Wiadomości

Mama Stefana W.: przepraszam za syna i proszę o wybaczenie

– Przepraszam za syna i proszę o wybaczenie. Tyle osób skrzywdził, prezydenta, jego rodzinę, nas… A ja nadal jestem matką. To najtrudniejsze uczucie, jakie można sobie wyobrazić – mówi pani Jolanta, mama Stefana W., zabójcy prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Poruszającą rozmowę przeprowadzoną przez Katarzynę Włodkowską publikuje dzisiejszy „Duży Format”.

Mama Stefana W.: przepraszam za syna i proszę o wybaczenie

  • Mama Stefana W. wielokrotnie przeprasza za syna; mówi że zniszczył on także życie jej rodziny 
  • Tłumaczy jak objawiała się choroba jej syna i dlaczego zgłosiła się na policję donosząc na niego 
  • Stefan W. słyszał głosy i twierdził, że w gdańskim areszcie był podtruwany i maltretowany 
  • W trakcie ostatniego, listopadowego widzenia znów mówił, że wydarzyła mu się krzywda. Zdrowie mi zniszczyli, powtarzał, i że zrobi coś spektakularnego. Wystraszyłam się – wyznaje pani Jolanta

O tym, że Stefan W. zaatakował Pawła Adamowicza, pani Jolanta dowiedziała się od innego syna. – Zaczęłam płakać, mąż również, mówiliśmy do siebie: „to niemożliwe” – przyznaje. – Jezu, synu, jak mogłeś… Módlmy się, mówię do męża, żeby prezydent przeżył. Tylko o tym myślałam: żeby z tego wyszedł. Usiedliśmy na kanapie, modliliśmy się o życie prezydenta. Tak do trzeciej, a telefon dzwonił non stop (…). O szóstej zadzwoniła policja – mówi.

Pani Jolanta miała okazję poznać kiedyś prezydenta Gdańska, mówi o nim „ciepły, dobry człowiek”. – Cały czas myślałam, że (Paweł Adamowicz – red.) z tego wyjdzie (…). Osiem dni przed wyjściem syna z więzienia poszłam na policję i ostrzegłam, że Stefan może zrobić coś nieobliczalnego. Czy to moja wina? Nasza? Po złożeniu zeznań pojechałam do córki. Myślałam tylko tym, żeby pan prezydent przeżył. Ale nie przeżył… – mówi mama Stefana W. płacząc.

Dlaczego pani Jolanta postanowiła ostrzec policję przed własnym synem? – Uważałam, że nie powinien wychodzić, albo ktoś powinien go obserwować. Ale usłyszałam, że nie ma podstaw, że zgłoszą tylko swoje wątpliwości zakładowi karnemu. Nikt się ze mną później nie kontaktował – mówi.

Dzień przed atakiem na Pawła Adamowicza pani Jolanta brała ślub cywilny. Tego dnia po raz ostatni widziała syna przed atakiem. – Stefan spał. Powiedział mi już wcześniej, że nie będzie na uroczystości, nie był również na moim ślubie kościelnym 29 grudnia. Odkąd wyszedł z więzienia nie był zbyt rozmowny. Często oglądał coś na YouTube – mówi.

– Najczęściej siedział w domu ze starszym bratem. Nawet na wigilię nie chciał przyjść, to my pojechaliśmy z prezentem w jego 26. urodziny drugiego dnia świąt. Jeśli wychodził, nikomu się nie tłumaczył – mówi pani Jolanta. Dodaje, że więzienie zmieniło jej syna, „wyszedł z niego o połowę chudszy”. – Nie był sobą, najczęściej milczał. Może czuł, że ludzie to widzą? – stwierdza.

Pani Jolanta wciąż nie może uwierzyć, że to się stało. – Tak samo miałam, kiedy 12 lat temu zginął mój mąż. Wyszedł na spacer i potrącił go samochód – wyznaje.

Co teraz myśli o swoim synu? – To jest najtrudniejsze. Jako matka wciąż go kocham. Tylko rozpaczam, że zrobił coś strasznego. Tyle osób skrzywdził, prezydenta, jego rodzinę, nas… A ja nadal jestem matką (płacze). To najtrudniejsze uczucie, jakie można sobie wyobrazić. Urodziłam syna, który zabił człowieka. I muszę z tym żyć. Ale nigdy się go nie wyrzeknę. Będę z tym cierpieniem już do końca życia, choć syna straciłam na zawsze. Na wolności najpewniej już go nie zobaczę – wyznaje.

Mama Stefan W. przyznaje, że od czasu ataku na syna życie jej rodziny zmieniło się diametralnie. W mediach pokazano zdjęcie bloku, w którym mieszkały jej dzieci. Wszyscy musieli się wyprowadzić. – Boją się teraz tam wrócić. A to są normalni, dorośli ludzie: studentka archeologii, absolwent politechniki, kelner – mówi. Najmłodszy syn pani Jolanty wstąpił do zakonu.

– W trakcie ostatniego, listopadowego widzenia znów mówił, że wydarzyła mu się krzywda. Zdrowie mi zniszczyli, powtarzał, i że zrobi coś spektakularnego. Wystraszyłam się – mówi. W czasie swojego pobytu w zakładach karnych Stefan W. spędził niemal dwa lata w izolatce. – To było coś strasznego (…). Najpierw miał tam tylko radiowęzeł, potem pozwolono, byśmy mu przynieśli mały telewizor. I pewnego dnia powiedział mi, że z tego telewizora wychodzą głowy – dodaje. Potem lekarze stwierdzili u niego schizofrenię paranoidalną.

– Jakiś czas brał leki, ale przestał. Wtedy powiedział, że słyszy głosy, że w gdańskim areszcie był podtruwany, zniszczono mu żołądek, ktoś się znęcał. Nie wiem, czy to fakty, czy urojenia, ale zaczął żyć tym, że został niesprawiedliwe potraktowany – mówi pani Jolanta. Dodaje, że jej syn uważał, że dostał zbyt wysoki wyrok, bo napadów na banki dokonywał z użyciem atrapy.

– Tak bardzo bym chciała prosić żonę, dzieci oraz rodziców pana prezydenta o wybaczenie, ale wiem, że proszę o dużo i być może będę musiała na to długo poczekać (…). Bardzo przepraszam za moje dziecko (szlocha). Tak bardzo bym chciała cofnąć czas. Przepraszam wszystkich – mówi pani Jolanta w rozmowie z Katarzyną Włodkowską.

13 stycznia prezydent Gdańska Paweł Adamowicz został zaatakowany nożem przez 27-letniego Stefana W. Samorządowiec trafił do szpitala, gdzie w poniedziałek po południu zmarł. W sobotę urna z prochami Adamowicza spoczęła w kaplicy św. Marcina w Bazylice Mariackiej w Gdańsku. Adamowicz miał 53 lata, prezydentem Gdańska był od 20 lat.

Cała, poruszająca rozmowa Katarzyny Włodkowskiej z panią Jolantą do przeczytania w dzisiejszym „Dużym Formacie”.

Źródło: „Gazeta Wyborcza”; PAP; onet.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close