Unia Europejska może przegłosować Polskę w sporze o handel emisjami CO2, ale w innych krajach też narasta opór przeciwko drogim uprawnieniom. Warunkiem akceptacji dla walki z ociepleniem są rekompensaty dla obywateli — czytamy w „Deutsche Welle”.
- „Do 2030 r. emisja CO2 ma zmniejszyć się o 55 proc. Tylko wtedy, gdy to się uda, a Europa pozostanie zamożna, znajdą się naśladowcy” – pisze Konrad Schuller w najnowszym wydaniu „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung”
- Autor komentarza zwraca uwagę na narastający opór przeciwko programowi ochrony klimatu ze strony krajów UE. „Nie ma w tym nic dziwnego. Ten, kto chce chronić klimat, musi doprowadzić do podrożenia emisji CO2 (…)” – czytamy
- Schuller ostrzega, że jeśli Europa poniesie fiasko, powstaną „nieodwracalne szkody”, gdyż UE jest po Chinach i USA trzecim trucicielem świata
„Główną areną walki o klimat stała się obecnie Europa. Komisja Europejska pod kierownictwem Ursuli von der Leyen chce za pomocą programu »Fit for 55« uczynić z Europy awangardę. Do 2030 r. emisja CO2 ma zmniejszyć się o 55 proc. Tylko wtedy, gdy to się uda, a Europa pozostanie zamożna, znajdą się naśladowcy. Tylko w tym przypadku istnieje szansa na powstrzymanie ocieplenia Ziemi” – pisze Konrad Schuller w najnowszym wydaniu „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung”.
Autor komentarza zwraca uwagę na narastający opór przeciwko programowi ochrony klimatu ze strony krajów UE. „Nie ma w tym nic dziwnego. Ten, kto chce chronić klimat, musi doprowadzić do podrożenia emisji CO2. Tylko wtedy, gdy zatruwanie atmosfery przestanie być darmowe, właściciele fabryk, mieszkań czy samochodów przestaną traktować powietrze jak dzikie wysypisko” – tłumaczy Schuller. Temu celowi służy europejski handel emisjami. Dotychczas uprawnienia do emisji dotyczyły przemysłu i energetyki. Komisja chce teraz rozszerzyć handel emisjami na komunikację i ogrzewanie.
Polska liderem oporu przeciwko handlowi emisjami
Ponieważ wielu wyborcom podoba się darmowe trucie, niektóre rządy próbują zakwestionować ceny, które chce ustalić KE. „Na czele stoi Polska” – podkreśla komentator i przypomina, że premier Mateusz Morawiecki przypuścił na łamach FAZ „dziki atak” na handel emisjami. Ostrzegł, że system ten wpędzi Europę w najgłębszy kryzys od stu lat.
Zdaniem Schullera jest to „przesadna prognoza”, biorąc pod uwagę „ludzkie i ekonomiczne apokalipsy”, jakich doznała Polska w ostatnim stuleciu, w tym niemiecką okupację czy obalenie komunizmu.
„Z samą Polską UE mogłaby sobie poradzić. W sprawach klimatu poszczególne kraje mogą zostać przegłosowane, Warszawa nie ma prawa weta” – pisze Schuller.
Kto się boi wyborców?
„Problemem jest to, że inne rządy też boją się wyborców. Hiszpania, Węgry, Czechy, a przede wszystkim Francja prezydenta Macrona, który chce być w przyszłym roku ponownie wybrany, boją się ryzyka. Nie ma pewności, że Komisja przeforsuje swój program klimatyczny” – czytamy w „FAS”.
Autor ostrzega, że jeśli Europa poniesie fiasko, powstaną „nieodwracalne szkody”, gdyż UE jest po Chinach i USA trzecim trucicielem świata.
Skutecznym środkiem na przezwyciężenie oporu byłyby miliardy z handlu uprawnieniami do emisji CO2. Zgodnie z obecnym planem mają być one podzielone między UE a państwa członkowskie. Jedna część ma być przeznaczona na pokrycie długu za pomoc dla krajów po koronawirusie, a druga ma popłynąć bezpośrednio do obywateli.
„Tutaj leży klucz. Im więcej pieniędzy dostaną z powrotem ludzie za droższą benzynę i olej opałowy, tym szybciej zaakceptują walkę o klimat. Im mniej środków popłynie na inne cele, tym lepiej” – konkluduje Schuller.
Źródło: onet.pl