Wiadomości

Kto w Platformie gra Tuskiem? Były premier stał się orężem w walce rywalizujących frakcji

Powrót Donalda Tuska do polskiej polityki miał zapewnić nowe otwarcie Platformie Obywatelskiej. Zaskakujące spekulacje prasowe o tym, że na dniach miałby zastąpić Borysa Budkę w roli przewodniczącego PO wywołały jednak w partii jeszcze większy ferment, niż był tam dotychczas. Tusk zamiast nowym-starym atutem w walce o wyborców i polityczne wpływy stał się orężem w starciu zwaśnionych partyjnych stronnictw.

Kto w Platformie gra Tuskiem? Były premier stał się orężem w walce rywalizujących frakcji

Mówi polityk ze ścisłych władz Platformy: – Siedzieliśmy w kilka osób w gronie zarządu Platformy i czytaliśmy te rewelacje. Wszyscy przecieraliśmy oczy ze zdumienia, kto to wymyślił.

Inny z naszych rozmówców z PO: – Nie wierzę w żaden powrót Tuska na białym koniu, rozwiązanie wszystkich problemów, pokonanie Kaczyńskiego i powszechną szczęśliwość, która po tym zapanuje. Nie ma na to szans.

Powrót na białym koniu

W Platformie atmosfera jest dzisiaj gorąca i wcale nie chodzi o szalejące w Polsce tropikalne upały. Wiele emocji wzbudziły dwie publikacje – „Gazety Wyborczej” i „Polityki” – które ukazały się pod koniec ubiegłego tygodnia. To do nich odnoszą się cytowani na wstępnie niniejszego artykuły politycy.

Oba artykuły przedstawiają wizję powrotu Donalda Tuska do czynnej, krajowej polityki. Wedle tych publikacji, 14 czerwca były premier uzgodnił z obecnym przewodniczącym Platformy Borysem Budką, że najpierw – podczas rady krajowej PO, wstępnie planowanej na czerwiec bądź lipiec – wejdzie do zarządu PO, następnie Budka złoży dymisję z pełnionej funkcji, a Tusk zostanie pełniącym obowiązki przewodniczącego do czasu wyboru nowych władz. Wedle tego scenariusza, w środę 23 czerwca podczas posiedzenia zarządu krajowego PO mają zostać ogłoszone powyższe zmiany.

Jeśli nie zrobimy tego, co napisała „Wyborcza”, to Tusk wyjdzie na idiotę. Jeśli zrobimy, to my wyjdziemy na idiotów, którzy realizują scenariusze pisane przez gazety

– wścieka się osoba z kierownictwa Platformy, którą pytamy o nakreślone w „GW” i „Polityce” plany. – Niektóre redakcje powinny przemyśleć, czy chcą zajmować się dziennikarstwem i opisywaniem polityki, czy samą polityką i jej kreowaniem – dodaje z irytacją nasz rozmówca.

Rewelacje obu tytułów zdementował na Twitterze już po kilkunastu godzinach Paweł Graś, najbliższy współpracownik Tuska. „W powodzi dzisiejszych doniesień, komentarzy i opinii, chciałbym przypomnieć kluczowe zdania z ostatniego wywiadu Donalda Tuska dla TVN: 'Czytam różne scenariusze, ale to nie są moje scenariusze. Ja sobie sam piszę scenariusze'” – podkreślił, jednoznacznie tonując nastroje.

Zresztą sama „Wyborcza” w swoim tekście asekuruje się na wypadek, gdyby opisywany przez nią scenariusz się nie zmaterializował. O spekulacjach, dotyczących przejęcia władzy w Platformie, pisze, że „jeśli nie są prawdziwe – słyszymy – Borys Budka powinien uciąć spekulacje, określić jasno podział wpływów i miejsce, które PO szykuje dla byłego lidera”.

Dalej czytamy w „Wyborczej”: „Jak mówi nam jeden z naszych informatorów, wcale nie ma pewności, czy faktycznie wszystko zakończy się aksamitnym przekazaniem władzy w partii. Nie jest tajemnicą, że dystans wobec powrotu Donalda Tuska ma część polityków PO, którzy rządzą partią”.

Schetynowcy i nowi tuskowcy

Jeśli Tusk nie wróci na białym koniu w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin, to skąd wzięły się dwie niemal identyczne publikacje, w dodatku wypuszczone w niemal dokładnie tym samym momencie?

To jest z jednej strony gra Schetyny, a z drugiej nowych tuskowców, jak Arłukowicz czy Sikorski, którzy chcieliby na plecach Tuska wjechać dzisiaj z powrotem do wielkiej polityki

– mówi nam polityk z zarządu Platformy. – Ten scenariusz jest absurdalny. Już nie chodzi nawet o to, że on kompletnie nie pasuje do Tuska i tego, co on zawsze robił w polityce. To się nawet proceduralnie nie trzyma kupy – dodaje nasz rozmówca.

Mówi polityk z otoczenia Rafała Trzaskowskiego:

W Platformie wielu ludzi cieszy się, że wróci Donald, a wraz z nim złote czasy. Myślą, że dzięki niemu uda się fartownie wygrać wybory, nie robiąc specjalnie nic, a potem dostać intratne stołki i odcinać kupony przez całą kadencję

Gdy pytamy o powrót Tuska we władzach PO, kolejny z naszych rozmówców robi wymowną analogię piłkarską:

Obojętnie, kto dzisiaj robi przecieki do mediów ws. Tuska i jaki będzie ostateczny efekt rozmów Donalda z Borysem, to mecz Polski ze Słowacją pokazał, że nie ma czarodziejskiej różdżki. Zarówno w piłce, jak i w polityce. Robert Lewandowski jest najlepszym piłkarzem świata, ale nawet on sam niczego nie zrobi

Wszystkie drogi Tuska

O tym, że Tusk chce wrócić do polskiej polityki spekuluje się od dawna. Jednak nawet mimo tych spekulacji, wciąż nie pojawił się jednoznaczny scenariusz, jak na krajowe podwórko polityczne były premier miałby wrócić. Funkcja pełniącego obowiązki przewodniczącego partii to najnowsza z opcji. Ale wcześniej spekulowano m.in. o kandydowaniu w wyborach uzupełniających do Senatu z Olsztyna, w przypadku, gdyby Lidia Staroń została wybrana Rzeczniczką Praw Obywatelskich. Wybrana nie została, więc (przynajmniej na razie) ten scenariusz przepadł.

Jeszcze inny scenariusz na powrót Tuska przedstawił 16 czerwca w „Porannej Rozmowie Gazeta.pl” wiceszef Platformy Tomasz Siemoniak.

Powinien stać się jednym z faktycznych liderów Platformy. Nie umiem w tym momencie odpowiedzieć, jaka to powinna być funkcja wedle dzisiejszego statutu. Być może powinniśmy zmienić statut tak, żeby Donald Tusk miał właściwe dla siebie miejsce

– powiedział były szef MON.

Jak podkreślają nasi rozmówcy z PO, w partii spekulacji, dotyczących powrotu Tuska jest zatrzęsienie. Konkretów i rzetelnej wiedzy o stanie prowadzonych z nim rozmów – jak na lekarstwo.

Wszystkie kombinacje, które nie są realną władzą, ale nie są też tytułem czysto honorowym, kończą się bardzo źle. Tusk albo zostaje maskotką – na to z pewnością nie jest i nie będzie gotowy – albo walczy o bycie numerem jeden, morduje wszystkich wokół i bierze całą pulę dla siebie

– przewiduje jeden z naszych informatorów z Platformy.

Na razie jedynym pewnikiem w kwestii powrotu byłego przewodniczącego Rady Europejskiej do polskiej polityki jest to, że stał się orężem w rękach zwaśnionych i zwalczających się stronnictw wewnątrz Platformy. A z pewnością nie o taką rolę chodziło i chodzi Tuskowi.

Triumwirat

Nasi rozmówcy z Platformy są zgodni co do tego, że niezależnie od roli, jaką po (wciąż ewentualnym) powrocie objąłby Tusk, w Platformie po raz pierwszy od lat doszłoby do triumwiratu. Z jednej strony, formalnie przewodniczącym partii jest Borys Budka. Z drugiej, rząd serc i dusz należy po zeszłorocznych wyborach prezydenckich do Rafała Trzaskowskiego, który w partii jest zgodnie uznawany za jej największy atut. No i jest (a raczej byłby) jeszcze Tusk, który z całą pewnością nie wróciłby do gry po to, żeby grzecznie stać w kącie, ładnie się uśmiechać i robić za kwiatek do kożucha.

Triumwiraty w Platformie źle się kojarzą. W przeszło 20-letniej historii partii zawsze oznaczały (polityczny) rozlew krwi i eliminację ważnych liderów – Andrzeja Olechowskiego, Macieja Płażyńskiego, Zyty Gilowskiej, Pawła Piskorskiego, Jana Rokity, Grzegorza Schetyny.

2 tys. lat temu w Rzymie testowano triumwiraty i zawsze kończyło się to tym, że dwie głowy lądowały na ziemi. U nas było podobnie

– z ironią wspomina jeden z naszych rozmówców.

Jedyną osobą, która z nostalgią wspomina triumwiraty w Platformie może być właśnie Tusk. Bo to on eliminował kolejnych politycznych partnerów-przeciwników. Koniec był taki, że Tusk na scenie został zupełnie sam, a Platformie dramatycznie brakowało perspektywicznych postaci, gotowych w przyszłości do przejęcia władzy w partii. Gdy Tusk wyjechał do Brukseli, brutalnie się to na Platformie zemściło.

Czy ewentualne trójprzymierze Budki, Trzaskowskiego i Tuska miałoby szanse na lepszy los od poprzednich platformianych triumwiratów? – Każdy z nich wnosi zupełnie inną jakość i może przysporzyć nam innej energii, a co za tym idzie innego rodzaju sympatii i wyborców – mówi osoba z władz PO, przychylnym okiem patrząca na powrót Tuska. Przypominamy więc, jak w Platformie kończyły się triumwiraty. W odpowiedzi słyszymy:

Myślę, że Tusk jest dziś politykiem zupełnie innym, niż był 20 lat temu. Jest politykiem dojrzałym, kompletnym. Na pewno rozumie, jak zmieniła się polska polityka i jaką wartość stanowią dziś dla nas zarówno Trzaskowski, jak i Budka

Gdy w Platformie pytamy o powrót Tuska, wielu naszych rozmówców podkreśla, że wciąż mało na ten temat w partii wiadomo. Gros polityków, nieświadomie bądź z premedytacją, powiela nie do końca sprawdzone lub zupełnie nieprawdopodobne plotki. Klarownej komunikacji w tej sprawie jest jak na lekarstwo. – Nie wiem, na czym ten powrót Tuska ma polegać, ja ma wyglądać ten triumwirat. Nie wiemy, o co chodzi Tuskowi, jaki ma na siebie pomysł, co, z kim i jak chce zrobić. Na razie krążą tylko plotki – podsumowuje nasze źródło z PO.

Z kolei jeden z wieloletnich polityków Platformy mówi nam wprost, że ludzi, z którymi Tusk osobiście dzieli się swoimi przemyśleniami i politycznymi planami, można policzyć na palcach jednej ręki. Zdaniem naszego rozmówcy, wszyscy inni – a tych nie brakuje – którzy utrzymują, że znają zamierzenia byłego premiera zwyczajnie zmyślają. Albo z chęci zaistnienia w mediach, albo powodowani swoimi własnymi politycznymi interesami.

Dwie przyszłości Platformy

Niezależnie która z krążących po Platformie wersji wydarzeń się zmaterializuje, jakikolwiek realny powrót Tuska oznaczałby dla Platformy wielki wstrząs.

W momencie, gdy pojawia się Tusk, dostaje w Platformie jakąś dziwną, eksponowaną funkcję, natychmiast mamy w PO dualizm władzy między nim i Budką. W tym starciu Budka ginie w jakieś pół sekundy, bo to będzie ciężki nokaut. Ale potem zaczyna się robić nieciekawie

– o jednym z możliwych scenariuszy z Tuskiem w roli głównej mówi nam jeden ze współpracowników Rafała Trzaskowskiego.

Co oznaczają słowa „potem zaczyna robić się nieciekawie”? Ni mniej, ni więcej, a tyle, że kolejnym politykiem w menu Tuska byłby Trzaskowski. Były premier pamięta prezydenta Warszawy jako swojego protegowanego i jednego z politycznych ulubieńców. Rzecz w tym, że od 2014 roku, kiedy Tusk wyjechał do Brukseli, i w polskiej polityce, i w samej Platformie zmieniło się wszystko. Zmienił się też Trzaskowski, jego pozycja w partii i znaczenie w polityce ogólnopolskiej. Dzisiaj to postać numer jeden w szeregach opozycji.

Mówi polityk Platformy, będący w partii od samego jej początku i dobrze znający prezydenta Warszawy:

Trzaskowski nie odpuści, nie złoży hołdu lennego Tuskowi. To nie jest 2014 rok, wszystko się zmieniło. Dzisiaj Rafał traktuje Tuska nie jak dawnego mistrza, tylko „dziadersa”, który powinien udać się na zasłużoną polityczną emeryturę

Inny z naszych rozmówców wskazuje, że w razie powrotu Tuska wybór pomiędzy nim a Trzaskowskim będzie wyborem przyszłości, jakiej chce dla siebie Platforma.

Przyszłością Platformy jest Rafał. A nie ma w Platformie miejsca dla dwóch takich kowbojów jak Tusk i Trzaskowski. Musimy zdecydować, kogo chcemy: człowieka z największym poparciem społecznym po stronie opozycji czy człowieka, który ma wielkie poparcie w twardym elektoracie Platformy, ale niewiele poza tym

– tłumaczy nam polityk.

W Platformie można odczuć, że bieg wydarzeń opisany przez „Wyborczą” i „Politykę” został wymierzony w obecne kierownictwo i obecnych liderów partii.

To jest scenariusz konfrontacji. W większym stopniu z Rafałem, w mniejszym z Borysem, ale konfrontacji. Nawalając się każdy z każdym, do niczego nie dojdziemy. To będzie koniec Platformy

– przekonuje w rozmowie z Gazeta.pl polityk z kierownictwa partii.

W tym samym tonie wypowiada się inny z naszych rozmówców z partii:

Trójwładza w praktyce nie działa i nie może dobrze działać. Będziemy zajmować się wewnętrzną nawalanką całej trójki, dopóki jeden z nich nie wykończy pozostałej dwójki. Kolejne zmarnowane miesiące

Źródło: gazeta.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close