Na najbliższym, ruszającym w środę posiedzeniu Sejmu posłowie mają zdecydować, czy 12 listopada będzie dniem wolnym od pracy dla sklepów, szkół czy sądów. Część tych ostatnich już próbuje się na wolne (lub nie) 12 listopada przygotować. Prezes Sądu Rejonowego dla Krakowa Śródmieścia polecił oficjalnie poinformować strony postępowań, że ich sprawy w poniedziałek się odbędą… lub nie odbędą. Wszystko zależy od prezydenta. – Festiwal niekompetencji, jedna wielka żenada – mówi nam anonimowo sędzia pracujący w tym sądzie.
- Jak pisze do przewodniczących wydziałów prezes krakowskiego „rejonu”, rozpraw zaplanowanych na 12 listopada nie należy odwoływać
- Sędziowie mają jednak poinformować strony, że jeśli prezydent podpisze ustawę o wolnym 12 listopada, owe zaplanowane rozprawy się nie odbędą
- – Czyli mamy śledzić programy informacyjne i do nich dostosować swoje stawiennictwo w sądzie? – pyta sędzia krakowskiego „rejonu” chcący zachować anonimowość. – Przecież to jest kuriozalne!
Zamieszanie wokół wolnego – lub pracującego 12 listopada trwa od kilku tygodni. Po tym, jak Sejm zdecydował, że będziemy świętować, Senat postanowił jednak, że owo świętowanie uczyni jeszcze bardziej hucznym. I senatorowie uchwalili, że wolne będą mieć nie tylko szkoły, firmy czy sądy ale też sklepy, o czym Sejm najwyraźniej zapomniał. I tak, sprawa wróciła do Sejmu, na kolejne głosowanie. Posłowie mają zająć się tą sprawą 7 listopada – a jeśli do piątku zmiany proponowane przez Senat uchwalą, prezydent będzie mieć zaledwie trzy weekendowe dni, by zdecydować czy ustawę podpisze. Co prawda, zapowiedział już, że najpewniej tak uczyni – choć ustawy jeszcze nie dostał, bo jej nie uchwalono – jednak jak dotąd nic nie jest przesądzone. Bo w polskim porządku prawnym wciąż nie funkcjonuje prawo, ustanawiające 12 listopada dniem wolnym od pracy. W związku z tym szpitale, sądy czy firmy nie mają żadnych podstaw, by uważać, że ten dzień jest wolny od pracy. Stan prawny jest taki, że na dziś 12 listopada jest dniem roboczym. A co będzie – nie wiadomo.
I na ten stan zawieszenia muszą jakoś zareagować sądy. Pytanie tylko – jak? Bardzo kreatywny okazał się tu nowy prezes Sądu Rejonowego dla Krakowa Śródmieścia, który polecił, by poniedziałkowych rozpraw nie odwoływać. Ale…
Rozprawy się odbędą. Chyba, że się nie odbędą. „Kuriozum”
Prezes krakowskiego „rejonu” już 31 października rozesłał do szefów wydziałów pismo (do którego dotarł Onet), w którym nakazał im przygotować strony postępowań na… praktycznie każdą ewentualność. A mówiąc wprost, sędzia polecił, by poniedziałkowych rozpraw nie odwoływać – a jednocześnie uprzedzić strony, że mogą się one nie odbyć.
„Polecam, aby referenci spraw nie odwoływali rozpraw tylko poinformowali strony postępowania i wezwanych świadków oraz pełnomocników stron, że w przypadku podpisania przez Prezydenta RP ustawy o dniu wolnym od pracy 12 listopada 2018 roku przed tą datą, rozprawy zaplanowane na ten dzień nie odbędą się, i nie należy stawiać się w Sądzie” – pisze prezes krakowskiego „rejonu”, sędzia Piotr Skrzyszowski.
– To co, strony mają sobie powróżyć z fusów, co będzie? Czy może przykleić się do telewizorów i śledzić stacje informacyjne? – pyta wyraźnie zdenerwowany sędzia Sądu Rejonowego dla Krakowa Śródmieścia, którego owo zarządzenie prezesa dotyczy. – To polecenie jest po prostu kuriozalne, kosmos kompletny! – mówi. – To jest skrajna niekompetencja i skrajny brak szacunku dla ludzi. Żenada po prostu. Bo przecież ktoś może być zmuszony dojechać na rozprawę z miejscowości odległej o, powiedzmy, sto kilometrów – mówi sędzia. – I co, ma sobie zaplanować transport, kupić bilet na pociąg czy autobus a potem go zwracać, bo jednak będziemy mieć wolne? I kto w PKP czy PKS go zrozumie, gdy powie, że bilet już kupił ale teraz poprosi o zwrot pieniędzy, bo jednak nie skorzysta? Bo władza nakazała świętować i rozprawy nie będzie? – pyta sędzia.
Jak dodaje, problem dotyczy także spraw aresztowych, które się przeciągną – choć powinny być załatwiane na bieżąco. – Podobnie jest ze sprawami karnymi czy cywilnymi, gdzie kolejne terminy mogą być wyznaczone na, powiedzmy, styczeń czy luty. A to i tak są nie najgorsze terminy – mówi nam sędzia krakowskiego „rejonu”.
Kilkanaście tysięcy odwołanych spraw? „Jak świętować, to świętować”
W skali kraju, gdyby ustanowiono 12 listopada dniem wolnym od pracy, w sądach doszłoby do masowego odwoływania rozpraw. – Przypuszczam, że w skali kraju byłoby ich kilkanaście tysięcy – mówi Onetowi były rzecznik KRS, sędzia Waldemar Żurek. – Kolejne terminy są w niektórych przypadkach odległe o kilka miesięcy, więc osoby walczące, powiedzmy, o prawo do opieki nad dzieckiem czy o rozwód przez kilkadziesiąt kolejnych dni będą w stanie prawnego zawieszenia – wyjaśnia. – Ale cóż, władza kazała świętować, to świętujemy. Kosztem tzw. „zwykłych ludzi” – podkreśla sędzia.
Jak dodaje rzecznik Stowarzyszenia Sędziów „Iustitia” Bartłomiej Przymusiński, z szacunków sędziów wprost wynika, że jeśli 12 listopada będzie dniem wolnym, odwołanych może zostać około 16 tysięcy spraw. – I nie są to przypadki błahe, bo mam koleżankę, która ma rozprawę w poniedziałek, i do której już piszą świadkowie wezwani ze Szwecji, pytając, czy mają przyjeżdżać – opisuje sędzia Przymusiński. – I ona po prostu nie wie, co im odpowiedzieć. Bo może być zmuszona przełożyć ich wezwanie o co najmniej cztery miesiące naprzód – mówi. – Są sprawy, gdzie bardzo długo nie udawało się doprowadzić świadków, na przykład z zakładu karnego. I gdy w końcu udało się załatwić konwój, to okazuje się, że być może trzeba go będzie odwołać. Albo i nie będzie trzeba, wszyscy tkwimy w sytuacji niepewności i zawieszenia – podkreśla rzecznik „Iustitii”.
Jak mówi, wobec obecnych realiów w sądach, przesunięcia rozpraw wynosić będą nie kilka tygodni – ale kilka miesięcy. – Nie widzę nic złego w wolnym dniu, ale nie organizowanym na ostatnią chwilę – mówi sędzia Przymusiński. – Bo na darmo pójdzie tak praca sędziów, jak sekretariatów, wszystko to trzeba będzie wykonać od nowa. I powiem wprost, że robienie takiego dnia wolnego, kompletnie bez wyobraźni, zaplanować mógł tylko ktoś, kto nigdy nie pracował inaczej niż jako polityk – kwituje rzecznik „Iustitii”.
Źródło: onet.pl