Premier Boris Johnson użyje dzisiaj całego swojego uroku, żeby przepchnąć umowę w sprawie brexitu przez brytyjski parlament, ale całkiem prawdopodobna porażka, po której nieuchronnie nastąpią przyspieszone wybory, wcale nie byłaby dla niego tragedią, piszą Emilio Casalicchio i Charlie Cooper z POLITICO
- Po nieoczekiwanym porozumieniu z Unią w sprawie brexitu, Johnsona czeka dziś w Izbie Gmin bitwa o jej zatwierdzenie
- Spodziewana porażka po sukcesie w Brukseli, może się dla niego okazać doskonałym wstępem do kampanii wyborczej
- Premier nie ukrywa, że jego celem jest rozpisanie w jak najkrótszym czasie nowych wyborów parlamentarnych
- Będzie mógł powiedzieć wyborcom: „skoro parlament zablokował realizację umowy i w ten sposób zablokował brexit, to dajcie mi więcej posłów, abym mógł dokończyć sprawę”
- Istnieje też możliwość, że posłowie zatwierdzą umowę, ale pod warunkiem, że odbędzie się w jej sprawie zatwierdzające referendum
Boris Johnson zaczął działać natychmiast, gdy tylko w czwartek sfinalizował umowę z Brukselą. Najpierw popędził na szczyt Rady Europejskiej, aby usłyszeć, że przywódcy państw członkowskich się zgadzają, a potem usiadł do telefonu i zaczął obdzwaniać najważniejszych ludzi w kraju.
Sobotnie głosowanie ma kluczowe znaczenie dla całego procesu brexitu, ale spodziewana porażka Johnsona – w połączeniu z sukcesem odniesionym w Brukseli – może się dla niego okazać doskonałym wstępem, do kampanii wyborczej, która zapewne spodoba się opinii publicznej. Będzie mógł powiedzieć: „skoro parlament zablokował realizację mojej umowy i w ten sposób zablokował brexit, dajcie mi więcej posłów, abym mógł dokończyć sprawę”.
Johnson na szczycie Rady Europejskiej był naprawdę uradowany, bo przywódcom Unii podpisanie nowego porozumienia zajęło niecałe trzy godziny.
Dla rządu, tak często oskarżanego przez opozycję (a czasami nawet przez własnych, byłych ministrów) o nieszczerość w kwestii tej umowy, zakończenie negocjacji było swego rodzaju schadenfreude. – Nikt już teraz nie będzie go atakował, mówiąc, że nie zależało mu na zawarciu umowy – powiedział jeden z pracowników urzędu premiera.
Na konferencji prasowej w czwartek wieczorem Johnson powiedział dziennikarzom: – To będzie fascynujący moment, kiedy będziemy mogli przejść do pozytywnej strony procesu brexitu. Kiedy skończy się wychodzenie, można będzie zacząć budowę. Jestem przekonany, że kiedy moi koledzy w parlamencie przeanalizują to porozumienie, będą chcieli zagłosować na nie.
Pierwsza zasada polityki
Ale jego kluczowi obecnie sojusznicy – członkowie północnoirlandzkiej Demokratycznej Partii Unionistycznej (DUP), którzy po ostatnich wyborach zgodzili się poprzeć rząd Konserwatystów – zadali mu już w czwartek rano poważny cios, oznajmiając, że ich 10 posłów nie poprze jego planów.
Umowa brexitowa dopuszcza kontrolę niektórych towarów wysyłanych z Wielkiej Brytanii do Irlandii Północnej, naruszając wyznaczoną przez Arlene Foster, przewodniczącą DUP, „nieprzekraczalną granicę” braku barier handlowych na Morzu Irlandzkim.
„Propozycje te naszym zdaniem nie są korzystne dla gospodarki Irlandii Północnej i podważają integralność Zjednoczonego Królestwa” – stwierdziła partia w pełnym irytacji oświadczeniu. Rzecznik DUP potwierdził, że jego partia nie tylko nie wstrzyma się od głosu, ale zagłosuje w sobotę przeciwko porozumieniu.
Ta decyzja wprowadza chaos w całą parlamentarną arytmetykę Johnsona. Sojusz z DUP był przez Downing Street postrzegany jako droga do uzyskania głosów 28 najbardziej „pro-brexitowych” Torysów z tzw. European Research Group, którzy odmówili poparcia umowy wynegocjowanej rok temu w Brukseli przez Theresę May. To z kolei pomogłoby przekonać około 20 posłów Partii Pracy, którzy są zwolennikami opuszczenia Unii i chcą, aby brexit doszedł do skutku.
Wiele kluczowych postaci tych frakcji zachowuje milczenie lub przynajmniej można odnieść wrażenie, że są otwarte na różne możliwości. Dla premiera to pozytywny znak.
Członkowie European Research Group spotykają się w sobotę rano, aby przedyskutować swoje stanowisko. Asystent posła z ramienia Partii Pracy powiedział, że w ich grupie więcej osób, niż można się było spodziewać, myśli o poparciu umowy. Dziewiętnaścioro z nich na początku tego miesiąca napisało do Junckera i przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, deklarując swoje poparcie dla umowy brexitowej.
Johnson zwrócił się do nich bezpośrednio oraz publicznie podczas konferencji prasowej, sugerując, że sprawy, których żądali w zamian za poparcie – kwestie związane z ochroną środowiska i prawami pracowniczymi – mogą być w ich zasięgu, jeśli w sobotę zagłosują za umową.
Partyjny przekaz dnia
Ale na tej samej konferencji prasowej Johnson dał także jasno do zrozumienia, że jeśli nie uda się przegłosować umowy w parlamencie, jest gotowy na „plan B”.
– To jest szansa na to, abyśmy zachowali się jak demokraci i wyszli z Unii 31 października – powiedział. – To szansa na skupienie się na naszych priorytetach, priorytetach Brytyjczyków: systemie ochrony zdrowia, wysłaniu 20 tysięcy policjantów na ulice, zwiększeniu funduszy na edukację w całym kraju, podwyżce płac.
To oświadczenie przypomniało, że celem premiera jest rozpisanie w jak najkrótszym czasie nowych wyborów parlamentarnych.
Jeśli przegra dziś głosowanie w Izbie Gmin – a parlamentarna arytmetyka sugeruje, że jest to prawdopodobne – będzie zmuszony do opóźnienia brexitu i najprawdopodobniej spróbuje przyspieszyć wybory.
Partie opozycyjne, które deklarowały, że poprą decyzję o wyborach dopiero kiedy będą mieć pewność, że niemożliwy jest brexit bez umowy, teraz nie będą mogły się temu przeciwstawić.
A jeśli rzeczywiście dojdzie do wyborów, Konserwatyści będą mogli prowadzić kampanię pod hasłem „Przeprowadźmy Brexit na bazie tej umowy”, choć Downing Street zaprzecza, jakoby miała gotowe przesłanie na wypadek kampanii.
– Zawsze popieraliśmy wybory – powiedział przedstawiciel urzędu premiera. – Wszystko, co mam do powiedzenia, to że możemy przeprowadzić brexit. Umowa jest gotowa.
Taka postawa naraża Torysów na ataki ze strony Partii Brexit Nigela Farage’a, który natychmiast odrzucił umowę Johnsona. Według niego to „nie jest brexit”, bo porozumienie zawiera „zobowiązanie do dostosowania przepisów” (chodzi o zobowiązanie do przestrzeganie przepisów unijnych w odniesieniu do niektórych towarów w Irlandii Północnej).
Partia Farage’a potwierdziła, że jeśli Konserwatyści zaakceptują tę umowę, to jego oferta dotycząca koalicji wyborczej między tymi dwiema partiami utraci moc (choć władze Torysów nigdy publicznie nie odniosły się do tej propozycji).
Dyscyplina przekazu
Przedstawiciele Downing Street są przekonani, że jasność i jednoznaczność ich przesłania może zapewnić im zwycięstwo w wyborach.
Partie opozycyjne nie mogą się porozumieć co do kierunku działania – w przypadku Laburzystów dochodzą do tego wewnętrzne spory dotyczące politycznego kursu. To daje nadzieję, że umowa, która może wreszcie zamienić brexit teoretyczny w brexit dokonany, pomogłaby wzmocnić rządowe hasło „zróbmy wreszcie ten Brexit” i pokonać problem stwarzany przez DUP.
– To kolejny powód, aby prezentować jedno, jasne przesłanie – powiedział jeden z wysokich partyjnych urzędników. – Sondaże wskazują, że im bardziej jednoznacznie wypełniamy naszą misję, tym większe jest prawdopodobieństwo, że zdobędziemy poparcie opinii publicznej.
Niewątpliwie Johnson i jego rząd zdani są na łaskę wydarzeń, a urzędnicy z Downing Street prywatnie przyznają, że sprawy mogą potoczyć się różnie.
Umowa może zostać po prostu dzisiaj przegłosowana. Ale może być też przegłosowana z poprawką zobowiązującą do poddania jej pod referendum. Parlamentarzyści mogą też zagłosować za przyspieszonymi wyborami – albo przedłużyć impas, jeśli umowa nie zyska poparcia.
Dokładną strategię na wypadek każdego z tych scenariuszy znają tylko ludzie z najbliższego otoczenia premiera – choć do pewnego stopnia także oni będą musieli po prostu reagować na rozwój wydarzeń.
– Nie jest jasne, czy którakolwiek opcja zyska poparcie większości – komentuje jeden z naszych rozmówców. – Będziemy musieli poczekać i zobaczyć.
Źródło: onet.pl