Wiadomości

13 „prawd” PiS-u o praworządności w Polsce, które z prawdą mają niewiele wspólnego

We wtorek, drugi raz w ciągu kilku tygodni, odbyła się w Parlamencie Europejskim kolejna debata na temat polskiej praworządności, czyli kolejny raz Prawo i Sprawiedliwość zafundowało Polakom wstyd na całą Europę. Nie było to rozprawianie o standardach prawa w aspirującej do członkostwa w Unii Ukrainie, tylko o normach prawa w państwie będącym członkiem tego klubu od lat 16.

13 "prawd" PiS-u o praworządności w Polsce, które z prawdą mają niewiele wspólnego

Przyznać muszę, że oglądanie tej debaty budziło we mnie skojarzenia jednoznaczne, jak w tej znanej przypowieści: gdy jedna osoba mówi ci, że jesteś pijany, możesz to zignorować, gdy dwie – powinieneś się nad tym zastanowić, gdy kilka osób ci to mówi – możesz być pewny, że najwyższa pora wytrzeźwieć.

Z PiS-em jest dokładnie tak samo. Wszyscy (bo przecież nie będziemy brać tu pod uwagę innych europejskich polityków EKR) mówią PiS-owi „czarne”, oni twardo twierdzą, że „białe”. I tak sobie ta zabawa trwa, rzecz w tym, że obywatel, który jest na końcu tego sznureczka z paciorkami nic z tej zabawy nie ma, oprócz totalnego chaosu prawnego, jaki zafundował mu obóz władzy w Polsce.

Przyglądam się temu, co od lat robi tu Prawo i Sprawiedliwość pod tajemniczym hasłem reformy systemu sprawiedliwości, wydaje mi się dość uważnie i zebrałem 13 „prawd” na ten temat, z którymi warto się zmierzyć. Większość to znane już mocno hasła, ale tym bardziej trzeba z nimi walczyć bez końca, więc nie wykreślam ich z mojego katalogu.

Kolejność jest tu całkiem przypadkowa i nie ma znaczenia w hierarchii ważności. Wszystkie te „prawdy” mają jedną istotną cechę wspólną – z prawdą nie mają żadnego związku.

Prawda 1, czyli prawo polskie jest ważniejsze od unijnego

W podpisanym w 2009 roku przez Lecha Kaczyńskiego Traktacie Lizbońskim (w dużym skrócie i pewnym uproszczeniu uznać można, że to swoista europejska konstytucja) nie ma co prawda wprost powiedziane, że prawo europejskie jest ważniejsze od praw krajowych, ale integralną częścią tego dokumentu są tak zwane deklaracje, których jest w sumie 65.

Deklaracja nr 17 odnosi się do tych kwestii expressis verbis i mówi dosłownie tak:
„Konferencja przypomina, że zgodnie z utrwalonym orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej Traktaty i prawo przyjęte przez Unię na podstawie Traktatów mają pierwszeństwo przed prawem Państw Członkowskich na warunkach ustanowionych przez wspomniane orzecznictwo”.

Poniżej następuje odwołanie do utrwalonego orzecznictwa TSUE, zwłaszcza w oparciu o wyrok z 15 lipca 1964 roku w sprawie 6/64, Costa przeciwko ENEL.

Do deklaracji tej dołączona jest także opinia Służby Prawnej Rady Europy z dnia 22 czerwca 2007 r., której sednem są te kluczowe zdania: „Z orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości wynika, że pierwszeństwo prawa wspólnotowego stanowi podstawową zasadę tego prawa. Według Trybunału zasada ta jest nieodłącznie związana ze szczególną naturą Wspólnoty Europejskiej. Fakt, że zasada pierwszeństwa nie zostanie włączona do Traktatu, w żaden sposób nie narusza samej zasady ani obowiązującego orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości”.

Tak, to prawda, że Traktat daje prawo Państwom Członkowskim kształtować stosunki prawne w danym państwie, ale nie może dziać się to wbrew prawom europejskim, a także naruszać tego wszystkiego, co stanowi podstawę prawa zjednoczonej Europy, w tym święty dla niej trójpodział władz na władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Ta święta zasada mówi, że wszystkie one są od siebie niezależne, natomiast mają współpracować dla dobra państwa. Współpraca wyklucza dominację jednej władzy nad drugą. To jest jak abecadło, Ala ma kota, kot ma Alę i to, że po nocy nastaje dzień. Żadna reforma sądownictwa nie może naruszać Konstytucji jakiegokolwiek państwa, ani naruszać fundamentalnych praw Unii Europejskiej, skoro jest się jej częścią.

Prawda 2, czyli to PO zaczęła niszczyć prawo wybierając sędziów do TK ponadprogramowo

Ulubiony argument polityków PiS, powtarzany z uporem maniaka przy okazji każdej dyskusji na temat praworządności w Polsce. Ostatnio desperacko użył go minister Mucha w znanym programie publicystycznym w pewnej znanej telewizji.

Argument z czapy, bo ówczesny Trybunał Konstytucyjny nie zostawił suchej nitki na politykach PO za to naruszenie Konstytucji, z którego zresztą Platforma natychmiast się wycofała.

Ale rzecz w tym, że wybór trzech innych sędziów był jak najbardziej prawidłowy, czego nie uznał nowowybrany prezydent, łamiąc Konstytucję po raz pierwszy. Znamienne jest także to, że PiS już wcześniej planował skok na praworządność, co opisał w swoim projekcie nowej konstytucji, który to projekt szybko zniknął z przestrzeni publicznej przed wyborami 2015 roku, zapewne po to, aby nie drażnić obywateli.

Zatem całe to gadanie, że to PO nabroiło, jest zwykłą bujdą na resorach. I to nie jedyną.

Prawda 3, czyli sędzia Juszczyszyn nie ma prawa sprawdzać prawidłowości składu orzekającego

Otóż ma. Każdy sędzia w każdym procesie sądowym ma wręcz obowiązek zbadać, czy dany proces toczy się w ramach obowiązującego prawa. Badanie prawidłowości składu sędziowskiego jest jednym z podstawowych obowiązków każdego sędziego, także dlatego, aby uniknąć podważenia wyroku przez stronę, która sprawę przegra. Nie znam adwokata, który by nie wykorzystał takiej sposobności, aby obalić wyrok nie po myśli klienta.

Obowiązkiem sędziego Juszczyszyna było (i jest nadal) zbadanie, czy skład sędziowski wyznaczony został prawidłowo.

To rozumie dziecko w wieku wczesnoszkolnym.

Prawda 4, czyli w ustawie dyscyplinującej nie ma nic dyscyplinującego sędziów

Tego „argumentu” z lubością używa z kolei minister Wójcik. Nie bardzo wiem, dlaczego robiąc z siebie błazna, bo przecież wystarczy wziąć do ręki tę ustawę i po prostu ją przeczytać. Są tam zapisy wprost dyscyplinujące sędziów, czego dobitnym przykładem jest sprawa sędziego Juszczyszyna przed bezprawną „izbą dyscyplinarną” Sądu Najwyższego. Jeśli panowie w togach nałożyli na sędziego karę zawieszenia i obniżenia uposażenia za czynności, które miał obowiązek wykonać, to jest to ustawa dyscyplinująca w sposób oczywisty.

To z kolei rozumie dziecko w wieku przedszkolnym.

Prawda 5, czyli wśród sędziów są czarne owce, dlatego całe środowisko trzeba wziąć za twarz

Nikt nie neguje tego, że w każdym środowisku są czarne owce. Według PiS „izba dyscyplinarna” prowadzi takich spraw 300. W Polsce jest 10 tysięcy sędziów. Gdyby zatem uznać, że wszystkie te przypadki dotyczą czarnych owiec, to jest ich raptem 3 procent.

Z tego prostego wyliczenia widać, że środowisko sędziowskie jest wręcz wzorowe, skoro tylko 3 procent to ci, którzy kradną w sklepach części do wiertarek lub jeżdżą autem po pijaku.

W tym miejscu zadać można pytanie, czy wśród polityków PiS czarnych owiec jest więcej niż 3 procent? Na to pytanie każdy odpowie sobie sam.

Prawda 6, czyli trzeba usunąć sędziów z PRL

Ten „argument” rozbawia mnie najbardziej. Z dwóch powodów – średnia wieku w zawodzie sędziowskim to jakieś 40 lat, większość z nich, to ludzie, którzy w czasach słusznie minionych (czy na pewno minionych?) bawili się w piaskownicy foremkami, ale to jeszcze nic. Drugi powód jest bardziej śmieszny, bo twarzami „reformy” sądownictwa w Polsce są twarze sędziów lub osób ściśle powiązanych z PRL-em, czego najlepszym przykładem jest odkrycie towarzyskie prezesa Kaczyńskiego, czyli pani Julia, która kieruje czymś, co kiedyś było Trybunałem Konstytucyjnym.

Z tego śmieją się już nawet dzieci w żłobkach.

Prawda 7, czyli to PO miała swoich sędziów

Koronnym przykładem tego hasła jest sędzia Milewski, który w oczywisty sposób zachował się jak skończony dureń.

Rzecz w tym, że ów sędzia został poddany ostremu osądowi przez samo środowisko sędziowskie, co oczywiście stanowiło przejaw rugowania z tych szeregów osób nienadających się do tej pracy. Nie potrzebna była do tego żadna ustawa, tylko przyjęte zasady, nad którymi oczywiście można cały czas pracować nie naruszając Konstytucji.

Druga refleksja jest taka natomiast, że sędzia Milewski był jeden, a od lat pięciu takich klonów Milewskiego są setki, czego dobitnym przykładem jest pan Nawacki, pełniący funkcję prezesa Sądu Rejonowego w Olsztynie (to taka nasza Nancy Pelosi – w sensie darcia papieru).

Prawda 8, czyli PiS dostało zielone światło od narodu do reformowania sądownictwa

To oczywiste nadużycie, których mnóstwo w tym całym pisowskim bełkocie.

Fakt, że dane ugrupowanie wygrywa wybory, nie oznacza, że może rozwalać państwo według własnych partykularnych interesów (bo interesu obywateli nie ma tu żadnego). Każdy normalnie myślący wyborca wie, że państwo wymaga naprawy, ale musi się to odbywać w ramach przyjętej przez naród Ustawy Zasadniczej, a ustawy regulujące pracę sądów nie mogą jej naruszać, bo są prawem niższego rzędu.

Ponadto z tym miażdżącym poparciem bym nie przesadzał. Obecna większość sejmowa jest bardzo krucha, większość wyborców (liczebnie) stanowią wyborcy szeroko pojętej opozycji, Senat nie jest w rękach obozu władzy, a ostatnie badania społeczne wskazują wręcz na jego sondażową katastrofę.

Gadanie więc o silnym poparciu społecznym dla przeprowadzanych „reform” jest kolejną bujdą, którą ogarnia każde dziecko w wieku szkolnym.

Prawda 9, czyli sędziokracja. Nadzwyczajna kasta. Sędziowie się nie osądzają

I tu pytanie: kto jest tą nadzwyczajną kastą? Każdy średnio rozgarnięty człowiek wie, że kastą są ci, którzy prawo tworzą. To oni decydują o losie innych. Są więc nadzwyczajną kastą. Sędziowie prawa nie tworzą, sędziowie prawo stosują i badają, czy ktoś tego prawa nie narusza.

Słowa o nadzwyczajnej kaście zostały oczywiście użyte w sposób niefrasobliwy przez jedną z sędzi podczas jednej z debat na temat niezbędnych zmian w tym środowisku i wykorzystane zostały przez obóz władzy jako swoisty lejtmotyw jego działań.

Oczywiście, sądownictwo w Polsce wymaga zmian, nikt rozsądny z tym nie dyskutuje, ale musi się to odbyć w granicach przyjętych w Europie norm.

Prawda 10, czyli „reforma” daje rezultaty

Nie daje. Z punktu widzenia obywatela zmiany wprowadzane przez PiS niczego nie dają.
Postępowania trwają dłużej niż przedtem, koszty sądowe rosną, a tak zwany szary człowiek nadal nie wie, dlaczego przegrał.

Mało tego, co bardziej dociekliwi zauważają, że prawo w Polsce idzie w jakąś chorą stronę, w której władza stoi ponad prawem, unikając bezkarnie wyroków, a obywatel stosować się do nich musi. Nie ma to żadnego związku z reformą. Za to ma oczywisty związek z tym, aby władzę uczynić bezkarną.

To jest rzeczywisty sens tych zmian.

Prawda 11, czyli konstytucyjna równość obywateli wygrała. Czynnik społeczny kontroluje sądy

Ten „argument” to typowy groch z kapustą. Obywatele wybierają władzę ustawodawczą i wykonawczą (częściowo) w wyborach, bo taki jest fundament demokracji. Trzecia władza została powołana do życia jako władza niezależna od dwóch pierwszych i nie można tego mieszać. Oczywiście, że w różnych państwach różnie odbywa się proces powoływania sędziów, owszem, w niektórych jest nawet tak, że powołanie to dokonuje jakiś polityk lub grupa polityków, ale zawsze są to sędziowie wyznaczani przez środowiska prawnicze. To, co wprowadziło PiS nie ma nic z tym wspólnego i oczywiście o żadną kontrolę społeczną (obywatelską) nie chodzi.

Chodzi wyłącznie o to, aby kontrolę nad sędziami sprawowali rządzący politycy, a to już bezpośrednio są kalki z systemów totalitarnych. To jest sedno „reformy” sądownictwa według modelu Jarosława Kaczyńskiego.

Prawda 12, czyli wszyscy są równi wobec prawa

Wszyscy, z wyjątkiem tych, którzy są równiejsi. System tworzony przez PiS sprzyja temu w wyjątkowy sposób. Przykładów można mnożyć wiele i powtarzanie ich zabiera tu cenne miejsce.

Oczywiście dla niepoznaki, od czasu do czasu, organizuje się pokazowy nalot na jakiegoś swojego polityka, ale dotyczy to tylko tych, którzy nie są już przydatni. W podobny sposób władza w PRL-u utwierdzała obywateli w poczuciu sprawiedliwości społecznej.

Prawdziwa równość wszystkich wobec prawa jest wtedy, gdy oddzielone są funkcje ministra sprawiedliwości od prokuratora generalnego i kiedy prawo dotyczy najważniejszych osób w państwie, dokładnie tak jak dzieje się to w demokracjach zachodnich. Tam urzędujący premier, prezydent czy szef partii władzy nie ma żadnych ulg wobec prawa. W Polsce jest bezkarny i z żadną równością nie ma to żadnego związku.

Prawda 13, czyli Europarlament uwziął się na Polskę. W innych krajach jest podobnie jak w Polsce

To następny ulubiony „argument” w tej kampanii półprawd, kłamstw i insynuacji, powtarzany do znudzenia. Europa się na Polskę nie uwzięła, uwzięła się na partię, która Polską rządzi, a to nie jest tożsame. Unia Europejska nie ma żadnych żywotnych interesów w tym, aby Polską pomiatać, jak twierdzi pani Szydło.

Unia Europejska ma natomiast żywotny interes w tym, aby Polska była państwem praworządnym, bo tylko taki kraj może się bezpiecznie rozwijać. W interesie Unii Europejskiej jest silna Polska siłą dobrze rządzonych obywateli.

I jest to prawda oczywista, jak wszystkie oczywiste prawdy tego świata.

Źródło: natemat.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close