– Na ostatnią trzygodzinną zmianę na stronę brudną zeszło 5 lekarzy, 12 pielęgniarek, 7 ratowników medycznych. Czyli 24 osoby personelu medycznego na 25 pacjentów. Na stronie czystej są jeszcze anestezjolodzy gotowi do interwencji. Jeśli zsumować dwie zmiany to wyjdzie na to, że personelu medycznego jest dwa razy więcej niż chorych – mówi w rozmowie z dziennikarzem „Polityki” Pawłem Reszką lekarz pracujący w szpitalu tymczasowym na PGE Narodowym w Warszawie. Według medyka chwilami w szpitalu bywało wręcz „nudno”.
Dziennikarz „Polityki” Paweł Reszka zacytował na swoim profilu na Facebooku rozmowę z młodym lekarzem, który pracuje w Szpitalu Narodowym w Warszawie – część jego artykułu z tygodnika „Polityka”. Z rozmowy wynika, że pochodzący z innego województwa medyk został zakwaterowany w pięciogwiazdkowym hotelu. W szpitalu miał pracować tydzień – łącznie 84 godziny. Przy stawce w wysokości 150 zł daje to 12,6 tys. zł wynagrodzenia. Postanowił o wszystkim opowiedzieć, bo jak przyznał jest „wstyd, że w tym uczestniczy”.
– Szpital podzielony jest na sektory A, B, C i tak dalej… w każdym po 32 łóżka. W sumie na tym poziomie jest blisko 300 łóżek. Na każdy sektor przypada jeden lekarz, plus personel medyczny i pomocnicy. Mam na myśli pielęgniarki, ratowników, sanitariuszy, opiekunów medycznych, sekretarki medyczne, salowe… – wyliczał w rozmowie z Pawłem Reszką.
Jak się leczy na Stadionie
Doktor M. leczy na Narodowym. Zaprosił mnie do pięciogwiazdkowego Regent Warsaw Hotel…
Опубликовано Paweł Reszka Суббота, 21 ноября 2020 г.
Jak stwierdził lekarz, na jego ostatnim dyżurze w całym szpitalu było 25 pacjentów. – Na ostatnią trzygodzinną zmianę na przykład na stronę brudną zeszło 5 lekarzy, 12 pielęgniarek, 7 ratowników medycznych. Czyli 24 osoby personelu medycznego na 25 pacjentów. Na stronie czystej są jeszcze anestezjolodzy gotowi do interwencji. Jeśli zsumować dwie zmiany to wyjdzie na to, że personelu medycznego jest dwa razy więcej niż chorych. A przecież są jeszcze salowe, ochroniarze, żołnierze WOT. Tłum ludzi! – relacjonował.
Rozmówca Pawła Reszki przyznał, że odbył kilka dyżurów w punkcie przyjęć i przyjął „3, może 4 osoby”. Zdarzało się też, że nie przyjął nikogo. – Nudno… Jest internet. Można posłuchać muzyki, obejrzeć coś na youtube – powiedział. Lekarz stwierdził, że w Szpitalu Narodowym jest „całkiem dobre jedzenie, które dostarcza firma zewnętrzna”. – Powiem, że na stadionie karmią nawet lepiej niż w hotelu. Kawa, herbata, czasem nawet piwo bezalkoholowe – mówił.
Według lekarza Szpital Narodowy jest „doskonale wyposażony”, znajdują się tam „tomograf za kilka milionów złotych, drogie aparaty RTG, maszyna do USG, są nowoczesne respiratory, instalacja tlenowa”. – Aparaty, przewody, kilometry miedzianych kabli… Wszystko stoi. Gigantyczna kasa – stwierdził.
Szef Szpitala Narodowego: Boję się, że wszystkie łóżka będą wypełnione
Jak mówił w poniedziałek w rozmowie z Gazeta.pl dr Artur Zaczyński, „boi się, że w najbliższych tygodniach” może nastąpić wypełnienie wszystkich łóżek w Szpitalu Narodowym. Dodał, że „fala na razie stoi”. – Czasami ta stojąca fala może się wznieść ponad jakiekolwiek wyobrażenia – powiedział.
Według stanu na 16 listopada, do szpitala przyjęto łącznie ok. 60 pacjentów, choć liczba zgłoszeń wyniosła 170. – Aktualnie mamy 30 osób, to zmienna, jedni pacjenci przyjeżdżają, jedni są wypisywani do domu, jedni są przenoszeni do szpitali, jeśli stan wymaga leczenia specjalistycznego – wyjaśniał szef szpitala.
Dr Artur Zaczyński stwierdził, że placówka nie może przyjmować pacjentów w cięższym stanie. – Musimy pamiętać, że szpital tymczasowy działa w oparciu o system dyżurowy. Tutaj nie ma pełnej obsady w ciągu dnia lekarzy, w formie ordynatora i asystentów medycznych, którzy są w warunkach oddziału, tylko to jest system dwóch lekarzy na pięćdziesiąt sześć łóżek, co jest dosyć sporym wyzwaniem, jeżeli chodzi o opiekę – podkreślał.
Szpital Narodowy na PGE Narodowym w Warszawie został uruchomiony na początku listopada. Docelowo Docelowo ma być wyposażony w 1200 łóżek dla chorych. – Szpitale tymczasowe są naszą ostatnią linią obrony. One nie są po to, żeby zastąpić szpitale stacjonarne, ale po to, żeby ratować system służby zdrowia na wypadek przeciążenia systemu – wyjaśniał na jednej z konferencji prasowych szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michał Dworczyk.
Źródło: gazeta.pl