Wiadomości

Incydent lotniczy z prezydentem na pokładzie. „Taki trochę Smoleńsk”

Załoga samolotu, którym w czerwcu 2020 r. leciał Andrzej Duda, popełniła wiele błędów, chcąc za wszelką cenę wylądować w Lublinie. Dla pilotów był to pierwszy lot o statusie specjalnym – czytamy w raporcie, do którego dotarła Wirtualna Polska.

Incydent lotniczy z prezydentem na pokładzie. "Taki trochę Smoleńsk"

  • Piloci szybko zmieniali decyzję o rodzaju podejścia do lądowania. Nie przygotowali jednak maszyny w odpowiedni sposób do zmiany planów
  • Eksperci wytykają różne błędy pilotów. – Wypuszczanie pełnych klap na 200 stopach też jest niedopuszczalne – mówią
  • – Taki trochę Smoleńsk. Lądowanie za wszelką cenę. Całe szczęście tym razem w dobrej pogodzie – stwierdza jeden z pilotów

Początek czerwca ubiegłego roku był dla Andrzeja Dudy nerwowym okresem w czasie kampanii wyborczej. Sondaże wskazywały, że prezydent tracił poparcie na rzecz Rafała Trzaskowskiego. Sztab wyborczy głowy państwa pracował pełną parą, a Duda odwiedzał po kilka miejscowości dziennie.

Samolot embraer z prezydentem na pokładzie wystartował z podszczecińskiego Goleniowa o godz. 13:17. Lądowanie w Lublinie miało się odbyć o 14:09. Problemy zaczęły się kilka minut wcześniej.

Ponieważ samolot miał wylądować na innym pasie, piloci szybko zmienili sposób podejścia do lądowania na trudniejszy. Nie wykonali jednak briefingu nowego podejścia.

– Na ich miejscu powiedziałbym, że potrzebuję pięciu minut nad Lublinem, wszystko bym przygotował i podchodziłbym na spokojnie do lądowania. A oni nagle zaczęli przeprowadzać kompletnie nieprzygotowany manewr – mówi Dominik Punda, który wylatal 15 tys. godzin.

Inny ekspert również punktuje kolejne błędy pilotów. – Wypuszczanie pełnych klap na 200 stopach też jest niedopuszczalne. Widać, że chłopaki mieli ciśnienie, żeby za wszelką cenę wylądować. Celowe ignorowanie kryteriów stabilizacji jest tym bardziej karygodne, że ich było w kokpicie trzech i żaden nic nie powiedział – twierdzi jeden z rozmówców Wirtualnej Polski.

W odległości 9,5 mn. od lotniska piloci gwałtownie obniżyli wysokość maszyny. – W trakcie zniżania nie powinno się przekraczać wartości 1000 stóp na minutę. Oni mieli w pewnym momencie 2300! – analizuje Punda.

„Taki trochę Smoleńsk. Lądowanie za wszelką cenę”

Potem załoga podjęła decyzję o kolejnej zmianie próby podejścia do lądowania. Po chwili włączyła autopilota.

– Wtedy już im się kompletnie wszystko rozsypało. Byli za blisko pasa, mieli za mało czasu, już dawno powinni mieć pełną konfigurację samolotu, żeby w ogóle rozpocząć lądowanie, a oni na 300 stopach – mówi ekspert.

– Taki trochę Smoleńsk. Lądowanie za wszelką cenę. Całe szczęście tym razem w dobrej pogodzie – dodał inny z pilotów.

Dziennikarz Wirtualnej Polski usiłował zapytać o incydent Kancelarię Prezydenta, Polską Agencję Żeglugi Powietrznej, i PLL LOT. Kancelaria stwierdziła, że nie posiada na ten temat informacji. Agencja Żeglugi Powietrznej nie zareagowała na pytania. PLL LOT przesłały jedynie oświadczenie. „Stosowana przez Pana praktyka zadawania pytań z tezą i pozostawiania kilku godzin na odpowiedź pod groźbą publikacji jest nie do przyjęcia. Nie zamierzamy temu szantażowi ulegać” – czytamy.

Źródło: onet.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close