal” (plan przejścia na gospodarkę ekologiczną – red.) czy koniec ustępliwości w relacjach z instytucjami unijnymi w kwestii wymiaru sprawiedliwości.
Jako Solidarna Polska mówicie wprost: wymiana Beaty Szydło na Mateusza Morawieckiego nie była niczym dobrym.
– To była decyzja największej partii koalicyjnej, a my ją uszanowaliśmy.
Były obietnice lepszych relacji z Unią Europejską. Zbigniew Ziobro mówi wprost: tak się nie stało.
– Jest wiele problemów, które musimy rozwiązać. Nie ma tu żadnych wątpliwości. Często mamy na ten temat różne poglądy, ale wierzę, że uda nam się je pokonać dzięki dyskusjom pomiędzy liderami ugrupowań. Nie przez media.
Na pewno widział pan sondaże poparcia dla koalicjantów Zjednoczonej Prawicy z czasów kryzysu. Słabo wypadało w nich nie tylko Porozumienie, ale i Solidarna Polska.
– Błąd takich sondaży polega na tym, że my nie akcentujemy teraz samodzielnego startu. Dlatego nawet, jeżeli ktoś dostał taką ankietę do wypełnienia, to dziwił się, że ma nas obok PiS. I zaznaczał PiS. Więc póki nie akceptujemy chęci samodzielnego startu, wyniki nie oddają rzeczywistości, bo wyborcy nie mają takiego dylematu. Co prawda Porozumienie mocniej akcentowało swoją autonomię i odrębność, ale też nie zapowiedziało osobnego startu. Ponadto przypominam, że realną siłę sprawdza się w wyborach. Myśmy się sprawdzili podczas elekcji do Parlamentu Europejskiego. Solidarna Polska samodzielnie uzyskała 4 proc. Bez tego wyniku nie byłoby choćby szans na samodzielną większość. A dziś jesteśmy już dużo silniejsi niż w 2014 r., kiedy startowaliśmy samodzielnie. Więc znamy swoją wartość. Z drugiej strony mamy świadomość tego, która partia jest najsilniejsza i to w pełni szanujemy.
Zjednoczona Prawica powinna obawiać się Rafała Trzaskowskiego?
– Nie chodzi o jego start. Zarówno w naszych przedwyborczych analizach, jak i tych na zlecenie PO, Trzaskowski wydawał się być gorszym kandydatem niż Małgorzata Kidawa-Błońska. Jednak błędy jej sztabu spowodowały, że nie tylko prezydent Andrzej Duda miał szanse na zwycięstwo w I turze. To mógł być koniec PO. Niestety dzięki przełożeniu wyborów, Platforma zyskała możliwość nowego otwarcia. Jednak nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Trzeba walczyć o zwycięstwo Andrzeja Dudy.
Jeśli dojdzie do drugiej tury, zwycięstwo prezydenta staje pod znakiem zapytania.
– Nic nie jest pewne, musimy pracować z pokorą. W 2018 r. mierzyłem się z Rafałem Trzaskowskim w Warszawie. Tamta kampania była nie tylko kampanią miejską, ale i ogólnopolską. O ile w stolicy przegrałem, o tyle w całej Polsce zdecydowanie wygraliśmy z Platformą. W tych wyborach znów głosują wszyscy Polacy, a nie tylko stolica. Więc Andrzej Duda dalej jest zdecydowanym faworytem.
Koalicja Obywatelska promuje swojego kandydata na wygranej z panem.
– Robią błąd. Wybory, których ja i Rafał Trzaskowski byliśmy twarzami, dały wygraną PO w stolicy, a bezwzględną porażkę w całej Polsce. Obecnie wybory są w całym kraju. Przypominam też, że Andrzej Duda, tak samo jak ja z kandydatem Platformy, przegrał zdecydowanie z Bronisławem Komorowskim w Warszawie. A i tak wygrał w Polsce. Więc poparcie w stolicy nie jest reprezentatywne dla całego kraju.
Jako weterani tamtej kampanii to Patryk Jaki i jego ekipa wiedzą najlepiej, ile razy Rafał Trzaskowski nie dotrzymał słowa. Czy w tej sytuacji ktoś z pańskiego otoczenia wesprze sztab Andrzeja Dudy?
– I tak będziemy go wspierać, to kwestia formy. W tym zakresie wszyscy powinni być spokojni. Jeśli chodzi o koordynację działań, będzie za nią odpowiedzialny sztab.
Reprezentantem Solidarnej Polski w sztabie prezydenta jest obecnie Jan Kanthak. To chyba nie jest przypadek, że dołączył do niego ze znaczącym opóźnieniem?
– Dobrze, że tam jest. Wcześniej była tam inna szefowa kampanii. Obecnie wszystko się zmieniło.
Ma pan na myśli Jolantę Turczynowicz-Kieryłło? Porozumienie blokowało Jana Kanthaka?
– Tego nie powiedziałem. Ważne, że Jan Kanthak jest w sztabie. Musimy się skoncentrować na zwycięstwie.
Rafał Trzaskowski obiecuje, że jeśli zostanie prezydentem, będzie namawiał swojego następcę z opozycji do ustanowienia w Warszawie ulicy Lecha Kaczyńskiego. Jak pan to traktuje?
– A to dobre! Czyli dziś w stolicy rządzi prezydent z PiS, który blokuje pomysły Trzaskowskiego. Śmiechu warte! Wiem, że im dłużej Rafał Trzaskowski będzie prowadził kampanię, tym więcej zaliczy gaf. W Warszawie nie ma to większego znaczenia, bo antypisowska histeria zawsze tu przeważy. Czego egzemplifikacją było to, że stolica na swojego posła wybrała… Klaudię Jachirę. Jednak co innego, jeśli mówimy o całej Polsce. Te sprawy będą miały znaczenie.
„Gazeta Wyborcza” pisała, że urzędnicy z ratusza boją się komisarycznych rządów, które po wygranej Rafała Trzaskowskiego mógłby objąć Sebastian Kaleta. To realny scenariusz?
– To bardzo dobry poseł i minister. Poczekałbym jednak. Trzeba też pamiętać, że ten wariant zakłada nierealny scenariusz: Rafał Trzaskowski nie zostanie prezydentem Polski.
Hanna Gronkiewicz-Waltz nie wyklucza, że PiS zmieni ustawę o samorządach, a komisarz w Warszawie będzie rządził dużo dłużej niż trzy miesiące. Są takie plany?
– Nic mi o tym nie wiadomo.
Pan podobno przegrał, bo TVP pana „przegrzało”. Teraz w telewizji publicznej, oczywiście w innym kontekście, można wciąż oglądać Rafała Trzaskowskiego. Efekt nie będzie odwrotny do zamierzonego?
– Im lepiej znamy kandydatów, tym lepiej dla decyzji wyborczych, a Warszawa to nie cała Polska. Przypomnę, że poprzednie wybory na prezydenta, na terenie stolicy, wygrał Bronisław Komorowski. W skali kraju przegrał. Dlatego nie przykładałbym warszawskiej miary do sytuacji ogólnopolskiej.
Media publiczne są potrzebne? Pana oponent z kampanii samorządowej chce likwidować TVP Info.
– Jednym z fundamentów demokracji jest wolność przepływu, idei, opinii w środkach masowego przekazu. W czasach, kiedy rządziła PO, trzy największe stacje telewizyjne miały ten sam przekaz, były przedstawicielami nurtu lewicowo-liberalnego. Nie ma państwa w Europie, gdzie monopol tych sił byłby tak wielki. Dziś każdy ma pilot i może słuchać różnych opinii, a następnie podejmować decyzję. Rozumiem, że Trzaskowski chce wrócić do czasów monopolu lewicy i szykan wobec konkurencyjnego świata wartości. Prawdziwy demokrata.
Zdaje się, że telewizja publiczna powinna być dla wszystkich, a nie dla Polaków o takich czy innych poglądach.
– Dzięki temu, że TVP ma charakter konserwatywno-liberalny, a pozostałe telewizje głównego nurtu są liberalno-lewicowe, tworzy się pełen pluralizm. A to jest fundament każdego silnego państwa.
Skandal w Trójce, który dotyczy listy przebojów i Kazika odbił się szerokim echem. Jarosław Gowin chce o tym rozmawiać z prezesem PiS w gronie liderów Zjednoczonej Prawicy. To dobry pomysł?
– Nie jest to problem na tyle poważny, żeby potrzeba było spotkań tej rangi. Uderzenie w prezesa Jarosława Kaczyńskiego ze strony PO i liberalnych mediów, było jak zwykle niesprawiedliwe, rytualne. Nie uwzględniało i ukrywało stan prawny związany z tą wizytą. Jednak uważam, że usunięcie piosenki Kazika Staszewskiego z tej listy to niepotrzebny błąd. Warto powołać komisję, która to wyjaśni lub niech Trójka w inny sposób wyciągnie wnioski.
Jakub Szczepański
Źródło: interia.pl