Przestępstwa popełnione przez Lindę H. z powodzeniem nadawałaby się na scenariusz filmu. Niestety jej historia jest prawdziwa, a ucierpieć mogą pacjenci szpitala w Gorzowie Wielkopolskim, w którym pracuje lekarka. Przerażeni pacjenci ostrzegają mieszkańców miasta przed niebezpieczną internistką.
Wypuściła groźnego pacjenta
Historia lekarki rozpoczęła się w Lublinie. Na tamtejszej akademii medycznej, jeszcze jako mężczyzna ukończyła medycynę. Również w Lublinie zrobiła specjalizację internistyczną. Później poddała się operacji zmiany płci i w latach 90 osiadła w Nowej Zlandii. Za granicą zatrudniła się już jako psychiatra. W tym celu posłużyła się sfałszowanymi papierami. Po kilku latach pracy w szpitalu Hutt Valley awansowała i w 1996 roku była już dyrektorem oddziału psychiatrii.
Linda H. świetnie udawała psychiatrę i maskowała braki odpowiednich kompetencji. Wszystko posypało się dopiero, kiedy do szpitala trafił niebezpieczny pacjent cierpiący na schizofrenię. Lekarka podjęła decyzję o zwolnieniu mężczyzny, przez co doprowadziła do tragedii. Schizofrenik przekonany, że jego narzeczona jest szatanem, obciął jej głowę. Później twierdził, że morderstwo było jedynym sposobem na uratowanie ludzkości przed zagładą.
Zatrzymali ją po reportażu
Lekarce groziły poważne zarzuty, więc w obawie przed karą wróciła do ojczyzny. Postanowiła dalej udawać psychiatrę, więc używając tych samych podrobionych dokumentów zatrudniła się w Tworkach w szpitalu psychiatrycznym. Oszustka pracowała tam od 2003 roku. Po raz kolejny szybko awansowała i zajęła pozycję ordynatora geriatrii. Z pracy zwolniła się dopiero, gdy odnalazła ją reporterka z Nowej Zelandii. Linda H. zniknęła jak kamfora.
Zagraniczna dziennikarka zgłosiła władzom szpitala, że Linda H. nie była osobą, za którą się podawała. Ale z racji, że lekarka i tak przepadła, nikt specjalnie nie przejął się jej słowami.
Z tego powodu tamtejsza prasa nawiązała kontakt z „Gazetą Wyborczą” i przekazała dziennikowi swoje informacje. Reportaż „Gazety” na temat lekarki ukazał się w 2005 roku. Wtedy okazało się, że Linda H. jest osobą, którą policja zatrzymała za wyłudzenie kredytu i kradzież mebli w Warszawie w 2000 roku. Lekarka wyszła na wolność pod warunkiem, że będzie regularnie stawiać się w komisariacie. Jednak od kiedy wyszła, słuch o niej zaginął.
Wyrok nie przeszkodził jej w pracy
Lekarkę udało się aresztować w tym samym roku, w którym ukazał się reportaż. Dzięki odnalezieniu Lindy H. Okręgowy Sąd Lekarski wreszcie pozbawił ją prawa do wykonywania zawodu. Jednak oszustka odwołała się do Naczelnego Sądu Lekarskiego, który złagodził karę. Ostatecznie pozbawiono ją prawa do wykonywania zawodu na 4 lata. Linda H. nie uniknęła też postępowania karnego. Za posługiwanie się fałszywymi dokumentami i przestępstwa finansowe, sąd ukarał ją pozbawieniem wolności na 2 lata w zawieszeniu na 5 lat.
Jak można się było spodziewać, zaraz po upływie 4 lat, lekarka wróciła do pracy w zawodzie. „Leczyła” w całej Wielkopolsce, a wszędzie gdzie się pojawiała towarzyszyło jej mnóstwo skarg i opinii o jej wątpliwych umiejętnościach. Nie trzeba było długo czekać, żeby ponownie zagroziła zdrowiu pacjenta.
Henryk Kripluk zmarł na sepsę, po tym jak Linda H. odesłała go z wizyty do domu. Okazało się, że gorączka mężczyzny była spowodowana problemem z nerkami, a lekarka jako przyczynę objawów wskazała kręgosłup. Z tego powodu prokuratura w 2017 roku rozpoczęła przeciwko niej postępowanie o narażenie na bezpośrednią utratę życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu jednego z pacjentów.
Pacjenci są obrzeni
Linda H. pojawiła się 3 marca w szpitalu w Gorzowie Wielkopolskim. Dziennikarzom z „Wirtualnej Polski” udało się porozmawiać z rodzicami dzieci, którymi zajmowała się lekarka. O wizycie opowiedziała mama malutkiej Marysi:
Córeczka wymiotowała i miała wysoką gorączkę. Pani nie zbadała brzuszka, tylko osłuchała małą, ale w gardło spojrzała z daleka, nie zaświeciła nawet latarką. Powiedziała, że w Stanach nasącza się waciki whiskey i smaruje dziecko, żeby je rozgrzać. Narzekała, że polscy pacjenci wszystkiego się boją. Pani doktor stwierdziła, że Marysia jest zdrowa. Zachowanie lekarki wzbudziło moje wątpliwości i skonsultowałam się z lekarzem prywatnym. Powiedział, że córka ma poważną grypę żołądkową. Od razu wypisał probiotyki i leki na zbicie gorączki
Podobnie było w przypadku innej małej pacjentki. Jej mama w rozmowie z dziennikarzami powiedziała, że lekarka zajrzała do gardła dziewczynki dopiero po usilnych prośbach rodziców dziecka. Początkowo chciała wypuścić dziewczynkę do domu bez badania, mimo że mała cierpiała na poważną anginę.
Szpital nie ma zastrzeżeń
Zatrudnieniem Lindy H. jest oburzone stowarzyszenie pacjentów „Primum Non Nocere”. Jego przedstawiciel zauważył, że lekarka powinna przed zatrudnieniem przejść badania psychiatryczne. Zaznaczył również, że w sprawie powinien wypowiedzieć się Rzecznik Praw Pacjentów. Jak na razie, Rzecznik jeszcze nie wydał oficjalnego stanowiska.
Dziennikarzom „Wirtualnej Polski” udało się uzyskać komentarz rzeczniczki szpitala, która zatrudnienie Lindy H. powiązała z brakiem wystarczającej liczby lekarzy. Dodatkowo rzeczniczka wyjawiła jak wyglądał proces weryfikacji lekarki:
Dr Linda H. złożyła akces pracy w Wielospecjalistycznym Szpitalu Wojewódzkim w Gorzowie Wlkp. Zanim została zatrudniona, o opinię w jej sprawie, byli proszeni jej poprzedni pracodawcy. Żaden z pytanych nie miał zastrzeżeń co do kwalifikacji dr H. Nie ma też innych przeciwwskazań co do podjęcia z nią współpracy. Jeśli pojawią się uzasadnione skargi dotyczące jakości świadczenia przez nią usług, wówczas podejmiemy decyzję, co do kontynuacji tej współpracy
Mamy nadzieję, że Rzecznik Praw Pacjenta podejmie działania, dzięki którym chorzy poczują się bezpiecznie w gorzowskim szpitalu.
Źródło: popularne.pl