Wiara pomogła mu przetrwać trudne chwile. Kiedy lekarze nie dawali szans jego synkowi, sportowiec zdrowie swego dziecka polecił Stwórcy.
Marek Citko z żoną /Agencja FORUM
Będąc młodym chłopakiem, wpadł w poważne tarapaty – uzależnił się od hazardu. Jako junior Marek Citko (45 l.) walczył na boisku o kolejne gole, a przy automatach do gry trwonił pieniądze. W pewnym momencie zadłużenie było tak duże, że musiał sprzedać auto, prezent od rodziców.
– Czułem się małym człowiekiem, który traci swoje życie – wyznał. Ze swoich problemów zwierzył się przyjacielowi, ten zaproponował mu, żeby poszedł na spotkanie wspólnoty „Bóg, światło, życie”. Odbyła się modlitwa wstawiennicza w jego intencji. Wkrótce sportowiec przeszedł duchową przemianę.
– Powoli zacząłem rozumieć, że sytuacje dnia codziennego wymagają Bożej postawy. Tradycyjne podejście do religii zamieniłem na żywą wiarę – mówi „Dobremu Tygodniowi”.
To dzięki niej przetrwał trudne życiowe zakręty. Był prawdziwym piłkarskim objawieniem lat 90. Mógł grać w najlepszych europejskich klubach, ale jego kariera nie potoczyła się tak spektakularne. Winne były feralne kontuzje. Po jednej z nich długo nie mógł odzyskać formy. Na boisko powrócił dopiero po półtora roku.
Koło nosa przeszły mu zagraniczne kontrakty. Dzięki głębokiej wierze z pokorą przyjmował to, co zesłał mu los.
– W pewnym momencie oddałem swoje życie w ręce Boga i powiedziałem: „Co ma być, to będzie” – przekonuje.
To właśnie w czasie żmudnej rekonwalescencji ożenił się i założył rodzinę. Swoją przyszłą żonę, Agnieszkę, wtedy studentkę dziennikarstwa, poznał podczas wywiadu, który z nim przeprowadzała. Piękna, wygadana blondynka szybko go oczarowała. On też zrobił na niej ogromne wrażenie.
– Ujął mnie tym, że był dobrym człowiekiem, o silnie ukształtowanym kręgosłupie moralnym – wspominała. W tym roku świętować będą 20-lecie ślubu. Marek nie żałuje, że nie kontynuował kariery za granicą.
– Dzięki temu, że nie wyjechałem, podpisałem znacznie lepszy kontrakt, małżeński – tłumaczy.
Marek Citko z dziećmi /Jarosław Wojtalewicz /AKPA
Przez te wszystkie lata to żona była jego największym przyjacielem. Wiele razem przeszli. Agnieszka, będąc w drugiej ciąży, usłyszała wstrząsającą diagnozę. On w tym czasie przebywał za granicą. Dziecko, które nosiła w łonie, cierpiało na poważną wadę rozwojową.
– Konradek miał połowę serca. Lekarze nie robili nam wielkich nadziei. Wprost sugerowali aborcję. Nie mogliśmy się na to zgodzić – zdradza „Dobremu Tygodniowi” były piłkarz.
– Wiedziałem, że cuda się zdarzają, więc trzeba skupić się na modlitwie – wyjaśnia. Napisał własną, której słowa codziennie wznosił do Nieba.
„Ty, Panie, możesz wszystko, dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Okaż nam, Panie, Miłosierdzie i uczyń dla nas cud” – powtarzał z nadzieją. Trudną sytuację od początku zawierzył Stwórcy.
– Wiedziałem, że dla Niego nie rzeczy niemożliwych – opowiada. Nie tracił wiary w cud, ale był przygotowany na wszystko, także na najgorsze.
– Mówiłem: „Wola nieba,nawet jak się urodzi i będzie żyło dwa, trzy dni, to będzie miał grób. Pan Bóg daje, pan Bóg zabiera” – wspomina.
To traumatyczne doświadczenie potraktował jako próbę. Nie ukrywa, że zawsze wielkie wrażenie robiła na nim Księga Hioba.
– Choć Stwórca bardzo go doświadczył, to nigdy nie stracił do Niego zaufania. Starałem się podobnie podchodzić do życia – opowiada Marek Citko.
Opatrzność interweniowała, gdy drżał o zdrowie synka. Kiedy Konrad walczył o życie, żona piłkarza trafiła na artykuł o wadzie serca, na którą cierpiał ich synek. Wkrótce potem poznała rodzinę, dzielącą ich losy.
– Odczułem wtedy Bożą pomoc – mówi Citko. Jego syn przeszedł trzy operacje na otwartym sercu. Operował go wybitny krakowski kardiochirurg, Edward Malec. W trakcie zabiegów para gorliwie modliła się w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach.
– Zaufałem Jezusowi. Wierzyłem, że chociaż jest taka zła diagnoza, może zdarzyć się cud – wyznał Marek w książce „Świadectwo Bożego Miłosierdzia”.
Dziś jest przekonany, że wyzdrowienie chłopca zawdzięcza Stwórcy. Konrad w czerwcu kończy 16 lat. Co roku przechodzi kontrolne badania, ale czuje się bardzo dobrze. Jest aktywny – gra w piłkę, tenisa, pływa.
– Codziennie dziękuję Bogu za Jego łaski: ocalenie syna Konrada, zdrowie córek Weroniki i Oli, żony Agnieszki – wylicza piłkarz.
Źródło: pomponik.pl