Wiadomości

Morawiecki pod coraz większą presją. „Ceny energii mogą nas zabić”

Część obozu władzy domaga się od premiera radykalnego kroku na czwartkowym szczycie Unii Europejskiej. Morawiecki miałby zażądać natychmiastowego zawieszenia unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla. To miałoby zatrzymać galopujące ceny energii w Polsce. Z informacji Onetu wynika jednak, że szef rządu jest sceptyczny wobec takiego rozwiązania, co wzbudza irytację ziobrystów.

Morawiecki pod coraz większą presją. "Ceny energii mogą nas zabić"

  • Uchwałę w sprawie zawieszenia systemu emisji CO2 poparli wszyscy obecni na sali plenarnej Sejmu posłowie klubu PiS, w tym premier Mateusz Morawiecki. Okazuje się jednak, że to, czy szef rządu postąpi w Brukseli tak, jak chce sejmowa większość, stoi pod znakiem zapytania
  • – Różnymi kanałami dostajemy sygnały, że Morawiecki nie chce iść na zwarcie w trakcie szczytu w Brukseli – słyszymy w otoczeniu Zbigniewa Ziobry
  • Ziobryści uważają, że w ten sposób premier chce uniknąć przyznania się do błędów, jakimi – według nich – był udział w decyzjach podjętych w ostatnich latach na unijnych szczytach ws. walki z ociepleniem klimatu
  • Z okolic Kancelarii Premiera dobiegają głosy, iż postulat zawieszenia systemu ETS jest całkowicie nierealistyczny

– Podwyżki cen energii mogą nas politycznie zabić – słyszymy od polityka partii rządzącej.

Unijny system handlu emisjami miał przyspieszyć transformację w kierunku technologii mniej lub zeroemisyjnych. Mówiąc w skrócie, konieczność kupowania uprawnień miała zmusić kraje do odejścia od paliw kopalnych.

W ostatnim czasie ceny pozwoleń na emisję CO2 biją historyczne rekordy. A to uderza przede wszystkim w Polskę, bo nasza energetyka w zdecydowanej większości wciąż jest oparta na węglu.

Spółki energetyczne muszą wydawać coraz więcej pieniędzy, by w ogóle móc wytwarzać energię. Po nowym roku zobaczymy to w rachunkach za prąd. Część ekspertów uważa, że podwyżki mogą wynieść nawet kilkadziesiąt procent.

Dlatego politycy obozu władzy biją na alarm.

Kuriozalna sytuacja

Na ostatnim posiedzeniu Sejm głosami głównie PiS i Konfederacji przyjął uchwałę, w której izba „wyraża jednoznaczne poparcie dla inicjatywy polskiego rządu, by na najbliższym posiedzeniu Rady Europejskiej postawić wniosek o natychmiastowe zawieszenie funkcjonowania unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji (EU ETS) lub wyłączenie Polski z tego systemu do czasu jego reformy”.

Zielone światło dla uchwały miał dać osobiście Jarosław Kaczyński. Inicjatywę pilotował poseł Solidarnej Polski Janusz Kowalski, bliski współpracownik Zbigniewa Ziobry.

– Dzisiaj to, co powinniśmy zrobić, to poprzeć jednoznacznie, twardo stanowisko polskiego rządu dotyczące konieczności zawieszenia unijnego systemu handlu emisjami, tak aby na najbliższe posiedzenie Rady Europejskiej pan premier Mateusz Morawiecki jechał z mandatem polskiego Sejmu – tłumaczył w Sejmie Kowalski.

– Ten koszt będzie przerzucony na miliony obywateli, ale też, pamiętajmy, na szpitale, na infrastrukturę, na szkoły, które muszą się ogrzewać, muszą kupować energię elektryczną, na wszystkie polskie firmy. Polskie firmy stracą konkurencyjność – dodał.

W uchwale czytamy, że ostatni wzrost cen uprawnień to efekt spekulacji na rynkach finansowych. Sytuacja jest jednak kuriozalna. Uchwała mówi o inicjatywie rządu, tymczasem ministrowie tą sprawą w ogóle się nie zajmowali. Wywoływani do tablicy przedstawiciele Ministerstwa Energii na posiedzeniu sejmowej komisji nabierali wody w usta.

– Ta uchwała powinna podsumować sześć lat uprawiania fetyszu węgla kamiennego przez rządy Prawa i Sprawiedliwości. Bo to wyście pajacowali na szczycie klimatycznym w Katowicach, gdzie pokazywaliście całemu światu, że Polska na węglu stała, stoi i będzie stać – mówił poseł Koalicji Obywatelskiej Paweł Poncyljusz.

I dodał: – To pokazuje waszą bezradność. Eksperci są zgodni. Nie było żadnych poważnych projektów dekarbonizacyjnych w ciągu ostatnich sześciu lat.

– W 2008 r. te świadectwa kosztowały 25 euro. W 2019 r. kosztowały 25 euro. W 2020 r. 25 euro. Rzeczywiście w tej chwili kosztują 85 euro, ale nie mówcie, że podwyżka cen tych świadectw powoduje, że nagle mamy wyższe ceny energii. Tak po prostu nie jest – mówi z kolei Dariusz Wieczorek z Lewicy.

„Premier nie chce się przyznać do błędu”

Uchwałę poparli wszyscy obecni na sali plenarnej Sejmu posłowie klubu PiS, w tym premier Mateusz Morawiecki. Okazuje się jednak, że to, czy szef rządu postąpi w Brukseli tak, jak chce sejmowa większość, stoi pod znakiem zapytania.

Wczoraj w Budapeszcie szef rządu poinformował, że Polska poruszy „konieczność przebudowy całego tego systemu”.

– Mamy nadzieję, że będzie zrozumienie po stronie wielu krajów, które są zależne od systemu ETS, a jednocześnie nie chcą, żeby system był podatny na ataki spekulacyjne – zaznaczył.

Nie wspomniał jednak o żądaniu zawieszenia całego systemu. Ten wątek ominął również pytany przez Onet rzecznik rządu. Piotr Müller stwierdził tylko, że „koniecznie jest zawężenie grupy podmiotów, które mogą handlować tymi uprawnieniami”.

– Różnymi kanałami dostajemy sygnały, że Morawiecki nie chce iść na zwarcie w trakcie szczytu w Brukseli – słyszymy w otoczeniu Zbigniewa Ziobry.

Ziobryści uważają, że w ten sposób premier chce uniknąć przyznania się do błędów, jakimi – według nich – był udział w decyzjach podjętych w ostatnich latach na unijnych szczytach ws. walki z ociepleniem klimatu.

Przywódcy UE zgodzili się między innymi na zaostrzenie celów klimatycznych, czyli szybsze i bardziej radykalne ograniczenie emisji dwutlenku węgla do atmosfery. A to ma wpływ na ceny energii.

Z okolic Kancelarii Premiera dobiegają głosy, iż postulat zawieszenia systemu ETS jest całkowicie nierealistyczny. Zwłaszcza że w czwartek odbędzie się pierwszy szczyt Rady Europejskiej z udziałem nowego niemieckiego kanclerza.

Olaf Scholz z lewicowej SPD stoi na czele rządu, którego jednym z filarów jest partia Zielonych. Koalicja rządząca w Niemczech traktuje kwestie związane z ociepleniem klimatu niezwykle poważnie.

Ale w całej sprawie istotny jest również kontekst relacji Warszawy z Brukselą, które w ostatnich miesiącach są wyjątkowo złe. Ze względu na niespełnienie żądań dotyczących między innymi likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, Komisja Europejska wstrzymuje wypłatę należnych Polsce pieniędzy z covidowego Funduszu Odbudowy.

Możliwości kreowania polityki unijnej przez polski rząd są aktualnie mocno ograniczone.

Źródło: onet.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close