Wiadomości

Awantura Tuska z Ziobro. O co poszło? „Zły Świetlik”

„Stwierdzenie, że rządzącym Mateuszowi Morawieckiemu i Jarosławowi Kaczyńskiemu z Solidarną Polską i jej liderem, Zbigniewem Ziobro, ostatnio było nie po drodze, to dziś już banał. Całość nie stwarza wrażenia ani solidarnej, ani zgodnej. Gdy tylko pojawiają się pogłoski o możliwym odblokowaniu brukselskich pieniędzy dla Polski mały koalicjant z miejsca wyprowadza jakiś antyunijny cios” – napisał w najnowszym felietonie Wiktor Świetlik.

Awantura Tuska z Ziobro. O co poszło? "Zły Świetlik"

Gdzie dwóch się bije tam obu korzysta

Donald Tusk domaga się odwołania ministra sprawiedliwości. Zbigniew Ziobro odpowiada Tuskowi nazywając go „szkodnikiem”. Gdyby to był teleturniej można by go zatytułować „Ależ oni się nie lubią”. Chyba nie ma wątpliwości, że obaj muszą się nie znosić i chcą sobie zaszkodzić? Tyle, że jak poskrobać i się doskrobać to wszystko wygląda na lipę.

Stwierdzenie, że rządzącym Mateuszowi Morawieckiemu i Jarosławowi Kaczyńskiemu z Solidarną Polską i jej liderem, Zbigniewem Ziobro, ostatnio było nie po drodze, to dziś już banał. Całość nie stwarza wrażenia ani solidarnej, ani zgodnej. Gdy tylko pojawiają się pogłoski o możliwym odblokowaniu brukselskich pieniędzy dla Polski mały koalicjant z miejsca wyprowadza jakiś antyunijny cios. W dodatku ostatnio zaczął otwarcie mówić o możliwości wystąpienia w wyborach parlamentarnych osobno. PiS z kolei jest kuszony przez niektórych polityków PSL, którzy wysyłają sygnały, że z chęcią ziobrystów by zastąpili. Liderem propisowskiej grupy wśród ludowców ma być ponoć Marek Sawicki.

I cóż się dzieje? Oto zjawia się rycerz na białym koniu, który rzuca ekipie ministra sprawiedliwości koło ratunkowe. To Donald Tusk. Atakując Ziobrę, domagając się głosowania nad jego odwołaniem faktycznie sprawia, że cała rządząca prawica będzie musiała go bronić. A wzajemne ataki? Ani ataki Tuska Ziobrze nie zaszkodzą, ani na odwrót. Szczególnie, że sprowadzają się do ogólników i epitetów. Panowie sobie pozornie szkodzą, ale na tyle, by tak naprawdę nie zaszkodzić, a pomóc. W innych czasach, gdy nie było nagrywających kelnerów i wszechobecnych komórek mogliby na koniec dnia się spotkać i wypić wspólnie szampana życząc sobie wzajemnie sukcesów. Dziś trzeba dyskretniej. Mogą o sobie wzajemnie ciepło pomyśleć o ile politycy z ich stażem są jeszcze do tego zdolni.

Tak to już w polityce bywa. I tego, czego od razu nie widać nie doczytamy napisanego nawet drobnym drukiem. Ale za to jest prostsza metoda. Wystarczy sięgnąć po starą rzymską zasadę i sprawdzić kto odniesie korzyść.

Źródło: se.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close