Wiadomości

Była dziewczyna zamachowca z Brześcia: on nigdy nikogo nie uderzył

– Nie wiem, ile miał za sobą prób samobójczych, ale w szpitalu był łącznie mniej więcej osiem razy – mówi w wywiadzie dla Onetu Dominika Krajewska, która do niedawna była dziewczyną Marka N. Młody mężczyzna w poniedziałek wtargnął z kominiarką na twarzy do szkoły w Brześciu Kujawskim pod Włocławkiem, gdzie postrzelił dwie osoby i użył materiału wybuchowego.

Była dziewczyna zamachowca z Brześcia: on nigdy nikogo nie uderzył

  • Para zerwała ze sobą kilka miesięcy temu. Kobieta poznała Marka na tyle, by go teraz publicznie bronić
  • Dominika Krajewska przyznaje jednak, że nie wie, czemu doszło do strzelaniny w Brześciu
  • – Zdarzało mu się iść ulicą i jeśli ktoś na niego spojrzał, to Marek zachodził w głowę, czemu ta osoba na niego patrzy, czy go ocenia, czy go zaraz wyśmieje – mówi

Mikołaj Podolski, dziennikarz Onetu: Kiedy poznała pani Marka?

Dominika Krajewska, 18-latka z Łodzi, była dziewczyna Marka N.: W styczniu 2017 r. To było w szpitalu psychiatrycznym dla dzieci i młodzieży w Warcie. Przebywałam tam wtedy trzy tygodnie. Gdy wrócił tam z przepustki, to do mnie podszedł i zaczęliśmy rozmawiać. Tak zaczęła się nasza przyjaźń.

Jakie wrażenie sprawiał na początku?

Od razu coś mnie w nim urzekło. Był spokojny, wycofany, cichy. Od razu poczułam, że to jest dobry chłopak. Złapaliśmy tematy do rozmowy. Już w szpitalu mnie pocieszał i wspierał, mimo że byłam mu zupełnie obcą osobą. Potrafił się otwierać, jeśli dało mu się czas i szansę.

Znajomość w końcu przerodziła się w miłość.

Tak. Przez rok się przyjaźniliśmy, a od 30 kwietnia 2018 r. byliśmy parą. Związek zakończył się w lutym tego roku, kiedy Marek wyszedł ze szpitala.

Długo tam przebywał?

Długo. Marek przebywał w kilku szpitalach. Jeśli dobrze pamiętam, to jeden z jego pobytów trwał nawet około sześciu miesięcy. Wiem, że pierwszy raz trafił do szpitala, gdy był w trzeciej klasie gimnazjum. Nie wiem, ile miał za sobą prób samobójczych, ale w szpitalu był łącznie mniej więcej osiem razy.

Jaki Marek był dla pani?

Zawsze mogłam na nim polegać. Był wycofany społecznie i miał silne stany lękowe, a mimo to spotykał się ze mną. Nawet wtedy, kiedy się mnie bał. Przyjeżdżałam do niego i wyciągałam go na zewnątrz. Chodziliśmy po parkach i okolicach jego domu. Najpierw jechałam pociągiem do Włocławka, tam odbierali mnie jego mama i ojczym, a potem zawozili do Brześcia. Po pewnym czasie Marek sam do mnie przyjeżdżał, pociągiem.

Dlaczego się państwo rozstali w lutym?

To była jego decyzja. Pod koniec jego ostatniego pobytu w szpitalu nasze relacje bardzo się pogorszyły. Zmienił się ze względu na nagłe pogorszenie jego stanu zdrowia.

Był agresywny?

Nie. Wobec mnie nigdy nie był agresywny. Nigdy też nikogo nie uderzył ani nie wdał się w żadną bójkę. Podczas całej naszej znajomości tylko raz podniósł na mnie głos. Ręki nigdy.

Ale rok temu gonił pod szkołą w Brześciu dziewczynki z nożem.

Tak, ale zanim do tego doszło, zadzwonił do przyjaciela i powiedział, że dzieje się z nim coś złego. Prosił go, żeby zadzwonił na policję lub pogotowie. Po chwili się rozłączył. Myślę, że tamta sytuacja była jego wołaniem o pomoc. Nie stawiał się, gdy zjawiła się policja. Był spokojny i opanowany. Kilka miesięcy później, gdy był poszukiwany, po kolejnej próbie samobójczej, ktoś go znalazł przy drodze. Dotarł tam samodzielnie, mimo złego stanu, był po przedawkowaniu silnych leków. To według mnie też było jego wołaniem o pomoc.

Szkolna strzelanina sprzed kilku dni też mogła być jego wołaniem o pomoc?

Uważam, że tak. Tym razem również Marek się nie stawiał, dobrowolnie położył się na ziemi, nie był agresywny. O czymś musi to świadczyć.

Czy Marek miał jakiś żal do szkoły, w której dokonał zamachu?

Nie. Wiem, że w trzeciej klasie gimnazjum, kiedy przebywał w szpitalu, robił wszystko, żeby poprawić oceny. Zależało mu na tym, żeby skończyć szkołę. Nie dostał zgody na napisanie egzaminów, ale uzyskał same pozytywne stopnie i stał się jej absolwentem.

Czemu więc zrobił to, co zrobił?

Nie wiem. Przyznam szczerze, że zupełnie nie rozumiem tego, co się stało.

Media twierdzą, że mógł „polować na polonistkę”. Czy Marek kiedyś wspominał o tej kobiecie?

Nie. Z tego, co mi wiadomo, on nigdy nie miał żadnego problemu z polonistką. Uważam, że są to kompletne brednie. On przecież zdawał z klasy do klasy i ostatecznie skończył tę szkołę. Nauczycielce nigdy nie groził. Nigdy nie przyszłoby mu to nawet do głowy.

Marek ma 18 lat, a gimnazjum kończyło się standardowo w wieku 16 lat. Po skończeniu gimnazjum już się dalej nie uczył?

Nie był w stanie z powodów zdrowotnych. Jego lęki osiągnęły zbyt wysoki poziom. W tamtym roku co prawda było lepiej, nawet zapisywał się do nowej szkoły we Włocławku, sama go do tego namawiałam, to wszystko go jednak wtedy przerosło. Pierwszego dnia szkoły nie pojechał do niej. Zamiast tego znowu próbował popełnić samobójstwo.

Czy Marek interesował się bronią?

Tak.

Skąd miał broń?

Z tego, co podają teraz media, używał broni czarnoprochowej, prawdopodobnie starego rewolweru. Taką broń można kupić legalnie, posiadając dowód osobisty. Przedtem miał co najwyżej zabawkową broń. Na prawdziwą bym mu w życiu nie pozwoliła. Jego mama też nie. On nie miał do tego żadnego dostępu.

Wspomniała pani o zabawkowej broni. Czy kiedy go pani poznała, jeszcze się nią bawił? To nie był przecież mały chłopiec.

Nie. Czasami robił sobie tylko z nią jakieś głupie zdjęcia. To były młodzieńcze zabawy.

A interesował się materiałami wybuchowymi?

Wiem, że interesował się pirotechniką. Nie wiedziałam jednak, że ma jakiekolwiek ładunki i jakikolwiek sprzęt do tego.

Wspominał kiedykolwiek o zamachowcach? Np. o Brieviku albo tych wszystkich amerykańskich nastolatkach, którzy wchodzą do szkół i strzelają do uczniów jak do kaczek?

Cała nasza grupka znajomych lubi czarny humor. Bawią nas rzeczy, które nie bawią innych. Często śmialiśmy się z poważnych zdarzeń. Nie bawiło nas jednak to, że to jest poważne, tylko sam fakt, że ktokolwiek mógł wpaść na ten pomysł. Nieraz w tych rozmowach pojawiały się tematy podobnych zamachów.

Miała pani wrażenie, że Markowi te zamachy mogły imponować?

Oczywiście, że nie. Jeśli by tak było, od razu bym reagowała. Nie wiedziałam, co siedzi mu w głowie.

Wróćmy do tych stanów lękowych. One były tak poważne, że odbierały mu zdolność logicznego myślenia?

Tak. Zdarzało mu się iść ulicą i jeśli ktoś na niego spojrzał, to Marek zachodził w głowę, czemu ta osoba na niego patrzy, czy go ocenia, czy go zaraz wyśmieje albo zacznie obrażać.

Miał jakiś powód, żeby tak myśleć?

Oczywiście, że nie. To spokojny, miły chłopak. Zupełnie niczym nie wyróżniał się z tłumu. Co najwyżej tym, że był wycofany społecznie. Jednak kiedy wracały stany lękowe, zamykał się w sobie. Bał się rozmawiać z ludźmi. Obawiał się, że ktoś go źle oceni albo wyśmieje.

Zażywał narkotyki albo nadużywał alkoholu?

Nie. Nie lubił alkoholu. Nawet przebywanie w środowisku osób pod wpływem alkoholu sprawiało mu problemy. Co więcej, nienawidził palenia papierosów. Był na tyle świadomy szkodliwości środków psychoaktywnych, że poza lekami nie zażywał niczego wpływającego na stan psychiczny.

Odwiedzi go pani za kratami albo w kolejnym szpitalu?

Oczywiście, że tak, jeśli tylko będzie taka możliwość. Nie boję się go. Marek nigdy by mnie nie skrzywdził. Ja nadal na niego czekam. Nie mam mu niczego za złe, nadal chcę go wspierać.

Źródło: onet.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close