Jacek Kurski nie jest już szefem TVP, ale jak sam powiedział „w zasadzie nic się nie stało, poza tym, że mamy nowego świetnego prezesa”. Obowiązki przejął Maciej Łopiński, w prawach członka zarządu zawieszona została Marzena Paczuska. – Andrzej Duda został praktycznie ograny przez Jarosława Kaczyńskiego – komentuje w rozmowie z Interią dr hab. Marek Migalski, politolog z Uniwersytetu Śląskiego.
Prezydent Andrzej Duda doprowadził do dymisji prezesa TVP Jacka Kurskiego. Jego odwołanie – jak podała jako pierwsza Wirtualna Polska – było warunkiem podpisania ustawy przekazującej mediom publicznym prawie dwa miliardy złotych w ramach rekompensaty za brak wpływów z abonamentu.
Według informacji Onetu, prezydent miał uważać, że TVP go ośmiesza i nie broni jego żony.
Nowe stanowisko dla Kurskiego
Decyzja zapadła w piątek późnym wieczorem, w ostatniej chwili. Kurski został odwołany przez Radę Mediów Narodowych w głosowaniu korespondencyjnym.
Nie oznacza to jednak, że znika z Woronicza. Zostaje jako doradca zarządu. Z kolei pełnienie obowiązków prezesa Telewizji Polskiej powierzono Maciejowi Łopińskiemu, bliskiemu współpracownikowi Kurskiego i byłemu współpracownikowi Andrzeja Dudy – na początku kadencji był przez kilka miesięcy sekretarzem stanu w Kancelarii Prezydenta.
Jednocześnie w zarządzie TVP zawieszono Marzenę Paczuską, która trafiła do niego w marcu ubiegłego roku razem z Piotrem Pałką. Pałka jednak bardzo szybko przestał pełnić funkcję, bo był w sporze prawnym z TVP. Media podawały wówczas, że od ich nominacji prezydent uzależniał podpisanie poprzedniej nowelizacji abonamentowej, dającej 1,2 mld zł TVP.
Paczuską zawieszono na wniosek samego Kurskiego i trzeciego członka zarządu – Mateusza Matyszkowicza. W uzasadnieniu wniosku zarzucili jej intrygi, brak kompetencji menadżerskich i częste wstrzymywanie się od głosu.
Postawili też zarzuty polityczne. „Budowała swą pozycję zawodową na demonstrowaniu utrzymywania doskonałych relacji i licznych kontaktów z Kancelarią Prezydenta” – uważają.
„Nie informowała jednak nigdy Zarządu Spółki o jakichkolwiek zastrzeżeniach lub oczekiwaniach Kancelarii Prezydenta wobec TVP. Natomiast w chwili kryzysu w komunikacji związanym z grożącym wetem Prezydenta do ustawy rekompensatowej nie włączyła się w jakikolwiek odczuwalny sposób do walki o interes Spółki. Zaangażowała się w intrygi i dezinformowanie Głowy Państwa oraz otoczenia Prezydenta co do sposobu przedstawiania Prezydenta na antenach TVP” – wyliczają w piśmie do rady nadzorczej TVP.
„W zasadzie nic się nie stało”
Doprowadzając do dymisji Kurskiego, Andrzej Duda formalnie dopiął swego, ale został z niczym, bo w Telewizji Publicznej właściwie nic się nie zmienia.
– W zasadzie nic się nie stało, poza tym że mamy nowego, świetnego prezesa – stwierdził na wtorkowej konferencji prasowej Jacek Kurski.
– Przygotowałem wielką mowę podsumowującą moje dokonania, ale w świetle zaproszenia przez prezesa Łopińskiego do tego, żebym był doradcą zarządu, myślę, że nie ma potrzeby, bo po prostu zostaję z państwem na pokładzie, tylko już w skromnej roli doradcy zarządu, z którym będę się dzielił swoją najlepszą wiedzą – powiedział Kurski.
Z kolei Łopiński podkreślił, że pełnienie obowiązków prezesa będzie traktował „jako czasowe oddelegowanie z rady nadzorczej” (funkcję przewodniczącego Rady Nadzorczej TVP pełni od lutego 2017 r.).
– Dymisja Jacka Kurskiego służyła temu, aby Andrzej Duda mógł pokazać swoim wyborcom: „okej, podpisałem ustawę, pieniądze idą na telewizję publiczną, ale dzięki tej decyzji jestem w stanie coś w niej zmienić”. Teraz jednak okazuje się, że tego typu myślenie nie znajdzie odzwierciedlenia w rzeczywistości. Jeżeli człowiek doprowadza do odwołania Jacka Kurskiego, a potem okazuje się, że Kurski zostaje w tej samej instytucji, ale w trochę innej roli, to chyba jednak nie o to prezydentowi chodziło. To nie jest dobry dzień dla Andrzeja Dudy – komentuje w rozmowie z Interią dr Olgierd Annusewicz, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
„Duda został ograny przez Kaczyńskiego”
Eksperci nie mają wątpliwości, że przetasowania w Telewizji Publicznej to efekt konfliktu wewnątrz PiS, między różnymi obozami.
– W rozgrywce między Jarosławem Kaczyńskim a Andrzejem Dudą ostatecznie sprytniejszy okazał się Kaczyński. Ten manewr pokazuje, że prezydenta – używając medycznego sformułowania – „zbypassowano”, czyli formalnie PiS poszło mu na rękę, dymisjonując Kurskiego, a faktycznie on zachował w dalszym ciągu wpływy. To samo można powiedzieć o Macieju Łopińskim, a nominatka Andrzeja Dudy w TVP Marzena Paczuska została zawieszona w pełnieniu obowiązków – mówi w rozmowie z Interią dr hab. Marek Migalski, politolog z Uniwersytetu Śląskiego.
– To by oznaczało, że Andrzej Duda praktycznie został ograny przez Jarosława Kaczyńskiego. Użyłem na Twitterze takiego sformułowania, które jest niespecjalnie eleganckie i przepraszam wszystkich panów, ale to jest tak, że Kura z Kaczorem wystrychnęli kogoś na Dudka. Taki jest rzeczywiście bilans tej potyczki – podkreśla ekspert.
Zdaniem politologa, sprawa TVP pokazuje, że konflikt na linii Kaczyński-Duda jest coraz bardziej realny, a jego skutki mogą być daleko idące.
– Od dłuższego czasu twierdzę, że w interesie Kaczyńskiego jest przegrana Dudy i to tylko potwierdza, że Kaczyński może chcieć przyczynić się w tej kampanii wyborczej do jego porażki. To by oznaczało, że konflikt będzie narastał w przypadku wygranej Andrzeja Dudy, bądź doprowadzi do przegranej Dudy, jeśli on by wybuchł z całą mocą jeszcze przed wyborami. To jest bardzo poważne pęknięcie w obozie władzy. Być może – na początku kontrolowany – konflikt wymknął się spod kontroli i dzisiaj zagraża spoistości całego obozu – przekonuje Migalski.
Przekaz TVP się nie zmieni
Według naszego rozmówcy, ostatnie wydarzenia nie wpłyną na wyraźną zmianę przekazu TVP.
– Myślę, że będzie tak samo, albo trochę mniej udolnie, albo trochę mniej nieudolnie, bo przecież ta telewizja jest kanałem reklamowym prezydenta. Zarówno nadzieje Andrzeja Dudy na to, że wizerunek się mu poprawi i nadzieje opozycji, że dojdzie tam do jakiegoś załamania poparcia Dudy, są tak samo nieuzasadnione – uważa politolog.
Źródło: interia.pl