Wstrząs i przyspieszone wybory na razie mało prawdopodobne. Negocjacje w obozie władzy przed rekonstrukcją rządu wciąż trwają, ale są pierwsze jaskółki zwiastujące rychłe porozumienie partii wchodzących w skład Zjednoczonej Prawicy – wynika z informacji Onetu po naradzie w siedzibie PiS. Doszło jednak również do spięcia.
- Wczoraj w siedzibie PiS miała wreszcie miejsce bezpośrednia konfrontacja premiera z ministrem sprawiedliwości (pisała też o tym Gazeta Wyborcza)
- Mateusz Morawiecki miał pretensje do Ziobry o nieustanne ostrzeliwanie go w mediach. Ziobro atakował Morawieckiego z powodu braku weta wobec ustaleń szczytu w Brukseli
- W trakcie wczorajszych rozmów miały paść obietnice związane z nowym podziałem wpływów w spółkach Skarbu Państwa i obsadzie stanowisk – nie tylko w ministerstwach
- Nasi rozmówcy z PiS przekonują, że ścięcie liczby ministerstw jest przesądzone, a Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro zdają sobie z tego sprawę. Taktycznie grają jednak ostro i trzymają się razem
- Do rządu wraca Jarosław Gowin po kilkumiesięcznej banicji, którą sam sobie zaserwował po nieudanej inicjatywie zmiany konstytucji, która miała doprowadzić do przesunięcia wyborów prezydenckich o dwa lata
Ziobro kontra Morawiecki
Droga do wczorajszego spotkania na Nowogrodzkiej była długa, kręta i wyboista. Wzajemne pretensje, zarzuty i podejrzenia o złe intencje nabrzmiewały w obozie rządzącym od tygodni. Zaczęło się tuż po wyborach prezydenckich.
Od tego momentu zaczęły krążyć plotki, z których wynikało, że PiS sonduje PSL w sprawie dołączenia do koalicji.
Z drugiej strony Zbigniew Ziobro z pomocą wiernych sobie ludzi starał się podkopywać pozycję Morawieckiego poprzez nieustanne granie na ideologicznej nucie (Konwencja Stambulska, sprawy LGBT), by ostatecznie móc wykazać, że Mateusz Morawiecki nie ma wiarygodności po tej stronie sceny politycznej.
Mówiąc wprost, Ziobro nie chce, by następcą Jarosława Kaczyńskiego został premier.
Jak ujawniliśmy niedawno w Onecie, ziobryści zostali też już ponad miesiąc temu wycięci z głównych programów publicystycznych TVP Info, co Nowogrodzka poleciła kontrolującemu telewizję państwową Jackowi Kurskiemu.
Z naszych informacji wynika, że wczoraj w siedzibie PiS doszło wreszcie do bezpośredniej konfrontacji premiera z ministrem sprawiedliwości (pisała też o tym „Gazeta Wyborcza”). Mateusz Morawiecki miał pretensje do Ziobry o nieustanne ostrzeliwanie go w mediach.
Ziobro wypomniał szefowi rządu brak weta wobec ustaleń szczytu w Brukseli, które – zdaniem prezesa Solidarnej Polski – zawierają groźny dla Polski mechanizm powiązania wypłaty funduszy unijnych z przestrzeganiem zasad praworządności (Morawiecki ogłosił, że mechanizm jest de facto bezzębny).
Minister sprawiedliwości miał przypominać, że sam trzykrotnie składał weto na posiedzeniach rady ministrów sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Rozmowy były trudne również dlatego, że koalicjanci PiS od początku byli sceptyczni wobec samej koncepcji rekonstrukcji rządu. Za ideą zmian oficjalnie stoi troska o lepsze zarządzanie. Liczba ministerstw ma zostać radykalnie ograniczona – być może nawet do 11-12.
Ziobryści w ostatnich tygodniach w wewnętrznych dyskusjach przekonywali, że łączenie resortów w wielkie molochy nie ma sensu, bo mogą się okazać niesterowalne. Ale za ich stanowiskiem kryje się oczywiście również – a może przede wszystkim – troska o własny stan posiadania.
Teraz Solidarna Polska i Porozumienie mają po dwa resorty. Po odchudzeniu rządu stracą po jednym.
Nasi rozmówcy z PiS przekonują, że ścięcie liczby ministerstw jest przesądzone, a Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro zdają sobie z tego sprawę. Taktycznie grają jednak ostro i trzymają się razem. Bez nich Prawo i Sprawiedliwość nie ma większości.
„Oczyszczenie atmosfery”
Ale wygląda na to, że wczoraj doszło do wstępnego porozumienia. A przynajmniej oczyszczenia atmosfery.
Wykuwają się pierwsze konkrety. W zamian za utratę ministerstw koalicjanci mają dostać odpowiednią rekompensatę.
W trakcie wczorajszych rozmów miały paść obietnice związane z nowym podziałem wpływów w spółkach Skarbu Państwa i obsadzie stanowisk – nie tylko w ministerstwach. – Chodzi o zachowanie dotychczasowego układu sił. Wszystko wskazuje na to, że to się uda – słyszymy od polityka Zjednoczonej Prawicy.
Ustalenia zostaną spisane w nowej umowie koalicyjnej. Możliwe, że znajdą się w niej również zapisy dotyczące podziału pieniędzy z subwencji budżetowej. Przed wyborami parlamentarnymi z 2019 r. Jarosław Kaczyński obiecał Porozumieniu i Solidarnej Polsce po 2 mln zł rocznie.
Do tego jednak potrzebna była zmiana ustawy o finansowaniu partii politycznych, bo formalnie nie została zawarta koalicja i jesienią ubiegłego roku wszyscy startowali z list PiS. Nie można więc było dzielić pieniędzy. Projekt zmian w ustawie nigdy jednak nie trafił do Sejmu.
Być może więc temat powróci. Dla gowinowców i ziobrystów byłyby to duże pieniądze, zwłaszcza, że nie ma pewności, iż w 2023 r. prawica pójdzie ponownie razem do wyborów.
Niedawne słowa wiceministra sprawiedliwości Michała Wójcika z Solidarnej Polski o „wewnętrznych sondażach” dających partii Ziobry 5 proc. poparcia były oczywiście elementem negocjacji, ale trzy lata w polityce to wieczność i samodzielnego startu ugrupowania w jakiejś konfiguracji nie można wykluczyć.
Na razie wygląda jednak na to, że zwycięża pragmatyzm. – Obecny układ jest jedynym realnym. Pomimo tarć – mówi nam poseł PiS.
Powrót Gowina
Do rządu wraca Jarosław Gowin po kilkumiesięcznej banicji, którą sam sobie zaserwował po nieudanej inicjatywie zmiany konstytucji, która miała doprowadzić do przesunięcia wyborów prezydenckich o dwa lata.
Szef Porozumienia odzyskał kontrolę nad własnym ugrupowaniem. Raczej bez żalu pożegna się z Jadwigą Emilewicz, która będzie musiała stracić stanowisko wicepremiera w nowym rozdaniu. Emilewicz już od dawna jest w orbicie Mateusza Morawieckiego, a nie swojego dawnego patrona, czyli Gowina.
Kolejne negocjacje ws. rekonstrukcji rządu odbędą się w poniedziałek, ale konsultacje mają się odbywać przez cały weekend.
Co ciekawe, wygląda na to, że paradoksalnie, Kaczyński i Morawiecki szybciej dogadają się ze swoimi satelitami, niż ze stronnictwami wewnątrz PiS. A te rozmowy podobno idą bardzo opornie. Wszystko rozbija się o to, jak połączyć ministerstwa w większe całości.
Jak ujawniliśmy niedawno, poważnie pod uwagę brany jest wariant przejęcia dużej części Ministerstwa Infrastruktury przez Jacka Sasina, który obecnie kieruje resortem aktywów państwowych. Oznaczałoby to, że nadzorujący kilkaset spółek państwowych wicepremier otrzymałby jeszcze potężną strategiczną działkę.
Tyle że odpowiedzialny teraz za drogi i koleje minister Andrzej Adamczyk walczy jak lew o zachowanie swojego poletka. Wspiera go w tym była premier Beata Szydło. Takich przykładów ma być więcej.
Na to nakładają się jeszcze napięcia przed jesiennym kongresem partii rządzącej, który ma zatwierdzić zmiany w statucie. Ich konsekwencją będą zmiany strukturalne w Prawie i Sprawiedliwości, które wymuszą też wymianę szefów pisowskich okręgów.
Źródło: onet.pl