Paweł L. (24 l.) działał jak w amoku. Najpierw podjechał pod dom swojej byłej partnerki Doroty, a gdy ją zobaczył w towarzystwie 3-letniego synka, natychmiast kazał im wsiąść do samochodu. Przerażona kobieta nie odmówiła, jednak po kryjomu powiadomiła o porwaniu policję.
Telefon od porwanej kobiety, postawił policję na równe nogi. Ruszył pościg. W okolicach Pruszcza Gdańskiego na dźwięk syren napastnik wyskoczył z auta i uciekł. Co się z nim stało? Pomimo obławy, w której udział wzięły policyjne śmigłowce – do zamknięcia tego wydania Faktu nie udało się go złapać.
Do porwania zapewne by nie doszło, gdyby sąd nie wypuścił Piotra L. na wolność! W ubiegłym roku nafaszerowany narkotykami mężczyzna wpadł na podwórko domu swojej partnerki, ściągnął z rowerka drugiego z ich synków i wpakował go do swojego auta. Przerażona matka chłopca zaalarmowała policję. Do akcji wkroczyła brygada antyterrorystyczna. Policyjni komandosi otoczyli auto, które stało w środku lasu. Przybył też negocjator. Przez 2 godziny przekonywał Piotra L., by się poddał. I udało się! Po tym zdarzeniu sąd skazał go na 2 lata więzienia i zakaz zbliżania się do swojej byłej partnerki.
– Na wyrok czekał w areszcie, ale potem z niego wyszedł. Nie rozumiem, jak to możliwe, że chodził wolno. Przecież wczorajszego porwania można było uniknąć – mówi Faktowi zbulwersowana babcia uprowadzonego chłopca.
1
Choć sąd był łaskawy i wypuścił Piotra L. (34 l.) z aresztu, mężczyzna nie wyciągnął ze sprawy żadnej życiowej lekcji
2
W ubiegłym roku Piotr L. uprowadził 5-letniego Wiktorka. W czwartek taki sam los spotkał jego 3-letniego braciszka
3
Mężczyzna jest poszukiwany od czwartku
4
Piotr L. porwał swoją byłą partnerkę i ich dziecko przed samym domem w Gołębiewie, niewielkiej miejscowości pod Pruszczem Gdańskim
Źródło: fakt.pl