Wiadomości

Dorota nie żyje. Co się wydarzyło w karetce

Miała mieć nowe serce i nowe życie. Dorota Bohatyrewicz (44 l.) z Białegostoku z miejscowego szpitala miała trafić do kliniki w warszawskim Aninie karetką w asyście policji. Ten transport okazał się tragiczny w skutkach. Policjanci zawiadomili prokuraturę, bo ich zdaniem personel karetki nie był zainteresowany pacjentką, a sam pojazd nie był w pełni sprawny. Pani Dorota zmarła.

– Nie mogę tego przeboleć. Miała mieć przeszczep. A zmarła nie z powodu choroby, tylko niedotlenienia mózgu. Okazało się, że doszło do zatrzymania akcji serca w transportującej karetce – mówi pan Jarosław, mąż pacjentki. – Zostałem sam z trójką dzieci. Miałem piękną żonę, one wspaniałą matkę, mieliśmy taką cudowną codzienność. Teraz jest ból, smutek i niedowierzanie, że mogło Dorotę spotkać coś tak potwornego – dodaje.

18 czerwca pani Dorota była w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku, aby ustawić nowy lek. Nagle gorzej się poczuła. Podłączono ją do tlenu i zdecydowano o transporcie do Anina. Śmigłowiec został wykluczony, bo nie mieściło się do niego urządzenie, do którego była podłączona pacjentka. – Chora została przygotowana do transportu w sposób profesjonalny, wykorzystujący wszystkie możliwości, jakie daje współczesna medycyna. Ponadto lekarze z USK ponadstandardowo poprosili o wsparcie policji, by usprawnić transport pacjentki do Warszawy – wyjaśnia Katarzyna Malinowska-Olczyk z USK.

To policjanci zawiadomili prokuraturę o nieprawidłowościach podczas transportu. Z zeznań wynika, że lekarz nie udzieliła fachowej pomocy, a wręcz „nie była zainteresowana losem pacjentki”. Miała jechać przy kierowcy, zamiast z pacjentką. Kiedy pacjentka się zatrzymała, po reanimacji miała palić papierosy przy karetce. Prokuratura sprawdza także, czy pojazd był prawidłowo wyposażony, bo w trakcie transportu w karetce miał skończyć się tlen, który był niezbędny do uratowania pani Doroty.

Dodatkowo okazało się, że kierowca karetki nie miał uprawnień do kierowania pojazdem uprzywilejowanym i nie był ratownikiem medycznym. Za to ratownik medyczny miał takie uprawnienia. Zamiast zajmować się chorą, prowadził więc karetkę. Policjanci musieli pomóc także z wyciąganiem noszy z karetki, bo jej obsługa sobie z tym nie radziła. Sygnały w karetce miały nie działać prawidłowo, a sam pojazd nie miał specjalistycznego zasilania energetycznego.

– To zupełne bzdury. Tlen się skończył, ale mieliśmy drugą butlę. Musieliśmy przepiąć reduktor. Pani doktor była przy pacjentce. Przewóz był realizowany prawidłowo – odpiera zarzuty Michał Brzeski z firmy M Medica, do której należy karetka. Teraz pojazd jest w remoncie.

– Dorota do Anina trafiła w stanie krytycznym. Sina z niedotlenienia. Po 10 dniach została odłączona od aparatury, bo jej mózg nie żył – tłumaczy mąż zmarłej.

– Prowadzimy śledztwo w kierunku błędu w sztuce lekarskiej – mówi Wojciech Zalesko, szef Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe.

1

Dorota nie żyje. Co się wydarzyło w karetce
Miała mieć nowe serce i nowe życie. Dorota Bohatyrewicz (44 l.) z Białegostoku z miejscowego szpitala miała trafić do kliniki w warszawskim Aninie karetką w asyście policji.

2

Dorota nie żyje. Co się wydarzyło w karetce
Ten transport okazał się tragiczny w skutkach. Policjanci zawiadomili prokuraturę, bo ich zdaniem personel karetki nie był zainteresowany pacjentką, a sam pojazd nie był w pełni sprawny. Pani Dorota zmarła po 10 dniach.

3

Dorota nie żyje. Co się wydarzyło w karetce
– Nie mogę tego przeboleć. Miała mieć przeszczep. A zmarła nie z powodu choroby, tylko niedotlenienia mózgu. Okazało się, że doszło do zatrzymania akcji serca w transportującej karetce – mówi pan Jarosław, mąż pacjentki.

4

Dorota nie żyje. Co się wydarzyło w karetce
– Zostałem sam z trójką dzieci. Miałem piękną żonę, one wspaniałą matkę, mieliśmy taką cudowną codzienność. Teraz jest ból, smutek i niedowierzanie, że mogło Dorotę spotkać coś tak potwornego – dodaje.

Źródło: fakt.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close