Relacje z Francją były do tej pory de facto zamrożone. Inna sprawa, że były zamrożone z winy obu stron. Przypomnę, że przez rok nie mieliśmy ambasadora w Paryżu. Powinniśmy jednak zwrócić uwagę na inną kwestię – powiedział „SE” Witold Jurasz, publicysta, b. dyplomata
-„Super Express”:- Prezydent Francji Emmanuel Macron odwiedził Polskę. Pańskim zdaniem to ważne wydarzenie czy tylko kurtuazyjna wizyta? Opinie są podzielone…
– Witold Jurasz: – Relacje z Francją były do tej pory de facto zamrożone. Inna sprawa, że były zamrożone z winy obu stron. Przypomnę, że przez rok nie mieliśmy ambasadora w Paryżu. Powinniśmy jednak zwrócić uwagę na inną kwestię.
– Jaką?
– Na nadmierną ekscytację wizytą prezydenta Francji. To mnie trochę martwi.
– Dlaczego?
– Jeżeli dla nas wizyta Macrona jest tak wielkim wydarzeniem, jak można odnieść chwilami wrażenie, to jesteśmy w marnej sytuacji. Tylko kraje bez znaczenia przeżywają to, że ktoś je odwiedza.
– Ta wizyta może coś zmienić?
– Wizyty prezydentów i premierów są normalną częścią relacji. Choć bywa, że spotkania na szczycie są zwieńczeniem, albo początkiem jakiegoś etapu. W Unii Europejskiej takimi spotkaniami co do zasady nikt się jednak nie ekscytuje. W relacjach np. niemiecko-francuskich tych spotkań jest tyle, że to jest po prostu standard.
– W relacjach polsko-francuskich to nie był standard. Może stąd większe zainteresowanie i oczekiwania?
– Te relacje nie były najlepsze także dlatego, że mamy z Francją sprzeczne interesy. Zwłaszcza pod względem bezpieczeństwa. Nie usłyszałem niczego, co może świadczyć o tym, że cokolwiek zmieni się w tym zakresie. Nie po drodze nam także w sferze relacji europejskich.
– To znaczy?
– Pomysły na przyszłość UE, a w zakresie bezpieczeństwa kwestię stosunku do Rosji. W obu wspomnianych wymiarach Francja prowadzi niekorzystną dla nas politykę. Z wizyty prezydenta Macrona wyciągam tylko jeden wniosek.
– Mianowicie?
– Nie usłyszałem niczego, co zwiastowałoby jakieś większe zmiany w polityce Paryża. Macron wypowiadał się dyplomatycznie, ale żadnej istotnej zmiany nie wyczułem. Problem polega na tym, że Francja w odróżnieniu od Niemiec usiłuje lewarować swoje wpływy przez bliskie relacje z Rosją. Niemcy budują co prawda Nord Stream 2, ale w innych sprawach działają wobec Rosji stanowczo. I choć też próbują lewarować swoje wpływy, to jednak nie przez zbliżenie z Moskwą. Raczej przez to, że usiłują być państwem, które jest w stanie się dogadywać ze wszystkimi. To są dwie różne jakości. A wniosek z tego wynikający jest taki, że zawsze ważniejsza będzie dla nas wizyta kanclerz Merkel w Polsce.
– Gdyby jednak udało się poprawić relacje polsko-francuskie to byłoby to jednak korzystne?
v\- Oczywiście, że tak. Jeżeli da się trochę zyskać, coś załagodzić? Można zagrać na tym, że prezydent Macron jest czuły na PR i dać mu coś, co spowoduje, że przesunie się w naszą stronę. Nie wiem jednak, czy nasi politycy potrafią przekładać potrzeby na język konkretów. Dramatem polskiej polityki zagranicznej jest to, że jedna strona chce, żeby ze wszystkimi było miło, druga uważa, że to nie ma znaczenia, czy jest miło, za to obydwie zapominają, że niezależnie czy jest miło czy niemiło to koniec końców chodzi o konkrety.
– Reanimacja formatu weimarskiego to dobry koncept?
– Jak najbardziej. W dyplomacji liczy się pewna symbolika. Jeżeli spotykają się szefowie najważniejszych państw i Polska jest wśród nich to samo to jakoś symbolicznie nas wzmacnia. Macron jakiś czas temu mówił o tym, że Polskę należy zaprosić do grona państw decydujących o przyszłości Europy. Tyle, że – znów – brzmi to ładnie, ale pytanie, czy poza wymiarem symbolicznym będzie miało to jakiś konkretny wymiar.
Rozmawiała Sandra Skibniewska
Źródło: se.pl