Wiadomości

Donald Tusk od dawna nie wierzył już w swoje zwycięstwo w wyborach prezydenckich

Jasna deklaracja Donalda Tuska, że nie będzie kandydował na prezydenta Polski, kończy wlekący się niemiłosiernie suspens. Szef Rady Europejskiej już wcześniej dawał sygnały, że rezygnuje z walki o prezydenturę. Patrząc chłodno, Tusk potrzebowałby cudu, aby wygrać walkę z Andrzejem Dudą.

Donald Tusk od dawna nie wierzył już w swoje zwycięstwo w wyborach prezydenckich

Tusk przyspieszył ogłoszenie swojej decyzji. Pierwotnie miał to zrobić 2 grudnia – w dzień po zakończeniu swojego urzędowania w fotelu szefa Rady Europejskiej. Zrobił to dość niespodziewanie już we wtorek.

Ta decyzja jednak zapadła sporo wcześniej. Kiedy? Po wyborach europejskich, w których Donald Tusk stanął po stronie opozycji. Do 26 maja tego roku Tusk autentycznie jeszcze wierzył w wygraną opozycji. Były to przecież wybory dla opozycji najłatwiejsze i nawet minimalne pokonanie PiS-u dawało nadzieję, na zmianę dynamiki i w efekcie na pozbawienie PiS-u samodzielnej większości w wyborach parlamentarnych sprzed paru tygodni.

Tusk wierzył w taki scenariusz, zwłaszcza, że cały antyPiS zjednoczył się – zgodnie z jego zamysłem – w wielką Koalicję Europejską. Ten wielki blok z PiS-em przegrał w wyborach europejskich. Po tej porażce zapał Tuska do wspierana opozycji, a już zwłaszcza tej pod wodzą Grzegorza Schetyny stojącego na czele Platformy Obywatelskiej, wyparował. W kampanię do polskiego Sejmu Tusk już się nie zaangażował. Wspierał pakt senacki i przyjął w gabinecie Małgorzatę Kidawę-Błońską, którą osobiście lubi. Ale na tym koniec. Na żadnym wiecu już nie wystąpił. Po prostu: nie chciał brać udziału w porażce.

Przez ostatnie miesiące Donald Tusk z rozbawieniem przyjmował hołdy i nawoływania, że musi dosiąść białego konia. Sam doskonale znał swój malejący potencjał w krajowej polityce. Zaczął za to inwestować w relacje z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. To prezesa PSL nie wprost, ale między wierszami, poparł kilka dni temu, mówiąc, że opozycja potrzebuje kandydata, który zabierze wyborców PiS-owi. Sam nie ma na to najmniejszych szans, a Kosiniak-Kamysz pasuje do tego modelu jak ulał.

Dziś Tusk stwierdził klarownie: – Po głębokim namyśle podjąłem decyzję, że nie będę kandydował w zbliżających się wyborach prezydenckich. Ogłaszam tę decyzję dzisiaj, bo czas nagli, a nie chciałbym w żaden sposób utrudniać opozycji procesu wyłaniania kandydata. Uważam, że możemy te wybory wygrać, ale do tego potrzebna jest kandydatura, która nie jest obciążona bagażem trudnych, niepopularnych decyzji, a ja takim bagażem jestem obciążony od czasów, kiedy byłem premierem. Tym bardziej, że nie zamierzam się tych trudnych decyzji wypierać. Chcę też podkreślić, że będę bardzo mocno wspierał opozycję w tych wyborach i że wykorzystam każdą możliwość, aby nadal wzmacniać pozycję Polski w Europie i na świecie.

W słowach Tuska jest paradoks, bo przecież nie ma w łonie PO i PSL znanego polityka, który nie byłby obciążony niepopularnymi decyzjami z czasów rządów tej partii. Hipotekę ma i Władysław Kosiniak-Kamysz, któremu Tusk kibicuje, i Małgorzata Kidawa-Błońska. Wszyscy byli twarzami choćby podwyższania wieku emerytalnego. Sam Tusk ma ją jednak obciążoną najbardziej. Podjął więc racjonalną decyzję.

Kwestią otwartą jest, jak będzie wyglądać „mocne wsparcie dla opozycji”, które dziś obiecał. W PSL-u liczą, że będzie to namaszczenie Władysława Kosiniaka-Kamysza, co zwiększyłoby jego szanse na wejście do II tury wyborów prezydenckich. W Platformie rośnie w siłę fronda przeciwko Grzegorzowi Schetynie, która liczy na Tuska, bo chce usunąć Schetynę z fotela szefa PO.

Dziś dla opozycji – tak PSL-u, jak i samej Platformy – Tusk w aktywnej i bieżącej polityce nie jest nikomu potrzebny. Ani jako kandydat na prezydenta, bo zamknąłby drogę do budowania własnej pozycji Małgorzacie Kidawie-Błońskiej. Ani dla PSL-u, bo jego start oznaczałby rywalizację z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. Ani Schetynie, bo powrót Tuska oznaczałby rychły koniec dzisiejszego szefa PO. Ani frondystom w Platformie, bo zamknąłby im drogę do nowego otwarcie w partii. Wszyscy oni przyjmą od Tuska poparcie, ale nikt miejsca mu ustąpić – wbrew publicznym deklaracjom – nie chciał.

Źródło: gazeta.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close