W miejscowości Siwkowice w woj. zachodniopomorskim doszło do pożaru domu. 23-letnia Maja Kwiatkowska znajdowała się na podwórku, robiąc porządki, kiedy jej sąsiadka przybiegła, krzycząc, że w jej domu się pali. W środku znajdował się 2-letni Michałek. Kobieta wezwała straż pożarną i karetkę, wcześniej rzucając się na ratunek chłopcu, który przestał oddychać. Po szybkiej interwencji wszystko się ustabilizowało.
Na miejscu zdarzenia zjawił się reporter Super Expressu, który poinformował o jego przebiegu. Gdyby nie szybka interwencja sąsiadki, wszystko mogłoby się zakończyć wielką tragedią.
Pożar w Siwkowicach. Sąsiadka uratowała dziecko
Sąsiadka zauważyła, że z domu Pani Mai wydobywa się dym. 23-latka zauważyła, że dym leci także z komina, jednak nie zrobiło to na nich wrażenia. Sytuacja zrobiła się poważna w momencie, w którym zauważyli, że wydobywa się także zza drzwi.
W środku znajdował się 2-letni Michałek. Kiedy sąsiadka wydobyła go z płonącego domu, zauważyła, że synek Mai nie oddycha. Natychmiast wezwała straż pożarną i pogotowie, jednak nie zwlekając, sama podjęła czynności reanimacyjne, które okazały się skuteczne.
– Dziecko było całe sine. Nie oddychało. Zaczadzone!. Wezwałam wszystko, co się dało. I pogotowie. I straż. Reanimowałam dziecko i czekałam na pomoc. Dziecko zaczęło lekko popłakiwać. Wiedziałam, że jest już bezpieczne i będzie żyć – powiedziała dla Super Expressu bohaterska Pani Iwona.
Kiedy służby porządkowe zjawiły się na miejscu, chłopcem zajął się st. sierż. Przemysław Bujny z policji w Resku. Kobieta poinformowała, że policjant wyciągnął rękawiczkę i usnął dziecku z gardła palcem śluz z sadzą. Po dłuższym płaczu chłopiec się uspokoił i wszystko zakończyło się dla niego szczęśliwie.
Źródło: lelum.pl