Komisja Europejska pozwała do sądu firmę AstraZeneca, angielsko-szwedzkiego giganta farmaceutycznego, domagając się, by dostarczył albo gotową szczepionkę albo „substancję aktywną” z dwóch brytyjskich fabryk, wymienionych w kontrakcie zawartym z UE. Do właściwej konfrontacji dojdzie 26 maja, gdy w Brukseli odbędzie się całodniowe przesłuchanie w sprawie, której Unia potrzebuje zarówno dla zapewnienia sobie szczepionek, jak i pokazania, że żaden producent leków nie będzie nią pomiatać, pisze Jillian Deutsch z POLITICO.
- Umowa z Unią chroni AstraZenekę przed roszczeniami z powodu opóźnień w dostawach, ale Bruksela jest tak wściekła, że postanowiła tę umowę naruszyć, by pozwać AZ za to, że tę właśnie umowę naruszyła
- Jednak według belgijskiego prawa, zrzeczenie się roszczeń nie może upoważnić strony do ignorowania kluczowych zapisów umowy – w tym przypadku terminarza dostaw
- AstraZeneca argumentuje, że „dołożyła wszelkich starań”, by dostarczyć dawki, Komisja musi więc dowieść, że jednak nie dołożyła, przez co złamała umowę
- Pozew nie spowoduje, iż powstanie więcej dawek i nawet jeśli Unia wygra proces, to AstraZenece nie przybędzie od tego szczepionek gotowych do dostarczenia
- Z powodu zakazu stosowania tej szczepionki w wielu krajach u młodszych pacjentów, jej zapasy rosną i wkrótce deficyt AstraZeneki przestanie być problemem
AstraZeneca wniesie o oddalenie pozwu powołując się na kontrakt z Komisją, w którym wprost zapisano, że Unia nie będzie pozywać firmy za opóźnienia dostaw.
Zapis w umowie stanowi, że Komisja i państwa członkowskie „zrzekają się roszczeń wobec AstraZeneca mogących wyniknąć albo związanych z opóźnieniami dostaw szczepionki objętej niniejszą umową”.
Fakt, że mimo to Komisja próbuje drogi sądowej, dowodzi, jak bardzo urzędnicy unijni są wściekli na firmę, że nie była w stanie dostarczyć wielu milionów uzgodnionych dawek. Oraz tego, że wzajemne stosunki tak się pogorszyły, że wydają się nie do naprawienia. Ironia całej sytuacji polega zaś na tym, że Komisja narusza umowę z AstraZeneca, by pozwać firmę za to, że naruszyła tę samą umowę.
– Jeśli Unia chce większych dostaw szczepionek w jak najkrótszym czasie, to pójście na drogę sądową nie jest idealnym sposobem, by to osiągnąć. Spór trwa już większą część tego roku, zakładam więc że UE jest zdesperowana i chce jak najszybciej posunąć sprawy do przodu – powiedział Carl Tobias, profesor prawa z uniwersytetu w Richmond w Wirginii.
Jeśli spojrzymy od praktycznej strony, to pozew nie spowoduje, iż powstanie więcej dawek. Unia może nawet wygrać proces, ale od tego firmie AstraZeneca nie przybędzie szczepionek gotowych do dostarczenia.
Czy szczepionka jest jeszcze problemem
Nawet jeśli sąd przyjmie przyspieszony tryb, to nie zdoła wydać orzeczenia przed przesłuchaniem 26 maja. A do tego czasu niektóre kraje Unii mogą już mieć nadwyżkę dawek, bowiem w wielu z nich szczepionkę AstraZeneca podaje się tylko starszym obywatelom z powodu potencjalnego, choć bardzo niewielkiego ryzyka zakrzepicy.
Fińskie władze twierdzą na przykład, że wkrótce mogą być zmuszone anulować zamówienia, bo podają szczepionkę tylko osobom powyżej 65 roku życia, a większość z nich już została zaszczepiona. Tymczasem Dania całkowicie wstrzymała stosowanie szczepionki i wysyła część swoich zapasów do sąsiednich krajów.
Sébastien De Rey z uniwersytetu w Leuven w Belgii uważa, że Komisja faktycznie chce uzyskać więcej dawek. Ale zarazem jest też prawdopodobne, iż Unia chce pokazać Astrze i innym producentom, że Komisja nie da się zapędzić w kozi róg i wysyła komunikat: podchodzimy do sprawy poważnie.
Komisja ze swej strony upiera się, że pozew ma na celu wyłącznie uzyskanie obiecanych dawek.
– Celem jest otrzymanie dawek, do których mamy prawo – powiedział rzecznik Komisji Stefan De Keersmaecker.
Argumentacja Komisji przedstawiona w kwietniu przez jej pełnomocnika Rafaela Jafferaliego podczas wstępnego wysłuchania stron przed belgijskim sądem pierwszej instancji brzmi: firma nie wykorzystuje wszystkich fabryk wymienionych w umowie.
Jak dotąd tylko dwa zakłady odpowiedzialne za substancję czynną położone w Unii i jeden zapasowy zakład w USA, produkowały tę substancję na użytek szczepionek przeznaczonych dla UE. Dwa zakłady w Wielkiej Brytanii wymienione w umowie nie produkowały substancji czynnej dla UE.
Adwokat AstryZeneki Hakim Boularbah kontrargumentuje, że firma nie ma obowiązku wykorzystywać wszystkich zakładów. Angielsko-szwedzka firma upiera się, że „w pełni przestrzega” umowy o zakupie i dodała, że produkcja szczepionek jest „trudna”.
Ale Unii takie tłumaczenie nie zadowala. Podkreśla, że AstraZeneca, z umówionych 180 mln dawek na drugi kwartał, dostarczy tylko 70 mln. A w poprzednim okresie – do końca marca – dostarczyła tylko 30 mln zamiast 120 mln.
Proces
Sedno postępowania przed sądem będzie się sprowadzać do tego, co jest zapisane w umowie.
Jak powiedział Marcel Fontaine, profesor prawa z uniwersytetu w Louvain, oczekiwano, że AstraZeneca powoła się na paragraf 15.1.e umowy, w którym Komisja i kraje UE zrzekły się ewentualnych roszczeń wynikających z opóźnienia dostaw. Sąd mógłby wtedy uznać, że Unia nie ma prawa do pozwu.
– I na tym sprawa by się zamknęła – powiedział.
Ale podczas wstępnego wysłuchania stron AstraZeneca nie powołała się na tę klauzulę, choć może uczynić to na późniejszym etapie. – Zaskakuje mnie to, być może ktoś im doradził, że mają małe szanse na uznanie tego zapisu – powiedział Fontaine.
A to dlatego, że belgijskie prawo stanowi, iż takie zrzeczenie się roszczeń nie może upoważnić strony do ignorowania kluczowych zapisów umowy – w tym przypadku terminarza dostaw. Komisja na tej podstawie mogłaby argumentować, że klauzula nie może pozwalać AstrzeZenece po prostu unieważnić podpisanego przez obie strony terminarza.
Zamiast tego firma skupiła się w swojej argumentacji na tym, iż „dołożyła wszelkich starań”, by dostarczyć dawki – powtórzyła w ten sposób niesławne już zdanie wypowiedziane przez prezesa Pascala Soriota. Ja wyjaśnia Fontaine, Komisja musi więc dowieść, że firma nie dołożyła wszelkich starań, by dostawy były punktualne.
W tym kontekście sędzia może zbadać sprawę porównując dostawy AstryZeneki z innymi producentami. Obraz nie jest dla anglo-szwedzkiej firmy zbyt korzystny. Do końca pierwszego kwartału Moderna dostarczyła obiecane 10 mln dawek. BioNTech/Pfizer dostarczył w tym samym okresie 7 mln dawek ponad plan, a w drugim kwartale dostarczy 50 mln ponad przewidzianą liczbę. Nie jest za to jasne, czy Johnson & Johnson dostarczy wszystkie z obiecanych 55 mln dawek.
AstraZeneca dostarczyła od początku roku 34 mln dawek i do końca czerwca planuje dostarczenie zaledwie jednej trzeciej z obiecanych 300 mln.
Tobias ocenia te liczby jako „dość szokujące”, zwłaszcza w porównaniu z osiągnięciami unijnego prymusa, czyli konsorcjum BioNTech/Pfizer.
Co dalej
Nawet jeśli Komisja ma silną podstawę prawną swojego działania, nie jest jasne, co ewentualna wygrana może tak naprawdę dać.
Pytany o to De Keersmaecker nie chciał spekulować, co się stanie, jeśli AstraZeneca po prostu nie ma więcej dawek, które mogłaby dostarczyć Unii. I ciągle ma opóźnienia w dostawach.
– Nie jest niemożliwe, że firmie uda się osiągnąć cel – powiedział.
Umowa z Komisją przewiduje, że do końca kwietnia miało do Unii trafić w sumie 300 mln dawek. Nie trafiło i Komisja nie ma wiele opcji do wyboru. Unia może zerwać umowę, ale to, jak wskazuje De Rey, oznacza, że będzie miała zero dodatkowych dawek.
Według Fontaine’a sąd raczej nie zmusi AstryZeneki do przekierowania dostaw przewidzianych pierwotnie dla innych. To bowiem zmusiłoby firmę do złamania innych umów.
Tobias kreśli inny scenariusz: UE poprosi sędziego by nakazał firmie zapłacić koszty, jakie powstały w wyniku złamania umowy – np. na podstawie kosztów zdobycia zamienników. – Można prawdopodobnie ustalić, ile kosztowałoby teraz kupno na rynku dawek od Pfizera czy Moderny – powiedział.
Tak czy owak postępowanie przed sądem może potrwać długo.
– Procesy trwają długo. Nawet jeśli UE miałaby w końcu wygrać, AstraZeneca może złożyć apelację. Tak więc jeśli nawet Komisja ostatecznie wygra, to nie zdarzy się bardzo szybko – powiedział Tobias.
Źródło: onet.pl