Świat

Ameryka już nie będzie taka sama. Stany Zjednoczone po czterech latach prezydentury Donalda Trumpa

Cztery lata prezydentury Donalda Trumpa były niezwykle burzliwym okresem dla Stanów Zjednoczonych. Impeachment, zamieszki na tle rasowym, zmagania z koronawirusem i duże zmiany na najwyższych stanowiskach. Dziedzictwo kadencji Trumpa może mieć wpływ na kolejne lata amerykańskiej polityki. Jakie były więc te cztery lata dla Stanów Zjednoczonych?

Ameryka już nie będzie taka sama. Stany Zjednoczone po czterech latach prezydentury Donalda Trumpa

  • Donald Trump zapisał się w historii Stanów Zjednoczonych… ale na pewno nie w ten sposób w jaki sobie wyobrażał. Jako pierwszy amerykański przywódca w historii – został dwukrotnie postawiony przez niższą izbę parlamentu w stan oskarżenia
  • Stosunek prezydenta do pandemii najlepiej chyba obrazuje badanie, w którym wykazano, że inicjatorem największej liczby fake newsów i teorii spiskowych dotyczących koronawirusa jest… Donald Trump
  • W czasie czterech lat prezydentury Trumpa Stany Zjednoczone kilkukrotnie zapłonęły konfliktami na tle rasowym. Ostatie wzburzenie miało miejsce po śmierci George’a Floyda w maju 2020 r.

Pierwszy impeachment

Kontrolowana przez Demokratów Izba Reprezentantów w grudniu 2019 r. przegłosowała dwa artykuły impeachmentu Trumpa, stawiając go tym samym w stan oskarżenia. Jeden z artykułów zawierał zarzut nadużycia władzy poprzez wywieranie nacisku na Ukrainę, by wszczęła śledztwo wobec Burismy – ukraińskiej spółki, w której władzach zasiadał Hunter Biden. Hunter jest synem Joego Bidena, który w 2020 r. pokonał Trumpa w wyborach listopadowych prezydenckich.

Drugi artykuł impeachmentu stwierdzał, że Trump utrudniał Kongresowi dochodzenie w tej sprawie. Prezydent od początku zapewniał o swojej niewinności w tej sprawie, a śledztwo uznał za motywowane politycznie. Został oczyszczony z zarzutów. Bo o ile w Izbie Reprezentantów do wszczęcia procesu wystarczy zwykła większość, o tyle do uznania prezydenta za winnego wymagana była większość 2/3 głosów, czyli 67 senatorów, a Trump miał w obu izbach poparcie przedstawicieli swojej partii.

W dwóch poprzednich procesach impeachmentu prezydentów w historii Stanów Zjednoczonych wszyscy koledzy partyjni oskarżonego głosowali za uniewinnieniem. Tak zrobili Demokraci w 1868 r. w procesie Andrew Johnosona i w 1999 r., gdy z oskarżeniem musiał zmierzyć się Bill Clinton. Żaden z nich nie został usunięty ze stanowiska. Jedynym Republikaninem, który zagłosował za skazaniem Trumpa był Mitt Romney. Prezydent następnie nie szczędził gorzkich słów pod adresem senatora z Utah, sugerując, że Romney to „tajny agent Demokratów”.

Drugi impeachment

Wydawało się, że kontrowersyjne wypowiedzi Donalda Trumpa nie doprowadzą do tego, aby Kongres miał pretekst do ponownego oskarżania prezydenta. Jednak wtedy doszło do zamieszek i zmasowanego ataku zwolenników Trumpa na Kapitol 6 stycznia 2021 r., Kongres zebrał się wtedy na posiedzeniu, by zatwierdzić głosowanie Kolegium Elektorów.

W centrum sprawy było wystąpienie Trumpa przed szturmem jego zwolenników na Kapitol z 6 stycznia. Przywódca USA sprzed Białego Domu mówił m.in. do swoich sympatyków: „Jeśli nie będziecie walczyć jak diabli, nie będziecie już mieć kraju”. Po wystąpieniu prezydenta, tłum jego zwolenników ruszył w stronę Kapitolu, sforsował obronę, wdarł się do budynku i sal Izby Reprezentantów i Senatu. W zamieszkach zginęło pięć osób, w tym jeden z funkcjonariuszy.

Stany Zjednoczone były zszokowane wydarzeniami, jakie rozegrały się w Waszyngtonie. Donald Trump, chociaż później powiedział demonstrantom, aby „wracali do domu”, równocześnie nalegał na Twitterze, pisząc: To są rzeczy, które mają miejsce, gdy święte zwycięstwo w wyborach jest tak bezceremonialnie i okrutnie odbierane od wielkich patriotów, którzy byli źle i niesprawiedliwie traktowani przez tak długi czas”. Liderzy Demokratów natychmiast zapowiedzieli, że mimo zbliżającego się końca kadencji prezydenta, zamierzają ponownie postawić go w stan oskarżenia.

Izba przegłosowała artykuł impeachmentu, z oskarżeniem Trumpa o „podżeganie do powstania” stosunkiem głosów 232-197. Tym samym Donald Trump – jako pierwszy amerykański przywódca w historii – został po raz drugi postawiony przez niższą izbę Kongresu w stan oskarżenia. Wysiłki Demokratów tym razem wsparła niewielka liczba Republikanów. Senat nie rozpoczął jednak procesu przed końcem prezydenckiej kadencji.

Trump i republikańscy przywódcy w Kongresie od początku bardzo niechętnie podchodzili do podejmowania zdecydowanych działań rządu federalnego w zwalczaniu pandemia, czy nawet uznania jej za zagrożenie. Prezydent zreflektował się dopiero po czasie, gdy sytuacja epidemiczna w kilku miejscach – jak w mieście Nowy Jork – zaczęła wymykać się spod kontroli.

Prezydent był bardzo mocno krytykowany przez wiele miesięcy za zbyt powolną reakcję, zwłaszcza jeśli chodzi o pomoc dla firm. Kraj został pozostawiony w miejscu, w którym stany, samorządy i opinia publiczna musiały radzić sobie same z tym niebywałym wyzwaniem – i żadne z nich nie posiadało odpowiednio dużych środków, żeby tego dokonać.

Prezydent przez wiele miesięcy odmawiał noszenie maseczki, wielokrotnie sprzeciwiał się rekomendacjom Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC), osłabiając zdolność agencji do odpowiedniego reagowania i wzmagając rosnący w siłę ruch antyszczepionkowy i „antycovidowy”. Naukowcy z Cornell University przeanalizowali 38 mln anglojęzycznych artykułów na temat pandemii. Z zebranych przez nich informacji wynika, że inicjatorem największej liczby fake newsów i teorii spiskowych dotyczących koronawirusa jest… prezydent Stanów Zjednoczonych.

Prezydent w końcu sam zachorował na COVID-19. W październiku otrzymał pozytywny wynik testu na koronawirusa, a jego stan zdrowia zmusił go do wizyty w szpitalu Walter Reed pod Waszyngtonem. Donald Trump wyzdrowiał i powrócił do pełnienia swoich obowiązków kilka dni później.

Przełom nastąpił w momencie ogłoszenia dostępności szczepionek na koronawirusa. Donald Trump wyznaczył ambitny plan szczepień dla obywateli Stanów Zjednoczonych, który… okazał się być niewykonalny. Prezydent zapewniał, że do końca 2020 r. zaszczepionych pozostanie 20 mln obywateli. Preparat udało podać się pięciokrotnie mniejszej grupie. Na administrację spadła kolejna fala krytyki.

Do tej pory w USA potwierdzono ponad 24 mln przypadków SARS-CoV-2, z czego ponad 3 mln w samej Kalifornii. Przez rok trwania pandemii zmarło aż 400 tys. osób. Oznacza to, że blisko co piąty odnotowany na świecie zgon z powodu koronawirusa przypada na Stany Zjednoczone. To najwięcej ze wszystkich krajów świata.

Sąd Najwyższy – wyjątkowa kadencja

Wielu prezydentów marzy o tym, żeby odcisnąć swoje piętno na historii kraju. Donald Trump miał wyjątkowe szczęście, bo pośrednio będzie wpływać na dalsze losy i decyzje w kraju jeszcze na długie lata po swoim odejściu. A to wszystko dzięki temu, że za jego kadencji zmarło aż trzech sędziów Sądu Najwyższego. Trump miał prawo ich wyznaczenia.

Zmiany rozpoczęły się już w 2016 r., przed oficjalnym objęciem władzy przez Trumpa, kiedy przywódca większości w Senacie Mitch McConnell postanowili nie rozważać kandydatur do sądów federalnych i okręgowych, które proponował Barack Obama. Tak samo stało się z potencjalnym zastępcą zmarłego sędziego Sądu Najwyższego Antoninem Scaliią.

W ciągu następnych czterech lat Republikanie z Białego Domu i Senatu potwierdzili w Sądzie Najwyższym trójkę konserwatywnych sędziów – Neila Gorsucha, Bretta Kavanaugh i Amy Coney Barrett. Żaden inny prezydent nie był w stanie mianować więcej niż dwóch sędziów w Sądzie Najwyższym od czasu Ronalda Reagana, który mianował czwórkę kandydatów, ale jednocześnie dokonał tego podczas dwóch kadencji.

Wpływ Trumpa na sądownictwo nie zamyka się tylko i wyłącznie na Sądzie Najwyższym. Prezydent zadbał, aby na wielu szczeblach przeforsowane zostały kandydatury sędziów sprzyjających światopoglądowo jego przyjaciołom z Partii Republikańskiej.

W ciągu zaledwie jednej kadencji Trump mianował sędziów federalnych w tempie szybszym niż jakikolwiek prezydent po II wojnie światowej. Z pomocą kontrolowanego przez Republikanów Senatu mianował więcej sędziów sądów apelacyjnych (54) i sędziów Sądu Najwyższego (3) niż jego poprzednik Barack Obama w ciągu ośmiu lat.

Na początku 2020 r. Trump był również na dobrej drodze do powołania większej liczby federalnych sędziów apelacyjnych niż jakikolwiek niedawny prezydent w tym samym momencie swojej prezydentury,

Niepokoje rasowe

Napięcia rasowe podczas prezydentury Donalda Trumpa znacznie eskalowały z czasem. Do pierwszego poważnego incydentu doszło w sierpniu 2017 r., gdy mężczyzna wjechał samochodem w tłum demonstrujących aktywistów w Charlottesville w stanie Wirginia. Zginęły trzy osoby: 32-letnia kobieta i dwóch policjantów; rannych zostało 35 osób.

Do aktów agresji w Charlottesville doszło, gdy wybuchły starcia między uczestnikami wiecu skrajnie prawicowych „białych nacjonalistów” a uczestnikami kontrdemonstracji, m.in. działaczami ruchu „Black Lives Matter”. Samochód wjechał w tłum ludzi, głównie lewicowych aktywistów, demonstrujących przeciw wiecowi.

Oskarżony o tę zbrodnię 20-letni James Alex Fields Jr. na portalach społecznościowych wielokrotnie propagował symbole nazistowskie oraz głosił hasła wsparcia dla Donalda Trumpa. Wywołało to falę oburzenia, a lewicowi aktywiści zaczęli utożsamiać prezydenta z ruchem rasistowskim.

Ponowne protesty wybuchły trzy lata później, po tym jak 25 maja 2020 r. w Minneapolis w stanie Minnesota został zatrzymany 46-letni George Floyd za domniemaną próbę zapłacenia fałszywym banknotem. Na nagraniu z miejsca zdarzenia widać, jak policjant skuł go kajdankami, a następnie przez ponad 8 minut przyciskał jego kark kolanem do ziemi. Floyd błagał policjanta o reakcję, mówiąc, że nie może oddychać. Funkcjonariusz zignorował prośby, doprowadzając do śmierci Afroamerykanina.

Po tym zdarzeniu fala demonstracji i protestów wylała się po całych Stanach. W wielu miastach w USA doszło do licznych starć z policją i zniszczenia mienia, w tym podpaleń. Przez kilka tygodni na ulicach miast gromadzili się protestujący, którzy maszerowali, głosząc antypolicyjne i antyrasistowskie hasła. W trakcie trwania zamieszek Donald Trump sugerował, że był gotowy użyć wojska, za co został skrytykowany przez dowódców – m.in. admirała Mike’a Mullena i byłego sekretarza obrony w swojej administracji, gen. Jamesa Mattisa.

Sprawa na długo zdominowała debatę publiczną w USA, skupiając ją wokół tematu brutalności policji i dyskryminacji, z jaką spotykają się czarnoskórzy obywatele.

Źródło: onet.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close